tag:blogger.com,1999:blog-12128135653606927492024-03-05T15:53:21.758+01:00ISETversepolska spaceoperaVampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.comBlogger80125tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-92102345025275942732019-03-06T22:28:00.000+01:002019-03-06T22:35:25.116+01:00Wiosna - patyczkowy komiksCzuję zbliżającą się wiosnę. Ciekawe czy na innych planetach też mają coś takiego, jak wiosna.<br />
<br />
<a href="http://www.vampirciowo.pl/images/wiosna.jpg" target="_blank">Wiosna - patyczkowy komiks</a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-47974479498328147192019-01-31T19:15:00.000+01:002019-03-06T18:06:17.089+01:00Wyzwania, Rozdział XIV<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;">Rozdział
XIV<br /><br /> Yrynysa na pozór przypominała martwą planetę,
pustynię, która nigdy nie zaznała nocy. Kiedy wszystkie trzy
słońca znajdowały się na nieboskłonie, zalewały krajobraz
oślepiającym blaskiem i bezlitosnym gorącem. Nie było to miejsce
przyjazne dla ludzi. Wysokie promieniowanie i temperatura sprawiały,
że tylko wywroni mogli przebywać na zewnątrz bez specjalnego
kombinezonu. Co prawda wymagane skafandry były dość lekkie i nie
krępowały ruchów, jak te ciśnieniowe, ale i tak życie na
Yrynysie zdawało się dość ciężkie. Tom stosunkowo szybko
pożałował, że zgodził się na udział w tej misji, zwłaszcza,
że nie zanosiło się na jej rychły koniec. I nie chodziło tylko o
surowość planety. Zamiast brawurowych, bohaterskich akcji praca
Toma polegała głównie na podsłuchiwaniu. Czasami mijało wiele
dni żmudnej pracy, nim udawało się wychwycić choć jedną,
przydatną informację.<br />- Co robisz? - zdziwił się Broko na
widok Ziemianina dłubiącego w czerwonawej korze głazodrzewa.
Ciężko było ją zarysować, ale scyzoryk sprawdzał się całkiem
nieźle.<br />- Próbuję wyryć swoje imię i nazwisko. Zostawić coś
po sobie – oznajmił mężczyzna.<br /> To przerażające pustkowie
miało w sobie dziwny urok. Postrzępione, pomarańczowe skały,
poskręcane konary pancernych roślin, wiatr dudniący między
kamiennymi słupami, wszystko to sprawiało, że Tom naprawdę czuł
się lata świetlne od domu. Dokonał niemożliwego, stanął na
niejednym obcym globie, ale tutaj pozostawi po sobie trwały ślad,
który być może ktoś w przyszłości odnajdzie. Zaś on kiedyś
wróci do domu i będzie z uśmiechem wspominać misję, której
swego czasu miał dosyć.<br />- Tom, Broko... wracajcie szybko do
bazy. To pilne. - Z głośnika wbudowanego w skafander przemówił
głos Sysa.<br /> Na szczęście członkowie drużyny zbytnio się nie
oddalali, więc do jednostki dotarli w kilka minut. Gdy tylko
przekroczyli wrota wielkiej, srebrnej kopuły, mogli zdjąć
kombinezony. W środku panowała znośna temperatura, jak zresztą w
wielu pomieszczeniach na Yrynysie, które zostały przystosowane do
przebywających w nich przedstawicieli obcych ras.<br /> W sali odpraw
nie było okien, za to nie brakowało komputerów. Jeden przypadał
na każde stanowisko siedzące, a oprócz tego na ścianie wisiał
wielki projektor holograficzny.<br />- Nie będę przedłużać, bo to
nie ma sensu. - Sys oparł się dłońmi o blat stołu i spojrzał na
towarzyszy z przerażającą powagą. - Otrzymaliśmy bardzo
niepokojącą wiadomość z Mloku. Zaraz potem straciliśmy
łączność...<br /> Same dwa pierwsze zdania wystarczyły, by
rozsiać po wszystkich narastające uczucie niepokoju. A potem było
już tylko gorzej.<br /><br /><br /> Kiedy Chenowi film się urwał,
okazała się niezbędna interwencja dwóch najsilniejszych mężczyzn.
Ib chwycił geologa pod ręce, Gareth za nogi i wspólnie zanieśli
go do sypialni. Derks obserwował wszystko z niesmakiem, więc Kelly
starała się go pocieszać.<br />- Nie martw się. Wspólnie jakoś
przetrwamy ten wieczór. - poklepała mouka po plecach.<br />- Mówiłam,
że tak się to skończy – westchnęła Hilda i spojrzała na Iba
podejrzliwie. Choć wypił nie mniej niż Chen, jakoś w ogóle nie
było po nim widać znamion alkoholowego upojenia.<br /> Po
zakończonej akcji Derks stwierdził, że potrzebuje pobyć przez
chwilę sam i się przewietrzyć. Na szczęście teren wokół hotelu
był dość rozległy, więc mouk znalazł sobie dogodne miejsce przy
bramie i w blasku latarni sięgnął do swojej torebki. Zerknął na
komunikator, tylko po to, by stwierdzić, że nie otrzymał żadnych
wiadomości. Właściwie sam nie wiedział, po co zabrał ze sobą to
urządzenie, skoro nie był na służbie. Cóż, stare nawyki łatwo
nie znikały.<br />- Hej!<br /> Czyjś głos sprawił, że Derks szybko
zamknął swoją torebkę i się odwrócił. To fotograf Sławek
zmierzał w jego kierunku.<br />- Obiecuję, że przybywam w pokoju.
Nie będzie żadnego nagabywania. - Mężczyzna symbolicznie podniósł
ręce.<br /> Derks nabył sporej tolerancji odnośnie zachowań
Ziemian, więc uznał, że nie ma co się denerwować. Wysłucha ze
spokojem tego, co fotograf ma mu do powiedzenia i jeśli coś nie
będzie mu pasować, to po prostu wymyśli wymówkę i się oddali.<br />-
Chciałem tylko przeprosić – wyznał mężczyzna. - Zrobiłem z
siebie idiotę. Pozowałem na nie wiadomo kogo i wykazałem się
sporą arogancją.<br />- Nic się nie stało – uspokoił Derks.<br />-
Na pewno?<br />- Na pewno.<br />- Uf... to kamień spadł mi z serca.
Taki ze mnie bałwan, że się nawet nie przedstawiłem, jak należy.
Możemy przejść na „ty”? Jestem Sławek. - Mężczyzna
wyciągnął dłoń.<br />- Derks. - Na szczęście mouk umiał witać
się jak tubylcy, a że nie dostał zakazu używania prawdziwego
imienia, to nie musiał silić się na kreatywność. Wciąż
wyczuwał u Ziemianina zdenerwowanie, więc nawet uśmiechnął się,
by go trochę uspokoić. <br />- Fajne imię. Jesteś z USA?<br />- Tu
cię mam, chuju! - Ktoś nagle wrzasnął.<br /> Mężczyzna z wąsem
i nieumytymi, brązowymi włosami pojawił się niespodziewanie w
bramie. Podwinął rękawy zielonego dresu i zbliżył się do Sławka
z morderczym błyskiem w oku.<br />- Ja to załatwię. - Fotograf
szepnął do Derksa i bynajmniej nie przypominał oazy spokoju.<br />-
Oddawaj kasę, chuju! Miałeś to zrobić wczoraj! - warknął
ponownie przybysz.<br />- Spokojnie, Józek. Dostanę resztę za wesele
i ci oddam.<br />- Albo kasa teraz, albo aparat!<br />- Ale aparat jest
mi potrzebny do pracy...<br /> Józek zamachnął się na Sławka, ale
nim pięść zdołała sięgnąć twarzy fotografa, Derks chwycił
agresora za nadgarstek. Początkowo tylko bardziej rozsierdziło to
wąsacza, który próbował wyszarpać swoją rękę z uścisku.
Jednak gdy okazało się, że ta ani nie drgnie, twarz Józka zaczęła
przybierać wyraz coraz to większego szoku. Derks stał przez chwilę
nieruchomo, ze stoickim spokojem trzymając rękę mężczyzny w
żelaznym uścisku. Nie podobało mu się, że doszło do aktu
agresji, bo bardzo nie chciał ingerować w życie autochtonów, ale
nieświadomie wplątał się w całą sytuację, więc musiał jakoś
sprawę zakończyć. Puścił nadgarstek, jednocześnie drugą dłonią
wymierzając przemyślany cios w gardło. Raz powinno wystarczyć.
Józek niemalże wyskoczył z butów i upadł dwa metry dalej, z
trudem łapiąc powietrze. Wyglądało to groźnie, ale Derks był
pewien, że nie doszło do poważnych obrażeń. Wąsacz wycofał się
za ogrodzenie, jak zbity pies, wciąż trzymając się za gardło.<br />
Cisza trwała może kilka sekund. Fotograf wziął głęboki wdech i
podrapał się po głowie, jakby wciąż nie do końca wiedząc, co
przed chwilą się stało.<br />- Trenujesz kraftmagę? - wydukał
zdumiony.<br /> Za pewne chodziło o jakąś ziemską sztukę walki.<br />-
Zgadza się. - Derks wybrał bezpieczną odpowiedź i ruszył w
stronę hotelu.<br /><br /><br /> W sali rozbrzmiewała „Aleja gwiazd”,
a goście bawili się w najlepsze. Joanna siedziała przy stoliku
swej najbliższej rodziny i wzdychała do Garetha, który obecnie
znajdował się na parkiecie. Zachował się bardzo po dżentelmeńsku,
prosząc Derksa do tańca. Bez wątpienia postąpił słusznie po
tym, jak Chen odpadł z gry, więc Joanna nie miała problemu z tym,
żeby na chwilę „pożyczyć” swojego męża.<br />- Ej, twój
kumpel Abz się dziwnie zachowuje. - Maria podeszła nagle do stolika
i zaskoczyła starszą siostrę swym nagłym stwierdzeniem.<br />
Lepiej było nie bagatelizować takich sygnałów. Od samego początku
Joanna miała pewne obawy, że obcy mogą nie do końca odnaleźć
się w nowej sytuacji, dlatego wstała i postanowiła sama sprawdzić,
co się dzieje.<br /> Zastała Abza przy podświetlanym basenie.
Siedział tam, opierając brodę o kolana, i gapił się w toń wody.
Marynarka leżała obok niego. Koszulę miał rozpiętą przy szyi, a
rękawy podciągnięte.<br />- Mogę tu usiąść? - spytała niepewnie
panna młoda.<br />- Pewnie. - Abz rozłożył swoją marynarkę tak,
żeby zrobić z niej siedzisko dla koleżanki.<br /> Joanna chwilę
się zawahała, ale jednak usiadła na przygotowanym dla niej miejscu
i spojrzała na przyjaciela. Nie sprawiał wrażenia szczęśliwego.<br />-
Myślałem, że przywykłem do tych temperatur, ale było mi
gorąco... - wyjaśnił z lekkim zakłopotaniem Anahibianin.<br />
Kobieta zdążyła Abza poznać na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie
smucił by się tylko i wyłącznie ze względu na zbyt ciepłą
noc.<br />- Ty mi lepiej powiedz, co takiego zrobiłeś, że moja
siostra zaczęła się o ciebie martwić.<br />- No właśnie nic. W
tym leży problem. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, ani tańczyć.
Ale nie ma w tym żadnej pogardy, przysięgam. Twoja siostra jest w
porządku, po prostu... - Abz zaczął nerwowo bawić się zdjętym
krawatem. - Nie chcę udawać kogoś, kim nie jestem. Nie umiem
kłamać na taką skalę. Szanuję wasze tradycje, ale ja się tutaj
czuję osaczony. Jak to się u was mówi... Jak ryba wyjęta z
wody.<br />- Ale ja cię doskonale rozumiem. - Joanna otoczyła
przyjaciela ramieniem. - Nawet nie wszyscy Ziemianie dobrze się
czują w takiej sytuacji. Pamiętaj, że nikt cię do niczego nie
zmusza.<br />- Jedzenie jest dobre – rzucił Abz i nawet na moment
się uśmiechnął.<br />- No widzisz? Czyli warto było dla czegoś
przylecieć.<br />- Warto było przylecieć dla was. Tylko zastanawiam
się, co powiedzieć twojej siostrze, żeby przestała za mną
chodzić. Wiem, że mogę dalej sprzedawać jej zmyślone bajeczki,
ale... udawanie Ziemianina... przez tyle godzin, na taką skalę...
nie potrafię.<br />- Jakoś to załatwię. Zawsze mogę powiedzieć,
że wolisz mężczyzn – zachichotała Joanna.<br />- Ani się waż! -
Abz podniósł głos i szybko ugryzł się w język. Co za głupi
odruch. Tak gwałtowna reakcja bez wątpienia mogła się wydać
podejrzana, więc na bladej skórze Anahibianina szybko pojawił się
rumieniec. - Przepraszam.<br /> Joanna poczuła się trochę
zmieszana, ale postanowiła dyplomatycznie zakończyć temat.<br />-
Żartowałam – rzuciła. - W każdym razie, jeśli męczy cię to
wszystko, zawsze możesz pójść do swojego pokoju. Nie musisz czuć
się zobligowany wytrwać do końca imprezy.<br />- Możemy tu jeszcze
chwilę posiedzieć. - Abz z powrotem wlepił wzrok w wodę. Jej
widok miał uspokajające działanie. A nad głowami świeciły
gwiazdy.<br /><br /><br /> Impreza trwała praktycznie do rana. Choć Abz
nie odnalazł się w nowej sytuacji i poszedł się wcześnie
położyć, Ib zdawał się bawić wyśmienicie. Przepił kilkunastu
gości, samemu zachowując przy tym zadziwiającą trzeźwość. Mimo
to wesele przebiegało dość kulturalnie i obyło się bez większych
incydentów.<br />- Ciekawe jak to teraz będzie – zamyśliła się
Joanna. - Bardzo zmienia się życie po ślubie? - spytała Hildy,
która siedziała koło niej na ławce. Miały stąd dobry widok na
basen.<br />- Nie jakoś strasznie. Taka naprawdę duża zmiana to
dopiero pojawienie się dzieci – odpowiedziała lekarka.<br />- W
dobrym czy złym sensie? - spytał Derks z lekkim niepokojem. Również
siedział obok Joanny, tyle że po jej prawicy.<br />- Czasem w dobrym,
czasem w złym... Jest po prostu... inaczej.<br />- Serio, nie wierzę,
żeby istniało coś, z czym ty miałbyś sobie nie poradzić. - Do
rozmowy włączyła się siedząca koło Hildy Kelly.<br />- To była
akurat jedna z rzeczy, o której nie uczyli w Akademii – westchnął
Derks.<br />- Tego się nie da wyuczyć, tak jak tabliczki mnożenia –
zauważyła lekarka, gapiąc się w basen. - Pewne umiejętności
przychodzą z czasem. Na szczęście większość z nas ma
instynkt.<br />- Pomyślcie o tych wszystkich rzeczach, których
dokonaliśmy... - Joanna wlepiła wzrok w niebo. Świt jeszcze nie
nadszedł i wciąż było widać gwiazdy. - Myślę, że dla nas już
nie ma rzeczy niemożliwych.<br />- I tej wersji się trzymajmy –
zaśmiała się Kelly.<br />- Dzięki za wszystko – dodała jeszcze
panna młoda. - Dzisiaj było wspaniale. Zapamiętam to do końca
życia.<br /><br /><br /> Chen obudził się z potwornym bólem głowy i
językiem wyschniętym na wiór. Próbował sobie przypomnieć, co
działo się poprzedniej nocy i jak trafił do łóżka, ale dalej
niż seria toastów jego pamięć już nie sięgała. Sam nie
wiedział, co było gorsze, cierpienie fizyczne, czy kac moralny? Nie
czuł się tak od czasów studiów i miał nadzieję, że w pijackim
widzie nie zrobił niczego, czego mógłby potem żałować.
Wytężanie umysłu na nic się nie zdawało, bo większa część
wieczoru została jakby wessana przez czarną dziurę. Żaden
przebłysk nie był w stanie się z niej wydostać.<br /> Kiedy geolog
obrócił się na lewy bok, zauważył, że na łóżku obok siedzi
Derks, jakby skamieniały. Po dokładniejszym przyjrzeniu się Chen
zdał sobie sprawę, że mouk ma czerwone oczy i posępny,
zrezygnowany wręcz wyraz twarzy. Mężczyzna doznał szoku, bo
pierwszy raz w życiu widział Derksa w takim stanie.<br />- O nie... -
Chen zwlókł się z łóżka i praktycznie na klęczkach podczołgał
się do partnera. - Cokolwiek wczoraj uczyniłem, przysięgam, że
kompletnie nie byłem sobą. Wiem, że zjebałem, wiem... Błagam,
wybacz mi... - Mężczyzna desperacko chwycił Derksa za dłonie.<br />
W odpowiedzi mouk spojrzał na niego tym przerażająco zdruzgotanym
spojrzeniem czerwonych od łez oczu. To było wręcz upiorne.<br />-
Nie chodzi o ciebie... - szepnął Derks z lekką chrypą. - Dostałem
zakodowaną wiadomość od Bumagi. Nie możemy wrócić. Stało się
coś strasznego.<br /> W jednym momencie Chen zapomniał o kacu.<br /><br /><br />
Nie było sensu informować Joanny i Garetha o zdarzeniu, które
miało miejsce lata świetlne od Ziemi. Przynajmniej nie od razu.
Młodej parze należała się zabawa i odpoczynek na dobry początek
małżeństwa. Jednak pozostali członkowie ISETu wiedzieli o
wszystkim. Gdy tylko przyjaciele wrócili do bazy, generał Nesbit
zwołał kameralne zebranie w sali odpraw. Panowały ciężkie
nastroje, ale zamiast się umartwiać należało racjonalnie
przeanalizować sytuację.<br />- Derks i Ormiks śpią. Dostali środki
uspokajające. - Hilda weszła jako ostatnia i zajęła swoje
miejsce. - Naprawdę potrzebowali snu. Te leki nie powinny zaszkodzić
dziecku.<br /> Sądząc po tym, jak Chen nerwowo zaciskał pięści i
jemu przydałyby się środki uspokajające, ale odmówił,
twierdząc, że musi wziąć udział w zebraniu, chociażby w imieniu
Derksa.<br />- Zacznijmy od przedstawienia faktów – podjął
generał, zaglądając w swoje papiery. - Z Mloku został wysłany
sygnał podprzestrzenny, nim utraciliśmy z nim łączność.
Wiadomo, że to imperium Sitis dokonało aktu agresji, wprowadzając
w systemy Enis jakiegoś wirusa. Wygląda na to, że naomici przejęli
kontrolę nad całym Mlokiem. Skontaktowaliśmy się z innymi
planetami Sojuszu i dobra wiadomość jest taka, że nie użyto
żadnej broni masowego rażenia, jeśli wierzyć skanerom dalekiego
zasięgu. Ale obawiam się, że na tym dobre wieści się kończą.
Jeden ze stifiańskich okrętów akurat znajdował się w zasięgu
Mloku i miał zbadać sytuację w drodze do ojczystego świata.
Niestety i z nim utracono łączność, więc prawdopodobnie naomici
też go przejęli.<br />- Niektórzy w Enis czuli, że coś się
święci... Przyspieszyli szczyt dyplomatyczny, żeby temu
zapobiec... - Chen niemalże wbił paznokcie w swoje kostki. - Kurwa!
- Uderzył pięścią w stół i ukrył twarz w dłoniach, na co
Hilda przyjacielsko potarła go po karku.<br />- Na razie zbliżanie
się do Mloku jest zbyt niebezpieczne, więc naturalnie nasi goście
mogą liczyć na azyl – wyjaśnił ze spokojem generał.<br />- Z
całym szacunkiem, ale to oznacza zamknięcie ich w tej bazie na nie
wiadomo jak długo – powiedział Chen, starając się ukryć
zdenerwowanie, co nie do końca mu wychodziło.<br />- Nie mogę dać
gwarancji, że otrzymają pozwolenie na jej swobodne opuszczanie –
przyznał dowódca z żalem. - Ale dopilnujemy, by ich pobyt tu
przebiegał w miarę możliwości komfortowo.<br />- Na Anahibi nie ma
takich obostrzeń. - Abz nagle wtrącił się do rozmowy, nieco
ożywiając atmosferę. - Mało tego, obecnie to chyba
najbezpieczniejsze miejsce w kosmosie. Fakt, pogoda nie rozpieszcza,
ale póki co mamy wszystko pod kontrolą.<br />- Abz ma rację, to dużo
lepsze rozwiązanie, niż trzymanie ich w zamknięciu na Ziemi. -
Dodał z powagą Ib. - Po naszej własnej tragedii Anahibianie stali
się niezwykle solidarni i empatyczni. Przyjmą przybyszów z
otwartymi rękami. Do tego, powiedzmy sobie szczerze, przyda nam się
każda pomoc w odbudowie naszego świata.<br /> W ramach aprobaty
Hilda uśmiechnęła się i złapała męża czule za dłoń.<br />-
Panie Li? - Generał spojrzał wymownie na Chena, przede wszystkim
wyczekując jego opinii.<br />- Naturalnie trzeba będzie ich spytać,
ale myślę, że Derks i Ormiks się zgodzą. Rozumieją sytuację i
bezpieczeństwo jest teraz naszym priorytetem. Mamy zaufanie do
Anahibian – odparł geolog, sprawiając już wrażenie nieco
spokojniejszego. - Tylko co ze mną? W pewnym sensie jestem teraz
bezrobotny.<br />- O to się proszę nie martwić. Na Anahibi jest
mnóstwo pracy dla geologa. Mogę pana dopisać do grupy badawczej. -
Dowódca zebrał swoje papiery i wstał. - No to przynajmniej już
wiemy, na czym stoimy.<br /><br /><br /> Wewnętrzne, awaryjne systemy
bazy póki co działały sprawnie, ale podniesienie wszystkich w stan
najwyższej gotowości wywołało wiele napięć. Nikt już nie miał
złudzeń, że skończyły się czasy spokoju, a najczarniejsze
scenariusze stały się przerażająco realne. Na zarządzającym
placówką Szefie spoczywała ogromna odpowiedzialność. On i
dorównujący mu rangą Bumaga musieli natychmiast ustawić
wszystkich do pionu, wydać rozkazy i absolutnie nie dopuścić do
upadku morale. Nie należało to do prostych zadań, biorąc pod
uwagę, że wiele osób znalazło się na skraju paniki lub
załamania.<br /> Bubamara siedział skulony w kącie, nie zważając
na co chwilę przebiegające przez korytarz osoby. Cały się trząsł,
oczy nabiegły mu łzami i czuł, że serce zaraz wyskoczy mu z
piersi. Miało być łatwo, tyle czasu przygotowywał się
psychicznie na ten moment, odgrywał w umyśle swą rolę tysiące
razy i co? W jednej chwili wszystko prysło, posypała się cała
jego pewność siebie. Może nigdy nie był gotów? Może błądził
od samego początku? Inni nie mieli pojęcia, co się dzieje w jego
umyśle. Widzieli tylko przerażonego asystenta, który po prostu
spanikował, jak co poniektóre słabsze ogniwa. Ale cierpienie
Bubamary było znacznie potworniejsze, niż strach przed widmem
wojny. To poczucie winy zżerało go od środka. Wyrzuty sumienia i
obrzydzenie do samego siebie nagle wypełzły z ukrytych zakamarków
podświadomości, by umęczyć jego duszę do reszty. Bo dopiero
teraz w pełni zdał sobie sprawę, jak paskudnego czynu się
dopuścił. I prawdopodobnie nic nie było już w stanie go
zrehabilitować. Zniszczył samego siebie, pociągając za sobą na
dno wiele innych osób, które nie zasłużyły sobie na taki los.<br />-
Wypłakałeś się? To do roboty! Nie ma czasu na biadolenie! -
huknął Bumaga, wytrącając Bubamarę z transu.<br /> Młody
asystent wlepił przerażone spojrzenie w komandora i praktycznie
skamieniał. Otworzył usta, ale poza drżeniem warg nic nie
nastąpiło. Żaden dźwięk się nie wydostał się z zaciśniętego
gardła.<br />- Słyszysz mnie? Wiem, że czujesz, jakby cię to
wszystko przerastało, ale jeśli będziemy działać szybko to...<br />-
Zrobiłem coś strasznego! - wykrzyknął nagle Bubamara, zanosząc
się kolejną falą łez.<br /> Bumaga póki co zachowywał spokój,
ale nie mógł zignorować dziwnej wypowiedzi młodzieńca.<br />- Co
zrobiłeś? - spytał stanowczo, lecz bez podnoszenia głosu.<br />-
Pomagałem im... - wydukał asystent, z trudem łapiąc powietrze. -
Przekazywałem... informacje... naomitom...<br /> W jednej sekundzie
energetyczny pistolet Bumagi był już wycelowany w asystenta.<br />-
Podnieś ręce, obróć się i stań oparty dłońmi o ścianę –
padł beznamiętny rozkaz z ust komandora.<br /><br /><br /> Wszystkie
enisyjskie bazy posiadały blok więzienny, składający się z kilku
cel i pokoju przesłuchań. Bumagę świerzbiła ręka, ale opanował
przemożną chęć przerobienia zdrajcy na krwawą miazgę. Liczyła
się każda sekunda i więzień musiał być w pełni przytomny, żeby
zeznawać. Na szczęście wyglądało na to, że Bubamara nie
potrzebował dodatkowej zachęty, bo wyraźnie nie wytrzymał presji
i rozkleił się całkowicie. Oczy miał czerwone i napuchnięte, łzy
ciekły po jego policzkach, a oddech miał nierówny i przyspieszony.
Przykuty do krzesła w pokoju przesłuchań, wyglądał tak, jakby na
torturach spędził już przynajmniej kilka godzin.<br />- Szpiegowałeś
nas od samego początku twojego pobytu w placówce? - spytał z
powagą Szef i oparł się tyłem o metalowy stół, wiercąc
wzrokiem dziurę w nieposłusznym asystencie.<br />- Tak... - jęknął
młodzieniec.<br />- Co wypaplałeś naomitom? - warknął Bumaga.<br />-
Przekazywałem im, czego udało wam się dowiedzieć na ich temat...
Drobne rzeczy... Byłem tylko pionkiem... Mieli znacznie potężniejszą
wtyczkę...<br />- Kto? - Szef wciąż trzymał emocje na wodzy.<br />-
Komandor Aikon...<br />- Co takiego?! - zbulwersował się Bumaga.<br />
Mało kto lubił Aikona, ale nikomu nie przyszłoby do głowy, że
mógł dopuścić się zdrady stanu.<br />- Skąd mamy ci wierzyć? -
spytał Szef.<br />- Miałbym się sam przyznawać, do tego, co
zrobiłem, żeby potem kłamać? - jęknął Bubamara. - Aikon
siedział w tym od dawna. To on pomógł uciec Izizijowi Wirowi i
dostarczył go naomitom.<br /> Z jednej strony Bumaga absolutnie nie
chciał zaakceptować tego wszystkiego, co usłyszał, z drugiej,
sądząc po tym, w jakim stanie był młodzieniec, istniało
niewielkie prawdopodobieństwo, żeby kłamał. Siwy komandor czuł,
że wzbiera w nim wściekłość tak straszliwa, że zabiłby zdrajcę
tu i teraz, gdyby nie to, że go potrzebowali. W przeciwieństwie do
Szefa z trudem udawało mu się trzymać emocje na wodzy, ale nie
miał wyjścia. Teraz liczyło się przede wszystkim bezpieczeństwo
bazy.<br />- Po co Akion miałby zdradzić? - Bumaga spytał z resztką
nadziei, że może się przesłyszał.<br />- Cierpi na chorobę
pustelną... Na tyle wczesne stadium, że zdołał to ukrywać...
Chodzą słuchy, że Wir jest jedynym, który był bliski
wynalezienia lekarstwa, ale brakło mu do tego warunków... -
tłumaczył Bubamara, już odrobinę spokojniej. - Naomici mieli mu
je zapewnić oraz... wykorzystać jego umiejętności do innych
celów.<br />- Jakich celów? - padło z ust Szefa.<br />- Modyfikacje...
Stworzenie super wojowników...<br />- Niech zgadnę, mają oddział
wywronów – dodał Bumaga.<br />- Podobno...<br />- Nie to jest w tym
momencie najważniejsze. - Szef zaczął nerwowo przechadzać się po
pokoju. - Jeśli to wszystko prawda, Aikon prawdopodobnie wyjawił im
takie informacje, że mają nas na talerzu. Zna położenie
wszystkich baz, nasze kody... - Dowódca przystanął, gdy ogarnęło
go niemałe przerażenie. Spojrzał ponownie na Bubamarę. - Wkrótce
przypuszczą szturm na bazę, zgadza się?<br /> Więzień oblizał
wysuszone wargi i wziął głęboki wdech.<br />- Tak sądzę... -
wyznał pełen obaw.<br />- Musimy przerwać ciszę radiową i ostrzec
pozostałe jednostki – rzucił nerwowo Bumaga. - Nasze położenie
i tak zostało odkryte.<br />- Znają nasze kody – zauważył Szef.<br />-
Użyjemy jednego ze starych szyfrów. W bazach są zwoje z danymi,
których nawet Aikon nie mógł tak po prostu wynieść.<br />- Idę to
załatwić, a ty dowiedz się jak najwięcej. - Szef wybiegł z
pokoju.<br /> Bumaga został sam na sam z więźniem i choć wciąż
go korciło, by uczynić najgorsze, póki co racjonalizm wygrywał z
żądzą zabijania. Przynajmniej do pewnego stopnia.<br />- Wiem, że
to nieistotna informacje, ale... dlaczego zdradziłeś? Czego ci tu
brakowało, do jasnej cholery?! - warknął komandor.<br />- U mnie
również wykryto wadliwy gen... - Bubamara zwiesił głowę. - Aikon
mnie przekonał. Jest w tym dobry. Za dobry. Obiecywał, że wielu
zyska na tym lekarstwie, a także na powstaniu nowego imperium. Że
wszystko przebiegnie bezkrwawo, że... po prostu będzie inaczej... i
się jakoś w tym odnajdziemy... Ja... - Młodzieniec spojrzał na
komandora przepełnionymi żalem oczami. - Wtedy nie wiedziałem, że
to będzie takie... Błagam o przebaczenie! Zrobię wszystko!<br />-
Nie mogę uwierzyć, że dopuściłem takie ścierwo, jak ty do
Derksa – wysyczał Bumaga, zaciskając pięści. Przebaczenie? Z
trudem powstrzymywał się przed tym, by dzieciaka nie zabić. Każda
komórka jego ciała krzyczała z wściekłości.<br />- Czy Derks jest
bezpieczny?<br /> W jednej sekundzie pięść Bumagi spotkała się z
twarzą zdrajcy. Komandor potrafił bić mocniej, ale i tak sobie nie
żałował. Głowa młodzieńca odskoczyła w bok, a z nosa pociekła
stróżka krwi. Na szczęście nie stracił przytomności. Bardzo
dobrze. Musiał odpowiedzieć jeszcze na wiele pytań.</span></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-64591962625225161922019-01-05T18:38:00.000+01:002019-01-05T18:38:52.857+01:00Wyzwania, Rozdział XIII
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;">Rozdział
XIII<br /><br /> Gdy tylko Ormiks usłyszał o podróży Derksa na
ziemski ślub, zrobił się kłopotliwy i to delikatnie sprawę
ujmując. Na każdym kroku dawał dosadnie do zrozumienia, jak bardzo
marzy o uczestnictwie w takiej wyprawie. „Nigdy nie byłem na
Ziemi”, „nigdy nie byłem na ślubie”, „potrzebuję się
wyrwać”, „pragnę przygody”, „proszę, weźmie ze sobą”,
„nie będę rzucać się w oczy”, „na pewno jedna osoba więcej
nie zrobi im różnicy” i tak dalej, i w zasadzie na każdy
argument Derksa Ormiks znajdował natychmiastową ripostę.<br />
Początkowo Derks opierał się niewzruszenie, ale z czasem jego
asertywność i cierpliwość zaczęły się wyczerpywać aż pewnego
dnia...<br />- Jak mogłeś się na to zgodzić?! - uniósł się Chen
podczas niby niezobowiązującej rozmowy przy obiedzie. - Myślałem,
że postawiliśmy sprawę jasno.<br />- No cóż, w zasadzie to Bumaga
mnie przekonał – wyjaśnił ze spokojem Derks.<br />- Bumaga?<br />-
Spotkaliśmy się na siłowni...<br /><br /><br /><i> Ostatnimi czasy
Derks rzadko widywał swego mentora, więc gdy tylko zauważył, że
Bumaga wkroczył na salę treningową, skończył się rozciągać i
pobiegł do przyjaciela w te pędy, uśmiechając się szczerze.
Zaczynało mu brakować wspólnych ćwiczeń. Co prawda Bumaga raczej
nie wyglądał na tryskającego energią, ale to nie zniechęciło
młodszego mouka, by do niego zagadać. Naturalnie ze względu na
swój stan Derks oszczędzał się bardziej niż kiedyś, ale wciąż
mógł sobie pozwolić na całkiem sensowną dawkę wysiłku. Merike
nad nim czuwał i póki co wszystko przebiegało pomyślnie.<br />- I
co, rozgryzłeś tę sprawę Izizija? - spytał Derks, nie kryjąc
ciekawości.<br />- Nie, utknąłem w martwym punkcie – mruknął
Bumaga. - Muszę się wyżyć. - Komandor podszedł do worka
treningowego i zaczął walić weń gołymi rękami.<br />- A może by
tak sparring na kije? Z ochraniaczami.</i></span></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;"><i>-
O nie, nie ma opcji. Nawet z ochraniaczami. Może i jestem
nadopiekuńczy, ale nie zaryzykuję.<br />- To chodźmy postrzelać.<br />
Na szczęście wirtualna strzelnica również pozwalała zredukować
napięcie, więc Bumaga przyjął propozycję ze względnym
zadowoleniem, jeśli obecnie w jego przypadku w ogóle dało się
użyć takiego słowa. Zaprojektowana przez Wrena holograficzna
plansza pozwalała ustawiać różne programy i poziomy trudności,
więc przyjaciele wybrali tak zwaną „wersję nie na poważnie”,
w której to strzelało się do kolorowych, puchatych stworzeń.<br />
Aby jeszcze bardziej rozładować atmosferę, Derks opowiedział
dokładnie o swoim zaproszeniu na Ziemię i naprzykrzającym się
Ormiksie.<br />- Weźcie sobie dłuższy urlop i pozwiedzajcie więcej
planet – rzucił niespodziewanie Bumaga, nawet na moment nie
odrywając się od strzelnicy.<br />- Jakoś tego nie planowałem –
przyznał Derks. Trochę go zaskoczyła sugestia przyjaciela.<br />-
Smarkaczowi przyda się nieco obycia we wszechświecie, zresztą... -
Bumaga nagle przestał strzelać, zwiesił głowę i westchnął. -
Mam złe przeczucia.<br />- O co ci chodzi? - Zaniepokojony Derks
również odłożył broń. Znał komandora na tyle dobrze, by
wiedzieć, że nie należało bagatelizować jego instynktu. Każdy
mógł powiedzieć, że ma złe przeczucia, ale oczy Bumagi nie
kłamały, a on sam nigdy niepotrzebnie nie siał paniki. Coś
naprawdę musiało być na rzeczy.<br />- Zbliża się przyspieszony
szczyt dyplomatyczny i już teraz podniesiono mobilizację służb
bezpieczeństwa na maksa. Po prostu poczuję się spokojniej, jeśli
was tu wtedy nie będzie – wyznał Bumaga i choć Derks odnosił
wrażenie, że ten nie mówi mu wszystkiego to i tak czuł się już
wystarczająco przekonany.</i><br /><br /><br />- Chcesz powiedzieć, że
decydujący wpływ na ciebie miało... przeczucie Bumagi? - Chen
popatrzył na Derksa z lekkim sceptyzmem.<br /> Mouk westchnął i
rozłożył ramiona.<br />- Co mi zależy? Zaszkodzić nie zaszkodzi, a
przynajmniej będzie więcej spokoju – stwierdził.<br />- Ale wiesz,
że oni nie puszczą Ormiksa na ten ślub?<br />- Wiem. Ale on nie. -
odparł Derks z podejrzanym uśmieszkiem.<br /><br /><br /> Derks miał w
pracy całkiem dobrze. Fakt, posadzili go za biurkiem, ale za to mógł
używać służbowego statku kosmicznego najnowszej generacji,
wyposażonego w mechanizm zaginania czasoprzestrzeni. Ze względu na
szybkość tej niezwykłe maszyny, Derks nazywał ją „Błyskiem”,
ale Chen z uporem maniaka określał wehikuł mianem „Multipli
wśród statków gwiezdnych”. Derks nie do końca wiedział, o co
chodzi, więc Chen go oświecił. Jego zdaniem statek wyglądał po
prostu brzydko, a nawet śmiesznie. Trochę jak wielka maszynka do
golenia, przy czym „ostrze” stanowiło silniki, a „rączka”
dziób. Biało-niebieskie barwy nie pomagały, choć w odczuciu Chena
i tak wyglądało to lepiej niż biało-różowe. W drugim przypadku
uznałby, że będzie podróżować w maszynce damskiej. I tak nie
zmieniało to faktu, że statek miał być po prostu funkcjonalny,
więc poza pieszczotliwym droczeniem się, temat wyglądu maszyny nie
był w ogóle istotny. A rzeczywiście funkcjonalność nie podlegała
dyskusji. Podróż z miejsca na miejsce odbywała się w mgnieniu
oka, do tego bez wgniatania w bez wątpienia wygodne fotele. I choć
statek do wielkich nie należał, w kokpicie spokojnie mieściły się
trzy osoby, bez włażenia jedna na drugą.<br /> Kolejną zaletą
Błysku był wysoko wyspecjalizowany kamuflaż, który przydawał się
ogromnie podczas lotów na Ziemię. W głębi duszy Chen miał
nadzieję, że za jego życia program ISET zostanie ujawniony i nie
trzeba będzie kryć się z każdą wizytą obcych, ale niestety na
razie się na to nie zanosiło i lepiej było nie kusić losu.
Zwłaszcza w czasach internetu i wszechobecnych filmików na YouTube,
przedstawiających teorie spiskowe i rzekome zdjęcia UFO. Cała
ironia polegała na tym, że niektóre z nich mogły nawet okazać
się autentyczne.<br /> Dreszczyk emocji zawsze towarzyszył przy
schodzeniu na powierzchnię i to nawet nie ze względu na poczucie
niebezpieczeństwa. Po prostu był to ten moment, kiedy wpatrywało
się w przybliżający się horyzont, myśląc sobie: „Już zaraz
będę na miejscu, na mojej własnej planecie”. Nawet po tylu
lotach to uczucie nigdy nie mijało. Dźwięk instrukcji dobywających
się z radia tym bardziej uświadamiał, jak już niewiele brakowało
do bezpiecznego lądowania.<br />- Widzimy was. Ustawiam się nad
lądowiskiem. Jest nas troje, tak na marginesie. - Derks najwyraźniej
uznał za stosowne uprzedzić gospodarzy o nadprogramowej osobie.<br />-
Słyszeliśmy. Gratulacje – odezwał się głos w radiu.<br />-
Chodziło mi o mojego siostra. - Derks zaśmiał się pod nosem.<br />
Statek osiadł powoli, z gracją motyla, a kopuła nad lądowiskiem
zaczęła się zamykać. Chen naprawdę nie wiedział, jakiej reakcji
spodziewać się ze strony generała Nesbita. Ten jego wygląd wilka
morskiego, z siwą brodą i nieco szalonym błyskiem w oczach,
sprawiał, że Chen uważał go za człowieka nieprzewidywalnego.
Choć kiedy dowódca przywitał się po wyjściu pasażerów z
machiny, wyglądał raczej na pogodnego, ale i tak ciężko było
określić szczerość jego uśmiechu.<br />- To mój sióstr, Ormiks.
- Derks nie owijał w bawełnę. Bijąca od niego pewność siebie i
swoista zuchwałość trochę zaniepokoiły Chena, ale na szczęście
mouk wykazał się też kulturą. Nie dość, że ukłonił się w
mlokańskim stylu, to jeszcze uścisnął generałowi dłoń.<br />-
Generał Harry Nesbit, dowódca ISET. Niezmiernie mi miło, że mogę
poznać kolejnego przedstawiciela waszej rasy, ale ubolewam, że nie
uprzedzono mnie o tym. - Generał przywitał się również z
Ormiksem.<br />- Jestem pewien, że coś przebąkiwałem – wymamrotał
Chen, starając się nieco uratować sytuację.<br />- Cóż, nie
dotarła do mnie ta informacja. Naturalnie z przyjemnością ugościmy
Ormiksa w naszej bazie, ale nie mogę zezwolić mu na jej
opuszczenie.<br />- Nie pójdę na ślub? - wydukał młodszy mouk w
taki sposób, jakby nagle zniszczono jego marzenie.<br />- Przepraszam
na moment. - Derks otoczył siostra ramieniem i oddalił się z nim
na kilka kroków. - Posłuchaj mnie. - Spojrzał Ormiksowi prosto w
oczy, w bardzo poważny sposób. - Może i nam nie ufają, ale będą
się chcieli o tobie dowiedzieć jak najwięcej. Jesteś drugim
przedstawicielem naszej rasy, jakiego widzą na oczy. Jesteś teraz
jakby ambasadorem. Potraktują cię honorowo, a twoim celem jest
nauczyć ich jak najwięcej o naszej kulturze. Do tego przydałby mi
się ktoś, kto pod moją obecność sprawdzałby, czy nie ma żadnych
przekazów podprzestrzennych z Mloku.<br />- Ale ja nie umiem tego
obsługiwać – jęknął skwaszony Ormiks.<br />- To cię nauczę. A
jak już wrócę, to polecimy jeszcze na jakąś wycieczkę.<br />-
Gdzie?<br />- To niespodzianka.<br /> Na dźwięk ostatniego słowa
Ormiks wyraźnie rozpromieniał, choć Derks tak naprawdę sam nie
miał pojęcia, dokąd zamierzał polecieć. Potrzebował jakoś
udobruchać swojego siostra i uznał to za najlepszy sposób.
Zachował się strasznie protekcjonalnie i zdawał sobie z tego
sprawę. Nawet zrobiło mu się trochę głupio, ale nic nie mógł
na to poradzić, że Ormiks wciąż był dla niego małym
siostrzyczkiem.<br />- Jeśli państwo pozwolą tędy... - Generał
przerwał naradę i wskazał drogę do wyjścia z lądowiska. -
Musicie... a w zasadzie Derks musi zapoznać się z regulaminem
przebywania na zewnątrz. Ograniczenie interakcji z ludnością
rdzenną do minimum i inne takie. To ważne.<br />- Hilda i chłopaki
już są? - zagadnął Chen, gdy tak podążali w stronę bramy
strzeżonej przez uzbrojonych mężczyzn.<br />- Jeszcze nie, ale
spodziewamy się ich lada moment – odparł generał.<br /> Na myśl,
że dawny zespół badawczy znów znajdzie się w komplecie, Chena
przeszywał miły dreszczyk emocji. Ach, wspomnienia, wspomnienia.
Wreszcie spotkają się razem, on, Joanna, Gareth i Hilda. Kelly
również. Już nie mógł się doczekać.<br /><br /><br /> Ślub miał
się odbyć w Zakopanem, miejscu urodzin Joanny. Górskie miasto
nawet zauroczyło Chena, choć żałował trochę, że nie może
pokazać Derksowi swoich własnych, rodzinnych stron. Ale i tak było
co podziwiać, na przykład widok na góry, który rozciągał się z
okna pokoju w czterogwiazdkowym hotelu. Modernistyczny wystrój
trochę kontrastował z przaśnością stolicy polskich Tatr, ale
obecnie głowę Chena bardziej zaprzątało strojenie się na
uroczystość. Stał przed dużym lustrem i z ogromnym pietyzmem
wiązał czarny krawat, tak by leżał jak najbardziej równo. Nie
żeby geolog przywiązywał jakąś szczególną wagę do wyglądu,
ale uznał, że na taką okazję wypada zadbać o swój wizerunek.
Prosty, czarny garnitur i czerwona koszula pasowały mu, a włosy
splecione w warkocz sprawiały, że czuł się wygodnie i
schludnie.<br />- I jak? - spytał z dumą, odwracając się w stronę
Kelly, która właśnie czesała Derksa.<br />- Ale ciacho – odparła
dziewczyna z sugestywnym uśmieszkiem. - Wiesz, że lubię czerwony.
- Rzeczywiście psycholog sama przywdziała karmazynową suknię,
ozdobioną delikatnymi koronkami. Trochę śmiesznie się komponowała
z nieodzowną burzą warkoczyków na głowie.<br /> Derks milczał,
ale na szczęście jego wzrok nie zdradzał żadnych negatywnych
emocji. Właściwie znosił zabiegi Kelly z niebywałym spokojem.
Kobieta sama zaoferowała, że pomoże, bo regulamin raczej nie
dopuszczał wizyty w lokalnym salonie fryzjerskim. Właściwie Derks
miał tylko dwa wyjścia, mógł pójść jako mężczyzna lub jako
kobieta i zdecydował się jednak na drugą opcję. Po pierwsze było
to praktyczniejsze w jego sytuacji, a po drugie, jak sam stwierdził,
w ten sposób mógł „tańczyć ziemskie tańce dla dwojga bez
wzbudzania zgorszenia”. Chen prawie się wzruszył.<br />- No dobra,
jeszcze ostatni akcent. - Kelly wyjęła z torebki różową szminkę
i musnęła nią usta niebywale posłusznego Derksa.<br /> Mouk wstał
i poprawił sukienkę, którą psycholog sama pomogła mu zdobyć.
Sięgała kolan, a przeplatający się róż z czernią tworzyły
kwiecisty wzór. Raczej nie należała do wyzywających i dobrze
maskowała uwidaczniające się od niedawna krągłości. Nieco
poszarpane rękawy dodawały „pazur” i Kelly promieniała z dumy,
kiedy podziwiała swoje dzieło.<br />- Myślałam, żeby je spiąć,
ale lepiej będzie zasłonić te dziwne uszy – powiedziała,
poprawiając lekko pofalowane włosy swego „modela”. - Och,
zapomniałabym! - chwyciła torebkę pod kolor sukienki i wręczyła
Derksowi. - To ważny element.<br />- Dziękuję. Mam nadzieję, że w
ten sposób nie będę zwracać na siebie zbytniej uwagi. - Mouk
podszedł do lustra i zaczął przyglądać się sobie z
zaciekawieniem.<br />- Żartujesz? Wszyscy będą zwracać na ciebie
uwagę. Wyglądasz jak bogini! - wypalił Chen, nie mogąc oderwać
wzroku od swego towarzysza. W odpowiedzi Derks spojrzał na niego z
niepokojem, jakby nie będąc pewnym, czy właśnie usłyszał
komplement, czy przestrogę. - To znaczy... jest jak trzeba. Na
ślubie wszyscy muszą ładnie wyglądać. Nie sądziłem, że Kelly
skrywa taki talent – sprostował geolog.<br />- Mam dwie młodsze
siostry, to było na kim ćwiczyć. - Kobieta wyszczerzyła zęby w
uśmiechu.<br /> Słowa nawet w połowie nie potrafiły oddać tego,
co Chen właśnie czuł na widok Derksa. Zachwycał się swym
partnerem już wcześniej, ale teraz mouk wszedł na zupełnie inny
poziom seksapilu. Gdyby tylko nikogo nie było w pokoju. Gdyby tylko
nie musieli się zaraz zbierać...<br /> Rozległo się pukanie do
drzwi i po chwili do środka weszła Hilda w towarzystwie Iba i Abza.
Anahibianie wyglądali jak bracia i takich też mieli udawać. Ubrali
identyczne grafitowe garnitury, z tą różnicą, że Abz miał
muszkę i białą koszulę, a Ib niebieską z ciemnym krawatem.<br />-
No, no, ale się wszyscy wyelegantowali... - Hilda ogarnęła
spojrzeniem swoich kompanów. Sama wpisywała się w kanon, gdyż jej
obcisła, błękitna sukienka była bardzo szykowna. Prosta, z
szerokim dekoltem. - To co, idziemy? - Uśmiechnęła się od ucha do
ucha.<br /> Nadeszła pora by stawić czoła wielkiemu wydarzeniu.<br /><br /><br />
Stary, drewniany kościół, stojący przy wąskiej drodze tuż przy
strumieniu, musiał pomieścić dzisiaj naprawdę wiele osób. Zdawał
się wręcz trochę za mały na tak dużą ceremonię, ale nic
dziwnego, że para wybrała właśnie ten, biorąc pod uwagę jego
unikalne piękno. Dominowały tu rustykalne zdobienia i góralskie
motywy na witrażach, więc każdy amator lokalnej architektury
odnalazłby się w nim bez problemu. Z drugiej strony można by
zachodzić w głowę, po co Gareth i Joanna zdecydowali się pobrać
w kościele katolickimi, skoro sami zdawali się niezbyt związani z
tą religią. Cóż, posiadanie góralskiej rodziny zobowiązywało.
Jednak w tym momencie nie miejsce, lecz sama para przykuwała uwagę
gości, gdy kroczyła w stronę ołtarza: Gareth w granatowo-szarym
mundurze Royal Air Force, zaś Joanna w ekscentrycznej sukni,
krótkiej z przodu i długiej z tyłu, przepasanej sporą kokardą.
Kobieta dzierżyła w dłoniach bukiet z białych róż i spoglądała
raz w prawo, raz w lewo, wyłapując z tłumu najbliższe jej osoby.
Uśmiech nie znikał jej z twarzy, jakby się do niej przykleił na
stałe. Nawet Gareth nie próbował powstrzymywać swych emocji i
również cieszył się jak głupi.<br /> W odczuciu pary młodej
ceremonia zleciał w mgnieniu oka i aż trudno było uwierzyć, że
oficjalnie stali się małżeństwem. Trzeba jednak przyznać, że
delektowali się każdym momentem zaślubin. Zwłaszcza sakramentalne
„tak” i wymiana obrączek pozostawiły w ich umysłach
niezmazywalny ślad. To niewielkie, złote kółko od teraz już na
zawsze miało im przypominać o niezwykłej, unikatowej atmosferze w
tamtej chwili.<br /> W końcu przyszedł czas na zabawę w dużej,
hotelowej sali. Stoły zostały suto zastawione półmiskami wędlin,
sałatek, ciastami i owocami, a wkrótce podany został też rosół.
Co prawda Gareth i Joanna wciąż tak przeżywali ślub, że ciężko
było im nawet myśleć o jedzeniu, jednak Anahibianom apetyt
dopisywał, gdy ochoczo zagryzali rosół sernikiem. Aczkolwiek, gdy
pojawiło się drugie danie, Hilda musiała im przypomnieć o
sztućcach. Całe szczęście para młoda pomyślała o wszystkim i
posadziła wszystkich kolegów z załogi przy jednym stoliku, więc
istniała niewielka szansa, że szersze grono zauważy ich
specyficzne zachowanie.<br />- Te wszystkie ścięte kwiaty... -
westchnął Derks z bólem serca.<br />- Wciąż to przeżywa –
zauważył Chen, kiedy Kelly nalewała mu wódki.<br />- Na waszym
miejscu uważałabym, jeśli chcecie dotrzymać do nocy. - Hilda
popatrzyła na przyjaciół dość wymownie i sama odmówiła mocnego
trunku.<br />- Spokojnie, znam swoje możliwości. To nie pierwsze
wesele w moim życiu. - Chen wypił wszystko, starając się za
wszelką cenę nie skrzywić.<br />- Ale zakładam, że pierwsze
polskie.<br />- A ty już byłaś na takowym?<br />- No właśnie tak się
składa, że byłam i swoje widziałam.<br />- Jak dla mnie to wcale
nie jest takie mocne. - Ib pomlaskał, gdy wódka znalazła się na
jego języku i nie wyglądało na to, żeby zrobiła na nim
szczególne wrażenie. <br /> Abz tylko wypił ze spokojem i wzruszył
ramionami.<br />- Nic szczególnego – stwierdził.<br /> Gdy goście
nico odpoczęli po obiedzie, przyszła kolej na tańce. Zaczęli
oczywiście państwo młodzi od popisowego walca wiedeńskiego, który
wyszedł im nie najgorzej, zaś nieco później kapela zaprosiła na
parkiet pozostałych uczestników imprezy. Gdy tylko zaroiło się od
pląsających par, Derks spojrzał wymownie na Chena. Ponieważ nie
doczekał się reakcji ze strony geologa, zmarszczył brwi i
wykrzywił usta w grymasie.<br />- Mieliśmy tańczyć ziemskie tańce
dla dwojga – mruknął.<br />- Nie zdążyliśmy ich przećwiczyć...<br />-
Słaba wymówka.<br /> Ponieważ surowy wzrok Derksa praktycznie
wiercił w Chenie dziurę, ten w końcu dał za wygraną i z
niepewnym wyrazem twarzy udał się w stronę parkietu, ciągnięty
przez swego towarzysza. Hilda postanowiła pójść w ślady swych
przyjaciół, najpierw, podobnie jak Derks, wiercąc wzrokiem dziurę
w swym mężu, a gdy to nie zadziałało, postanowiła darować sobie
słowne sugestie i po prostu pociągnęła Iba za ramię. Po chwili
przy stole został sam Abz, bo Kelly udała się do toalety. Nie
przeszkadzało mu to jednak, bo z ochotą kontynuował jedzenie,
napychając się kiełbasą i bananami. Wreszcie jakieś miejsce, w
którym zdrowy Anahibianin mógł w pełni zaspokoić swój głód.
Nie to, co Ziemska baza i Spacediver, gdzie bez dodatkowych batonów
się nie obeszło.<br />- Hej, mogę się tu na chwilę dosiąść? -
do Abza podeszła nagle młoda, długowłosa blondynka w popielatej
sukni. Anahibianin skojarzył, że była świadkiem Joanny.<br />-
Pewnie – odpowiedział.<br />- Jestem Maria, siostra Aśki. -
Dziewczyna z uśmiechem uścisnęła mężczyźnie dłoń i
usiadła.<br />- No tak! Miło mi poznać, jestem Abz.<br />- Nie jesteś
stąd, prawda?<br />- No... nie.<br />- A skąd jesteś?<br />- Z bardzo,
bardzo daleka.<br />- Rozumiem, lubisz być tajemniczy. - Kobieta
zachichotała. - Ale serio mi nie powiesz?<br />- To takie zadupie. Nic
ciekawego.<br />- Oj tam... Jak Aśka cię zaprosiła, to znaczy, że
musisz być interesujący. Pracowaliście razem na Antarktydzie,
prawda?<br />- Zgadza się.<br />- I czym się tam zajmowałeś?<br />- W
sumie to podobnymi rzeczami, co ona. Uwierz mi, też nie jest to
super ciekawe.<br />- Skoro tak twierdzisz... - westchnęła
dziewczyna. Po chwili wskazała na kieliszek – Może się
napijemy?<br />- Okej.<br /> Abz uznał, że grzeczność nakazuje, by
on nalała, więc też to uczynił. Wznieśli toast za parę młodą
i wypili. Po raz kolejny jakichś szczególnych doznań w
Anahibianinie to nie wywołało. Nastała krótka pauza w rozmowie.<br />-
Pomyślałam, że jakbyś chciał potańczyć i nie miał z kim to...
- Maria wypaliła po chwili. - Wiem, trochę odważne. Ale nie
traktuj tego, jak podryw, czy coś... Po prostu tak się składa, że
świadkiem Garetha jest jego starszy brat, a on jest żonaty, więc...
tak trochę głupio, żebym z nim tańczyła... Kurczę,
niepotrzebnie wypiłam te banie. Alkohol za bardzo mnie ośmiela.<br />-
Spoko, nie przejmuj się – uśmiechnął się Abz. - Miło, że
pomyślałaś akurat o mnie. Ale teraz trochę za dużo zjadłem.
Może później...<br />- To może mi opowiesz coś więcej o sobie?<br />
Normalnie Abz nie miałby nic przeciwko, żeby lepiej zapoznać się
z siostrą Joanny, ale problem polegał na tym, że jego pobyt na
weselu podlegał wielu restrykcjom. Sam podpisał deklarację, że
zobowiązuje się ograniczyć kontakt z rdzenną ludnością do
minimum. Oczywiście to nie znaczyło, że nie wolno mu z nikim
rozmawiać, ale pod żadnym pozorem nie mógł ujawniać prawdy na
swój temat. Zmyślić kilka rzeczy to nie problem, ale bał się
prowadzenia dłuższych rozmów bez możliwości bycia sobą.
Przebąknął kilka rzeczy o swojej pracy i poczuł ogromną ulgę,
gdy wróciła Kelly, bo ta przejęła pałeczkę w rozmowie. I cóż,
nie musiała tyle udawać.<br /><br /><br /> Joanna uparła się, że musi
mieć choć jedno zdjęcie z załogą Spacedivera, co zresztą
spodobało się Garethowi, który przyznał, że sam myślał o czymś
takim. Dlatego kiedy fotografie rodzinne mieli już za sobą,
zgromadzili się wraz z przyjaciółmi na małym punkcie widokowym
nieopodal hotelu. Góry wyglądały stąd majestatycznie, do tego
światło słoneczne padało pod idealnym kątem, więc należało
korzystać z okazji. W rolę fotografa wcielił się Sławek, kolega
Joanny, z którym swego czasu eksplorowała Grenlandię. Choć z
zawodu był hydraulikiem, jakiś czas temu stwierdził, że
potrzebuje odmienić swoje życie i postanowił zostać
profesjonalnym fotografem. Na razie nie miał w tym dużego
doświadczenia, ale Joanna chciała dać mu szansę. Ze swoimi
dredami i brodą przynajmniej wyglądał jak artysta.<br /> Po kilku
różnych konfiguracjach i odpowiedniej ilości ujęć, goście byli
już wolni. Niektórzy postanowili zostać na miejscu trochę dłużej,
by móc w spokoju napawać się widokami, inni ruszyli z powrotem w
stronę hotelu. Chen po kilku kolejkach wódki poczuł się
szarmancko, więc uniósł ramię, dając Derksowi wyraźnie do
zrozumienia, żeby ten go chwycił pod rękę. Mouk zmieszał się
początkowo, ale w gruncie rzeczy nie protestował i postąpił
zgodnie z zamiarem swego partnera. Ich samotność nie trwała jednak
długo.<br />- Czekajcie na nas! - wykrzyknęła Joanna i złapała
Derksa pod drugą rękę.<br /> Gareth przyjacielsko otoczył Chena
ramieniem, nie zatrzymując się.<br />- Dalibyście kiedyś wiarę, że
to nastąpi? - rozmarzył się pan młody.<br />- Masz na myśli wasz
ślub, czy nasze rozmnożenie? - spytał Chen.<br />- Jedno i drugie.<br />-
Pamiętam, jak kiedyś w symulacji zażartowałam, że ty i Derks
pasowalibyście do siebie – zachichotała Joanna, spoglądając w
stronę Chena. - Kazałeś mi wtedy spadać.<br />- A pamiętasz jak ty
i Gareth żarliście się ze sobą na początku? - zauważył geolog
z wyraźnym rozbawieniem.<br />- To były piękne czasy... - Joanna
parsknęła śmiechem. - Ale nadchodzą jeszcze lepsze.<br />- Musimy
wznieść wspólny toast za nas i za was – rzucił Gareth, gdy
prawie dotarli pod hotel.<br /> Derks zatrzymał się, gdy zauważył
pustą ławkę nieopodal.<br />- Idźcie. Zaraz do was dołączę. I
tak nie piję, a muszę chwilę przewentylować stopy – powiedział
ze spokojem.<br /> Chen nawet nie zdążył zareagować, bo został
pociągnięty przez młodych w stronę hotelu. Derksowi to nie
przeszkadzało, gdyż mógł chwilę posiedzieć w spokoju i dać
odpocząć swoim nogom. Jego buty do wygodnych nie należały, choć
i tak nie miały zbyt wysokich obcasów. Najgorsze jednak były
pończochy, które tylko niepotrzebnie grzały. Najchętniej Derks by
je po prostu zdjął, ale nie wiedział, czy wypada, więc na chwilę
tylko pozbył się butów, by stopy nieco pooddychały. Ziemska moda
zdawała się bardzo dziwna i niepraktyczna.<br /> Kiedy tak Derks
masował sobie obolałe stopy, zauważył, że ktoś zmierza w jego
kierunku. To był kolega Joanny, który robił zdjęcia. Mouk nie
miał pojęcia, czy ten czegoś od niego chce, ale na wszelki wypadek
ubrał z powrotem buty, żeby przypadkiem nie złamać jakiegoś
konwenansu.<br />- Przepraszam, że tak się narzucam... - podjął
niepewnie Sławek. - Ale nurtuje mnie pewna kwestia i po prostu
chciałem zapytać... Czy pani jest modelką?<br /> Pytanie trochę
zbiło Derksa z tropu, ale odpowiedział krótko i uczciwie.<br />-
Nie.<br />- Och... a prawie byłem pewien... No cóż... - Mężczyzna
ścisnął nerwowo swój aparat. - A nie chciałaby pani spróbować?
Bo ja mógłbym...<br />- Nie. - Derks nawet nie pozwolił Sławkowi
dokończyć, choć ton głosu mouka pozostał spokojny.<br />
Mężczyzna zaśmiał się nerwowo i potarł swoją szyję. Zrobił
małą pauzę, wziął głęboki wdech i ciągnął dalej.<br />-
Przepraszam... To musiało głupio wyglądać. Jakiś obcy typ
przychodzi i próbuje panią zwerbować na modelkę. Pewnie zbok
jakiś. To znaczy, zdaję sobie sprawę, że mogła pani odnieść
takie wrażenie. Jeszcze raz przepraszam. Naprawdę moje intencje są
całkowicie niewinne. Robię artystyczne zdjęcia i po prostu
pomyślałem, że pani by się do nich nadawała. Mogę pokazać
portfolio, żeby udowodnić, że to nic zdrożnego.<br />- Nie. - Derks
naprawdę starał się brzmieć najgrzeczniej, jak tylko potrafił,
jeśli to w ogóle było możliwe w przypadku jednego słowa. Ale po
co miał się wdawać w dyskusje z tubylcami, skoro obiecał
ograniczyć interakcję do minimum.<br />- To może ja tylko zostawię
wizytówkę, gdyby...<br />- Głuchy, jesteś, czy co?! - Chen pojawił
się jakby znikąd.<br /> Na dźwięk agresywnego tonu geologa, Derks
odwrócił się i spojrzał na towarzysza z niemałym zaskoczeniem.<br />-
Zamiast robić siarę, idź się zajmij czymś pożytecznym! - Chen
warknął jeszcze na dokładkę, nieco bełkotliwym głosem.<br />
Sławek mruknął coś pod nosem i oddalił się z posępnym wyrazem
twarzy. Choć Chen wyglądał na dumnego z siebie, Derks nie
podzielał jego entuzjazmu.<br />- Nie pij już więcej – rzekł
stanowczo mouk, chwycił geologa pod ramię i zaprowadził z powrotem
na salę.</span></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-68006099097940186722018-12-22T12:08:00.000+01:002018-12-22T12:08:18.455+01:00Kartka świąteczna... tak jakby<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKLdrvh_kZd7Ls1aP_rWyBg7EG5YnqiBPbR7sSdrz81MQKGC9usN-PGIfuU1AX1N6uOpLrDTjME7KWpSPV87qiSp8n7qrLuceAVIpLGz2rOJUnxsRDYBMNpdksVcrMn1vEPzx1EVVeD_0z/s1600/xmas.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="770" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKLdrvh_kZd7Ls1aP_rWyBg7EG5YnqiBPbR7sSdrz81MQKGC9usN-PGIfuU1AX1N6uOpLrDTjME7KWpSPV87qiSp8n7qrLuceAVIpLGz2rOJUnxsRDYBMNpdksVcrMn1vEPzx1EVVeD_0z/s320/xmas.jpg" width="246" /></a></div>
<br />
Ciepłych i wesołych świąt życzy wam Vampircia i cała ekipa ISETu.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-58771847378234150062018-12-09T12:08:00.000+01:002018-12-09T12:09:50.030+01:00Wyzwania, Rozdział XII<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-weight: normal;">Rozdział
XII<br /><br /> Ze sceny Derks mógł dojrzeć tylko Chena i Ormiksa, zaś
tylne rzędy niknęły w mroku, który zdawał się ciągnąć bez
końca. Czy znajdowali się w teatrze, czy w innym wymiarze, na innej
płaszczyźnie egzystencji? To i tak nie miało żadnego znaczenia.
Derks odczuwał dziwny spokój, ale coś nakazywało mu tańczyć w
rytm osobliwej muzyki, łączącej ziemskie i mlokańskie nuty. Raz
skoczna, raz spokojna i nastrojowa melodia nadawała rytm, któremu
Derks nie był w stanie się oprzeć. Obracał się, wymachując
rękawami swej długiej tanecznej szaty, a jego włosy tańczyły
razem z nim pod wpływem wiatru, dmuchającego jakby znikąd.<br />
Kolejny obrót i kolejne spojrzenie w stronę Chena, który wstał,
energicznie uderzając jedną dłonią o drugą. Derksowi to nie
przeszkadzało, uśmiechnął się i tańczył dalej. Raz po raz
okręcał się wokół własnej osi, unosząc ramiona, wykonując
zmysłowe ruchy, aż przystanął i wlepił wzrok w Szefa, który
siedział za swym biurkiem. Mebel lewitował wśród mroku, podobnie
jak jego właściciel, lustrujący Derksa surowym spojrzeniem. I
nagle wszystko zniknęło, a potem wśród pustej, czarnej
przestrzeni zaczęły pojawiać się gwiazdy, na górze, z prawej, z
lewej, na dole...<br /> Derks się obudził i otworzył oczy. Westchnął
na myśl o swym głupim śnie. Często tak się działo, gdy spał
dłużej niż absolutne minimum. Raz nawet przyśniło mu się, że
bije drewnianą łyżką majestatyczne wieloptaki. Nie lubił snów.
Udowadniały tylko, jakie pomieszanie bezsensownych myśli skrywa
mózg.<br /> Zerknąwszy na pobliską leżankę, Derks zauważył, że
Trofoks jeszcze smacznie śpi, więc bezgłośnie wstał z łóżka,
opuścił pokój i zastał widok, który go nieco zaskoczył. W
kuchni uwijał się Ormiks, mieszając coś w sporym kotle.
Naturalnie miał kod dostępu do mieszkania swojego starszego
siostra, ale mimo wszystko raczej nie zdarzało mu się zjawiać z
samego rana.<br />- Ooo... cześć... - Ormiks odłożył przybory
kuchenne, gdy tylko zauważył Derksa. - Postanowiłem przygotować
śniadanie – dodał z lekkim zakłopotaniem. - I żeby nie było,
to nie tak, że wzięło mnie na jakiś protekcjonalizm czy coś.
Wcale nie zamierzam traktować cię jak, no wiesz, wymagającego
opieki... tylko po prostu chciałem cię w ten sposób przeprosić.<br />-
Może najpierw się ogarnę... - rzucił Derks zaspanym głosem i
poszedł do łazienki.<br /> Kiedy wrócił, na stole czekał już
rządek starannie rozłożonych misek, każda wypełniona mazią w
innym kolorze.<br />- I naturalnie koktajl z owoców poni-poni. -
Ormiks dostawił jeszcze kubek, a po chwili na stole pojawił się
również talerz ze świeżo upieczonymi plackami.<br /> Rodzeństwo
zasiadło do śniadania w ciszy, ale nie trwała ona długo, gdyż
Ormiks wyraźnie musiał z siebie wyrzuć to, co go dręczyło.<br />-
Naprawdę jest mi przykro, że cię zdenerwowałem. Jesteś na mnie
bardzo zły? - spytał z kwaśną miną.<br />- Już nie – odparł
Derks ze stoickim spokojem, próbując różowej mazi. Smakowało
nieźle.<br />- Naprawdę?<br />- Naprawdę.<br /> Choć ton głosu Derksa
nie zdradzał żadnych emocji, Ormiks i tak rozpromieniał. W głębi
duszy starszy z rodzeństwa wciąż jeszcze nosił delikatną urazę,
ale po przeanalizowaniu całej sytuacji uznał, że wściekanie się
nie przyniesie nikomu nic dobrego, zwłaszcza że Merike zalecił mu
unikanie stresu.<br /> Drzwi sypialniane rozsunęły się i do kuchni
wkroczył kolejny członek rodziny. Początkowo Trofoks wyglądał na
zaspanego, ale na widok bogato zastawionego stołu natychmiast się
ożywił.<br />- Świętujemy?! - rzucił z podekscytowaniem.<br />
Wkrótce przy śniadaniu siedziały już trzy osoby i choć
spożywanie posiłku przebiegało przez większość czasu w ciszy,
była to atmosfera pozytywnie przyjmowana w enisyjskim domu.<br />-
Wybaczcie, że przerywam śniadanko, ale muszę to powiedzieć teraz,
bo mnie to dręczy – przemówił Trofoks. - Przepraszam was,
skarby, że was tak długo olewałem. Wybaczycie mi?<br />- Co o tym
myślisz, Ormiks? Wybaczymy? - rzucił beznamiętnie Derks, wylizując
miskę po czymś zielonym.<br />- Musimy. To miało być pojednanie.<br />
Na twarzy Trofoksa momentalnie pojawił się uśmiech, a oczy
zalśniły mu ze szczęścia.<br />- Od tej pory będę was odwiedzać
przynajmniej raz w roku. Może nawet częściej. Przysięgam. - By
podkreślić wagę swych słów, uderzył pięścią w stół.<br />
Derks czuł zadziwiający spokój. Cała sytuacja ani go nie
irytowała, ani nie wywoływała jakichś niesamowitych przypływów
wzruszenia. Po prostu zaakceptował wszystko to, co się właśnie
wydarzyło. Życie musiało toczyć się dalej, w taki, czy inny
sposób.<br /><br /><br /> Dzień niespodzianek jeszcze się nie skończył.
Niecodzienny widok zastał również Derksa, gdy przybył do swojego
nowego biura. Przez moment nawet zastanawiał się, czy aby nie
pomylił pomieszczeń, bo Szef rozsiadł się na jego własnym
miejscu, jakby należało do niego.<br />- Wybacz, to już chyba z
przyzwyczajenia... - Przełożony wstał zza biurka. - Mam ważną
sprawę i uznałem, że będzie szybciej jak tutaj na ciebie
poczekam.<br /> Lekko zmieszany Derks zajął należne mu miejsce, zaś
Szef rozłożył się wygodnie w fotelu nieopodal.<br />- Ładnie się
tu urządziłeś – rzucił od niechcenia.<br />- Co to za ważna
sprawa? - Derks wolał przejść do konkretów. Jeśli jego
zwierzchnik sam się do niego pofatygował, to znaczyło, że
rozchodzi się o coś bardzo pilnego.<br />- Może cię to zdziwi, ale
potrzebuję twojej rady. - Szef nie wyglądał już na takiego
wyluzowanego. - Nie ulega wątpliwości, że na Yrynysie ma miejsce
nielegalny proceder emigracyjny związany z naomitami. Komuś bardzo
zależy, żeby wywieźć jak najwięcej wywronów do Sitis i musimy
tam wysłać ludzi, żeby to dokładnie zbadali. Sys jest oczywistym
wyborem i początkowo chciałem wysłać go pod nowym dowództwem, bo
choć bardzo bym chciał w tym twojego udziału, wiem, że Merike w
życiu nie dopuści cię do tej misji. Jednak przyszło mi do głowy
coś jeszcze. Sys ma na tyle doświadczenia, że mógłby przejąć
dowództwo nad twoją byłą drużyną, a muszę przyznać, że
dobrałeś ich perfekcyjnie. Nie wiem, czy to twój talent, czy łut
szczęścia, ale trzeba przyznać, że twoi ludzie jak na razie
spisywali się na medal. Mogę wysłać ich na Yrynysę w
niezmienionym składzie, ale muszę mieć absolutną pewność, że
dadzą radę. Ta misja musi się powieść i to jak najszybciej. -
Szef wstał i oparł się dłońmi o biurko, wbijając w Derksa
zdeterminowane spojrzenie. Nie było wątpliwości, że traktuje
sprawę bardzo poważnie.<br />- Oczywiście, że dadzą radę. Gdybym
miał choć cień wątpliwości, w życiu bym ich nie przyjął –
odparł z równie wielką powagę młodszy mouk.<br />- Co z
Ziemianinem? Nie jest zobowiązany wobec nas żadnymi traktatami. Co
jeśli nagle się rozmyśli i uzna, że to wszystko mu nie na rękę?<br />-
Pozwoliłem mu wrócić na Ziemię, ale odmówił. Jest bardzo
lojalny, ale mogę z nim porozmawiać jeszcze raz.<br />- Zrób to. -
Szef ruszył do wyjścia, ale zatrzymał się tuż pod drzwiami i
spojrzał raz jeszcze na podwładnego. - Natychmiast! – padł
rozkaz.<br /><br /><br />- Dlaczego wciąż mi nie wierzysz? Mówiłem, że
będę z wami, póki pewne sprawy nie zostaną doprowadzone do końca
– rzekł Tom, wycierając się ręcznikiem, bo właśnie przerwał
swój trening na siłowni.<br />- Ja ci wierzę, ale Szef nie do końca.
Najlepiej będzie jak sam mu to powiesz prosto w oczy – wyjaśnił
Derks, trochę zirytowany, że musiał tak nagle najść swojego
kolegę w jego przerwie.<br />- No dobra – westchnął Tom. - W sumie
ciekawi mnie ta Yrynysa, więc nie widzę problemu. A jeszcze
jedno... - Tom uniósł palec do góry, jakby nagle sobie coś
przypomniał. - Pamiętasz jak ci wspominałem o zaginięciu męża
Anu? Przyglądałeś się coś tej sprawie?<br /> Derks przygryzł
wargę.<br />- Zapomniałem... - przyznał ze wstydem. - Ale zaraz się
za to wezmę.<br />- Super, dzięki.<br /> W gruncie rzeczy zabawa w
detektywa zdawała się dużo ciekawszym zajęciem niż papierkowa
robota, która obecnie zajmowała pierwsze miejsce na liście
obowiązków Derksa. Poza tym w pewnych rzeczach mógł go zawsze
wyręczyć Bubamara. Asystent nie cierpiał na nadmiar zadań do
wykonania, więc spokojnie mógł się zająć czymś więcej niż
parzeniem ziół.<br />- Bubamara, chodź tu!<br /> Derks jak pomyślał,
tak zrobił. Co prawda asystent nie wyglądał na zadowolonego, gdy
dostał naręcze zwojów do przejrzenia, ale jego przełożonego mało
to obchodziło. Teraz Derks rządził w tym ascetycznym, nieco
ciemnym pokoju i to on decydował, kto czym się zajmuje.<br /> Jak na
dobrego detektywa przystało Derks na początek postanowił
dowiedzieć się jak najwięcej o tym, kim jest mąż Anu. Ze
zdjęciem, i to ma dodatek podpisanym, było to dziecinnie proste.
Wystarczyło wygodnie rozsiąść się w fotelu, rozwinąć ekran
swego przenośnego komputera, zeskanować zdjęcie i wprowadzić
pozostałe dane. A potem tylko czekać na wyniki.<br />- Hmmm... -
Derks w skupieniu czytał wyświetlone informacje i cała sprawa
zaczynała intrygować go coraz bardziej.<br /> Dobrze, że Bubamara
dostał multum roboty, bo przynajmniej nie przeszkadzał, a Derks tak
się wciągnął w swoją pracę detektywa, że kompletnie zatracił
poczucie czasu. Przy swoim stopniu uprawnień mógł sprawdzić
całkiem sporo. Śledząc loty statków i podpinając się pod zapisy
z monitoringów dochodził do coraz to bardziej niepokojących
wniosków. Może zareagował trochę na wyrost, ale uznał że
pewnymi wnioskami powinien podzielić się z Szefem.<br /><br /><br />
Choć w głębi duszy Derks wiedział, że postąpił właściwie
zgłaszając całą sprawę, to zabolał go widok zrozpaczonej
pielęgniarki. Postanowił ją przyprowadzić, bo w końcu to ona
najlepiej znała swojego męża, ale teraz Derks miał pewne
wątpliwość. Ewidentnie wystawił Anu na ogromny stres. Kobieta
próbowała trzymać emocje na wodzy, ale każde, nawet nie wprawione
oko, dostrzegłoby targające nią uczucia. Na jej czole pojawiły
się kropelki potu, a ręce zaczęły drżeć. Do tego dochodził
przyspieszony oddech i wypieki na twarzy. Niestety Szef, zamiast
trochę załagodzić atmosferę, sam dość szybko okazał swoje
wzburzenie.<br />- I nie przyszło ci do głowy, żeby powiedzieć nam
o tym od razu? - Karcące pytanie zostało skierowane do Anu. Nikt
nie spodziewał się, że Szef będzie wobec niej taki surowy.<br />- Z
całym szacunkiem, ale Anu nie mogła wiedzieć, że to może mieć
jakiś związek z bezpieczeństwem Enis – wytłumaczył pokornie
Derks.<br /> Szef westchnął, wciąż wyraźnie zdenerwowany i
jeszcze raz spojrzał na dane, które zostały mu przedłożone.<br />-
Sam dowód, że udał się na Sitis jest wystarczający, by się
niepokoić – wyjaśnił. - Jeśli ktoś z Sitis płaci
utalentowanemu informatykowi tak ciężkie pieniądze po to, żeby
przybył w tajemnicy, to raczej nie robi tego po to, żeby wynająć
gościa do projektowania dziecięcych gier. Jeśli jest choćby cień
podejrzeń, że na Sitis coś knują, to jest już wystarczający
powód, by bać się o nasze bezpieczeństwo.<br />- Przysięgam, że o
niczym nie wiedziałam. Tylko tyle, że poleciał na Mlok. -
Pielęgniarka wyglądała na najbardziej zdenerwowaną ze wszystkich.
Wargi jej drżały, a oczy szkliły się od łez, które wyraźnie
próbowała powstrzymać. - Jeśli mogę jakoś pomóc, to zrobię
wszystko.<br />- Niech pani wraca do ambulatorium, tam gdzie pani
potrzebują najbardziej – poprosił Szef już znaczenie
łagodniejszym tonem. - Moi agenci wszystkim się zajmą. Musimy się
dowiedzieć, kto go opłacił i w jakim celu. Dziękuję Derks, że
mi to zgłosiłeś – spojrzał z wdzięcznością na podwładnego.<br />-
Też chętnie pomogę, jeśli będę mógł – odparł mouk, z
jednej strony zadowolony, że odkrył coś, co mogło okazać się
niebywale ważne, a z drugiej mocno zaniepokojony całą sytuacją. Z
jego punktu widzenia był to najgorszy czas na konflikty między
Enis, a Sitis.<br />- Możecie odejść – oznajmił beznamiętnie
Szef, zabierając wszystkie ważne dowody.<br /><br /><br /> Jedne z
najbardziej monumentalnych widoków enisyjskiej stolicy można było
podziwiać na lotnisku międzyplanetarnym. Statki kosmiczne
przylatywały i odlatywały tu co chwilę, niektóre ogromne, mogące
pomieścić tysiące pasażerów, a inne małe i niepozorne niczym
prywatne szybkoloty. Wielka platforma ciągnęła się po horyzont, a
na pobliskiej hali roiło się od przedstawicieli różnych ras i
wszelakich przedsiębiorstw, jakie tylko istniały w tym
kwadrancie.<br />- Możecie mi nie wierzyć, ale będę tęsknić –
powiedział Trofoks, gotów do podróży. Jego prom już czekał.<br />-
Ja wierzę – odparł Ormiks ze wzruszeniem i pokłonił się w
pożegnalnym geście, a wraz z nim uczynili to samo pozostali
członkowie rodziny.<br />- Mam nadzieję, że podróż minie ci
spokojnie – dodał Derks.<br />- Niech wam zdrowie dopisuje. Jakby
się coś działo, to macie do mnie nowe namiary. - Trofoks wręczył
swym dzieciom kartkę.<br /> Wreszcie się rozstali, na co Ormiks
westchnął poruszony, a Derks poczuł pewną ulgę. Nie żeby darzył
matkę nienawiścią, ale już trochę go zaczynało męczyć
rodzinne pojednanie. W przeciwieństwie do Ormiksa wolał ciszę i
spokój.<br />- Dalej kumplujesz się z Broko? - spytał nagle, gdy
szli w stronę wyjścia.<br />- No pewnie!<br />- Wiem, że może go nie
być dłuższy czas, więc gdybyś jeszcze chciał się z nim
spotkać...<br />- O rety, wysyłają go na jakąś niebezpieczna
misję? - Ormiks aż zatrzymał się z przejęcia.<br />- Na taką jak
każda inna. Na pewno nic mu nie będzie.<br />- Ale powiedziałeś to
w taki sposób, jakby mógł już nigdy nie wrócić!<br /> Derks ze
zwątpienia zakrył twarz dłonią.<br />- Chciałem cię po prostu
uprzedzić, żebyś potem nie płakał, że nie zdążyłeś się
pożegnać... znaczy się, życzyć wszystkiego dobrego.<br />- No to
muszę z nim pogadać.<br /> Wyszli z hali, prosto na widok
zachodzącego słońca, które ginęło za plątaniną długich,
ukośnych mostów i strzelistych budowli.<br />- Tu się rozdzielamy.
Muszę jeszcze gdzieś podejść – powiedział Derks.<br /> Nie było
to bardzo pilne, ale uznał, że skoro ma czas, to odwiedzi Bumagę.
Starszy mouk nie dawał znaku życia, odkąd poszedł na urlop, a
zazwyczaj robił coś dokładnie odwrotnego. Uchodził raczej za
duszę towarzystwa, więc dziwnym było, że nie zarezerwował choćby
paru dni dla swoich przyjaciół. Czasem tą jego „imprezowość”
Derks odbierał wręcz jako utrapienie, ale tym razem marzył o tym,
żeby Bumaga zacząć nagabywać go na jakieś spotkanie.
Przynajmniej zniknęłyby wątpliwości, że dzieje się coś złego.<br />
Derks trochę się zdziwił, gdy przyszedł na miejsce, a drzwi
okazały się otwarte. Do tego, gdy wszedł do środka, Bumaga
zauważył go dopiero po kilku chwilach. Tak bardzo był zajęty
przeszukiwaniem zwojów i zdjęć, które tworzyły wielki bałagan
na podłodze. Zresztą ściany nie wyglądały lepiej, prezentując
mozaikę poprzyklejanych informacji, jak przed policyjną burzą
mózgów. Czyżby i jemu zachciało się bawić w detektywa?<br />-
Och, Derks... - Bumaga wreszcie się zreflektował. - Pewnie
zostawiłem drzwi otwarte. Zdarza się. Wejdź.<br /> Po kilku
spojrzeniach na zdjęcia z monitoringów, które wisiały na
ścianach, Derks domyślił się, że musi chodzić o Izizija Wira.<br />-
Skurwiel uciekł z pierdla i muszę dojść do tego, kto mu pomógł,
bo na pewno nie zrobił tego sam – skomentował poruszony Bumaga,
wracając do pracy.<br /> Derksa trochę zamurowało. Nie mógł
uwierzyć, że taka informacja mu umknęła. Ale czemu się dziwić,
skoro ostatnio czas zajmowało mu głównie czytanie sprawozdań w
pracy i przeglądanie artykułów dla przyszłych matek.<br />-
Stifiańska policja na pewno już się tym zajmuje – zauważył.<br />-
Stifiańska policja umie tylko wlepiać mandaty za schodzenie w
doliny bez pozwolenia.<br /> Derks westchnął i usiadł na podłodze,
tuż obok przyjaciela.<br />- To już ciebie nie dotyczy. Powinieneś
to raz na zawsze zostawić za sobą – wytłumaczył.<br />- Zostawić
za sobą?! - zbulwersował się Bumaga. - Wiesz ile syfu ta gnida
może jeszcze narobić? Mam przeczucie, że kroi się coś dużego.<br />
Kiedy Bumaga dostawał takiej fiksacji, w zasadzie niewiele dawało
się zrobić, by odciągnąć go od tego, do czego obsesyjnie
dążył.<br />- To chociaż daj znać, jak będziesz coś wiedzieć. -
Derks uznał, że nie ma co się wdawać w słowne przepychanki.<br /><br /><br />
Chen postanowił, że zrobi Derksowi niespodziankę. Czy dobrą, czy
złą, to się miało jeszcze okazać. Stanął przed drzwiami,
dzierżąc pod ramieniem sporą donicę i zapukał. Na pewno udało
mu się zaskoczyć mouka, który nawet nie krył zdziwienia, gdy
ujrzał stojącego w progu Ziemianina.<br />- Mówiłeś, że nie
będzie cię trzy tygodnie. - Derks wpuścił mężczyznę do
środka.<br />- No niby tak, ale... jakoś nie mogłem wytrzymać –
wyznał lekko speszony Chen. - Odhaczyłem wszystko, co miałem
zaplanowane... i potem jakoś tak już nie wiedziałem, co ze sobą
zrobić. Przyniosłem ci kwiat z Ziemi – wręczył Derksowi
różowo-białego storczyka. Niewiele brakowało, a przywiózłby
bukiet róż, na szczęście w ostatniej chwili przypomniał sobie,
że wręczenie jakiemukolwiek moukowi ściętych kwiatów to
największa obraza.<br />- Jest piękny – przyznał Derks, biorąc
prezent do rąk.<br />- Nie tak piękny, jak ty – zripostował Chen i
szybko uświadomił sobie z zażenowaniem, że palnął najbardziej
wyświechtany tekst świata.<br /> Jednak Derks najwyraźniej po raz
pierwszy słyszał podobną wypowiedź, bo uśmiechnął się
głupkowato i zaniósł kwiat do głównego pokoju. Może jednak
komplementy na niego działały?<br />- Pewnie miałeś nadzieję, że
trochę ode mnie odpoczniesz... - westchnął Chen i schował ręce w
kieszeniach.<br />- Czemu tak sądzisz? Miałem wystarczająco czasu
dla siebie – odparł Derks, stawiając donicę na podłodze tuż
przy wielkim oknie. - Naprawdę piękny kwiat. Jak się nazywa?<br />-
Stroczyk – wyjaśnił Chen i wyjął coś z tylnej kieszeni spodni.
- Przywiozłem też dużo żarcia, filmów, gier i innych takich, ale
to... To jest coś wyjątkowego. - Pokazał srebrną kartkę. -
Zaproszenie na wesele Joanny i Garetha. Dla nas obojga!<br /> Teraz
Derks wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego.<br />- Gdzie oni to
organizują? - spytał podejrzliwie.<br />- Na Ziemi.<br />- ISET się na
to zgodził?<br />- Najwyraźniej Gareth musiał być bardzo
przekonujący. Oczywiście to wiąże się z pewnymi restrykcjami. Na
pewno będziecie musieli udawać Ziemian. Znaczy się ty, Abz oraz
Ib. Ale pomyśl tylko, wreszcie zobaczysz na mojej planecie coś
więcej, niż tylko tajną bazę – podekscytował się Chen.<br />-
Jako szpieg nie raz udawałem kogoś, kim nie jestem, więc to nie
powinno być trudne.<br /> Wszystkie obawy Chena minęły. Nie dość,
że Derksowi spodobał się prezent, to jeszcze sprawiał wrażenie
ucieszonego obecnością kompana i perspektywą spotkania z resztą
drużyny, do tego w tak wyjątkowych okolicznościach.<br /> Gdy Derks
poczęstował Chena wodą, usiedli wspólnie na wyłożonej
poduszkami kanapie i kontynuowali rozmowę. Mouk opowiedział o
wszystkich niespodziankach, które spotkały go tylko w tym jednym
miesiącu, uznając to za jakiś dziwny zbieg okoliczności. Część
z nich określił mianem pozytywnych, zwłaszcza ślub Garetha i
Joanny.<br />- To kiedy to jest? - dopytał.<br />- Za trzy miesiące.
Dość szybko, ale wcześniej po prostu nie mieli jak nas zaprosić.
W sumie to będzie ciekawe doświadczenie dla nas obojga. Nigdy nie
byłem na polsko-walijskim weselu. Może ze dwa razy na amerykańskim,
ale to pewnie też nie to samo. A ty kiedyś na jakimś byłeś?<br />-
W Enis wesela to rzadkość, ale zostałem kiedyś delegowany jako
ochroniarz na ślub arlokińskiej pary królewskiej. Jako gość to
chyba nigdy.<br />- Zawsze musi być ten pierwszy raz. Na pewno będzie
super. - Uśmiechnął się Chen i otoczył Derksa ramieniem.<br /><br /><br />
Cesarz Kaklog siedział w swojej największej komnacie i oglądał
holograficzny przekaz z enisyjskich mistrzostw sztuk walki. Ależ ci
wojownicy się poruszali. </span></span>Obrazy były na tyle duże i
wyraźnie, że władca mimo słabego naomickiego wzroku mógł
względnie swobodnie napawać się pięknem wysportowanych sylwetek
zawodników, popijając przy okazji lazuriańskie wino w kolorze
głębokiego różu, które mimo biedy panującej na Lazurii wcale
nie należało do tanich<span style="font-size: small;"><span style="font-weight: normal;">.
Zirytował się niemiłosiernie, gdy zjawił się służący,
przekazując, że kanclerz Argonak domaga się pilnej audiencji.<br />-
Jak mówię, żeby mi nie przeszkadzać, to znaczy... żeby mi nie
przeszkadzać – warknął cesarz, prawie rozlewając wino.<br />-
Najmocniej przepraszam, wasza wysokość, ale kanclerz twierdzi, że
to sprawa najwyższej wagi państwowej – wydukał przestraszony
sługa.<br />- Dawaj go tu – mruknął Kaklog i wychylił resztę
trunku.<br /> Argonak przybył w te pędy, a jego szpetna,
pomarszczona twarz zdradzała spory niepokój.<br />- Wasza wysokość,
przepraszam, że przychodzę tu tak nagle, ale to nie może czekać –
wyjaśnił. - Otrzymaliśmy informacje od jednego z naszych szpiegów,
że Enisyjczycy zrobili się niezwykle podejrzliwi. Trafili na trop
jednego z naszych głównych ekspertów komputerowych. Wiedzą, że
coś ukrywamy. Żądają przyspieszenie szczytu dyplomatycznego, a
tam mogą paść oskarżenia.</span></span></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;">Cesarz
wziął głęboki wdech, przygryzł wargę i przeklął pod nosem.
Przez moment analizował strukturę swego bogato zdobionego kielicha,
wyglądając przy tym na pogrążonego w zadumie.<br />- Wiedzą, że
Izizij dla nas pracuje? - spytał.<br />- Nie ma takiej możliwości.
Komandor Aikon to jeden z najlepszych agentów w galaktyce. Na pewno
zatarł wszelkie ślady.<br />- W takim razie jesteśmy w stanie
ukończyć projekt wcześniej. Nie obchodzą mnie koszty. To ma być
zrobione przed szczytem, rozumiesz?! - oświadczył Kaklog z taką
determinacją i powagą, że kanclerz ani myślał szukać wymówek.<br />-
Dopilnujemy tego za wszelką cenę – obiecał, a cesarz wreszcie
poczuł, że jego marzenie jest na wyciągnięcie ręki.</span></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-91581124076410134502018-11-21T15:34:00.000+01:002018-11-21T15:34:31.342+01:00Wiedzcie, że coś się dziejeOstatni wpis dwa lata temu... łał. Przyznam się, że momentami sama już nie wierzyłam, że tu jeszcze zaglądnę, a już tym bardziej, że będę chciała kontynuować universum, ale... stało się. Wena na mnie spadła i utrzymuje się już przez kilka dni, a to dobry znak. Czasem zdarzały mi się jakieś jednodniowe, sporadyczne rozkminy na temat dalszych losów Derksa, Chena, Bumagi i reszty, ale jakoś nigdy nie utrzymywało się to na dłużej, aż do teraz. Jeśli od kilku dni gorzej się wysypiam, bo dużo myślę o dalszym ciągu "Wyzwań", to znaczy, że coś jest na rzeczy. Mam już z grubsza ułożone w głowie to, o czym mają być najbliższe rozdziały i tym razem jestem zdeterminowana, żeby to napisać. Naprawdę zależy mi na tym, żeby dociągnąć "Wyzwania" do końca. Odświeżyłam sobie poprzednie rozdziały i czuję, że jestem już na tyle z powrotem w temacie, żeby, o ironio, podjąć wyzwanie. Może wyjdzie trochę koślawo, może będą jakieś dziury fabularne ze względu na długą przerwę, ale to wszystko zawsze można poprawić, więc jestem dobrej myśli. Liczę na wasze wsparcie i na to, że nie pozwolę wenie uciec i że się nie poddam. Te postacie zasługują na to, by dokończyć ich historię. Na razie nie umiem określić, kiedy wyjdzie nowy rozdział, ale bardzo chciałabym zacząć pisać już w ten weekend. Obym umiała jeszcze sklecić jakieś sensowne zdania.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-33861793707578919602016-11-19T12:51:00.003+01:002016-11-19T12:51:42.604+01:00Nowy blogasekChciałam powiedzieć, że nowy blogasek już istnieje, a znajdziecie go pod tym adresem <a href="https://nietajne.blogspot.com/" target="_blank">https://nietajne.blogspot.com/</a>. Jeśli tutaj będzie zastój, to wbijajcie tam.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-41139850671989616852016-11-16T13:15:00.000+01:002016-11-16T13:15:30.076+01:00Nowe okładki i nowy pomysłPreity stworzyła nowiutkie i ładne okładki do "Wyzwań", dlatego w pierwszej kolejności chciałam wam je zaprezentować.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="http://i195.photobucket.com/albums/z235/DonPirx/ISET%20wyzwania%202b_zpsp6l4qfpa.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://i195.photobucket.com/albums/z235/DonPirx/ISET%20wyzwania%202b_zpsp6l4qfpa.png" width="240" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="http://i195.photobucket.com/albums/z235/DonPirx/ISET%20wyzwania%202c_zpstbr6qhr7.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://i195.photobucket.com/albums/z235/DonPirx/ISET%20wyzwania%202c_zpstbr6qhr7.png" width="240" /></a></div>
<br />
Zaś druga sprawa dotyczy pomysłu na nowego bloga. Nie będę ukrywać, że pisanie rozdziałów idzie mi ostatnio powoli. Bardzo powoli. Nawet jak dostanę dawkę weny, starcza z reguły tylko na mały fragment i muszę czekać niezwykle długo, by móc napisać kolejny. Pisanie to hobby, więc uważam, że zmuszanie się do niego, robienie tego na siłę, nie ma sensu. Nie znaczy to, że chcę definitywnie pożegnać się z pisarstwem, ale też nie ukrywam, że pewnie będę się poświęcać temu zajęciu znacznie rzadziej niż kiedyś. Zwłaszcza, że i z czasem różnie bywa, a i mój umysł jakiś taki ostatnio rozproszony jest. Okazjonalnie będę coś na tym blogu umieszczać, nawet rozpoczęłam pisanie nowego rozdziału, ale nie umiem określić, kiedy zostanie ukończony. To jednak nie znaczy, że w mojej głowie brakuje pomysłów czy refleksji. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie zacząć wyrażać się w nieco krótszych , mniej zobowiązujących formach. Już dawno temu rozważałam, czy nie założyć takiego typowego bloga, na którym pojawiałyby się moje przemyślenia na różne tematy, krótkie artykuły, rankingi... Takie rzeczy, które sprawiają mi przyjemność, ale nie pochłaniają dużej ilości czasu, nie wymagają ogromnych pokładów weny, ale wiążą się z różnymi moimi zainteresowaniami i doświadczeniami. Nie chodzi mi o szerzenie jakichś górnolotnych ideologii, czy wywoływanie kontrowersji. Po prostu moje codzienne myśli, spostrzeżenia, ciekawostki. Jestem ciekawa, co o tym myślicie.<br />
<br />
<br />Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-88845001370584991012016-11-07T21:08:00.002+01:002016-11-07T21:20:16.790+01:00ISET komiks!Dziś blog powraca i to w wielkim stylu. Po wielu miesiącach kooperacji mnie, Hiena i Miryoku z dumą mogę wam zaprezentować komiks z ISETverse. Znajdziecie tu wszystko co najlepsze, cycki, gołe klaty i dupy. Czegóż chcieć więcej? Zachęcam do pobrania tego cuda i pragnę też poinformować, że zabrałam się znowu do pisania, więc możliwe, że w najbliższej przyszłości na blogu pojawi się coś więcej.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: left;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb9DltT5NZrzS8GD6l65nyyf2gfdTsBRAy6FG3-dj4KqpYFtaApeJ9RWH8EDv9woGNBfBf3NXDrzhjl9_cji7thK20q_5uCiU1oBm8EGrlQwy_Wt2Kfs8YZSeDSAjOsSOe-RYygpnH2wZ9/s1600/ISET001.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjb9DltT5NZrzS8GD6l65nyyf2gfdTsBRAy6FG3-dj4KqpYFtaApeJ9RWH8EDv9woGNBfBf3NXDrzhjl9_cji7thK20q_5uCiU1oBm8EGrlQwy_Wt2Kfs8YZSeDSAjOsSOe-RYygpnH2wZ9/s320/ISET001.png" width="226" /></a></div>
<br />
<a href="http://forum.vampirciowo.pl/download/ISET_komiks.zip"><b>Pobierz ISET komiks</b></a>Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-68529802481087113952016-07-12T18:50:00.000+02:002016-07-12T18:50:00.040+02:00Głowa i dupaCzasem jednak miewam nagłe przebłyski weny. Jeśli chcecie zobaczyć najnowszy patyczkowy komiks, to zapraszam <a href="http://www.vampirciowo.pl/images/gid.jpg" target="_blank">tutaj.</a>Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-52173740496673705122016-07-09T12:37:00.000+02:002016-07-09T12:37:23.510+02:00Co się dzieje z blogiem?W spisie treści dopisałam wreszcie informację, że "Wyzwania" są zawieszone, gdyż ciężko mi powiedzieć, kiedy do nich wrócę. Nie porzuciłam całkowicie tej historii, wciąż mam sporo pomysłów, ale pisanie na razie mi nie idzie i potrzebuję długiej przerwy. Bloga również nie porzuciłam, nie chcę jednak tworzyć na siłę, więc na razie wstrzymuję się z publikacjami. Jeśli jednak chcecie mi podrzucić jakiś pomysł na patyczkowy komiks, to walcie śmiało. Może zadziała.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-89452607829637270972016-04-18T22:01:00.001+02:002016-04-18T22:03:02.203+02:00Słowniczek - wersja 1.0Słowo się rzekło, więc prezentuję wam początkową wersję <a href="http://isetverse.blogspot.com/p/sowniczek.html" target="_blank">słowniczka</a>. Pewnie brakuje w nim wielu pojęć, ale postaram się rozwijać go z czasem. Jeśli zdarzy się tak, że wy sobie przypomnicie jakieś pojęcie, które waszym zdaniem powinno się znaleźć w słowniczku, ale go tam nie ma, nie bójcie się o tym wspomnieć.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-60380597289544866672016-03-31T20:44:00.000+02:002016-03-31T20:44:51.504+02:00Słowniczek - tworzyć czy nie?Jak zapewne zauważyliście z twórczością u mnie ostatnio nie najlepiej. "Wyzwania" na razie pozostają w zawieszeniu, a jeśli chodzi o inne materiały to też idzie kiepsko. Jakiś czas temu zaczęłam tworzyć słowniczek terminów z ISETverse, ale zaprzestałam po wypisaniu kilku haseł. Dlatego mam do was pytanie i proszę, byście odpowiedzieli szczerze. Czy uważacie, że jest sens tworzyć taki słowniczek? Czy byłby dla was przydatny? Bo nie ukrywam, jak coś tworzę, to potrzebne mi poczucie, że to, co robię, rzeczywiście ma sens, a nie jest tylko sztuką dla sztuki. A jeśli macie jeszcze jakieś inne sugestie odnośnie bloga, nie bójcie się powiedzieć. Może da mi to kopa:)Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-23426309769019418852016-03-07T19:08:00.001+01:002016-03-07T19:08:57.879+01:00Na wyciągnięcie rękiOpowiadanie ma już dobrych kilka lat, ale dopiero niedawno postanowiłam je upublicznić. Uwaga: zawiera lekką homoerotykę.<br />
<br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na wyciągnięcie ręki</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W odległym zakątku wszechświata,
jakieś sześć miliardów lat świetlnych od Drogi Mlecznej,
istniała planeta podobna do naszej. Gdyby ludzie o niej wiedzieli,
nazwaliby ją chłodną bliźniaczką Ziemi, bo przypominała nasz
świat pod wieloma względami. Obdarzona jednym, dużym księżycem
Anahibi krążyła wokół gwiazdy nieco chłodniejszej od Słońca.
Jedną trzecią jej powierzchni pokrywał lód, ale to nie
przeszkadzało życiu rozkwitać w cieplejszych rejonach. Anahibianie
niewiele różnili się od ludzi. Mieli ręce i nogi, oczy o uszy,
usta i nos. Kiedy byli smutni, płakali, kiedy byli szczęśliwi,
uśmiechali się. Potrafili kochać i nienawidzić, czynić dobro i
zło. Chodzili do pracy, spotykali się ze znajomymi, uprawiali
sporty, tak jak my. A przede wszystkim marzyli, tak jak wszystkie
istoty obdarzone rozumem. Marzyli że nie są sami w kosmosie i że
kiedyś odnajdą istoty podobne do nich. Dlatego budowali statki
kosmiczne i nasłuchiwali dźwięków wszechświata, jednak ich
technologia nie była na tyle zaawansowana, by pozwolić im opuścić
ten wąski wycinek galaktyki, w którym się znajdowali. Niektóre
osiągnięcia musiały pozostać w sferze marzeń. Marzeń,
potrafiących przysłonić otaczającą rzeczywistość.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Abzazabi Abzazb Abz był jednym z
tych marzycieli i uwielbiał spędzać wieczory przy swym teleskopie,
zastanawiając się, czy gdzieś tam daleko istnieje inteligentne
życie. Jak wszyscy Anahibianie miał białe włosy i mlecznoróżową
skórę. Jego tęczówki były całkowicie przezroczyste, przez co
sprawiały wrażenie czerwonych. Abz liczył sobie prawie
pięćdziesiąt anahibiańskich lat, co w przypadku jego rasy
oznaczało młodość, ale już pracował jako wysokiej rangi
astroinżynier i kosmolog. Fakt że posiadł matkę na stanowisku
prezydenta bez wątpienia pomagał w karierze, ale Abz też wiele
zawdzięczał swej pracowitości i nieprzeciętnemu intelektowi.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Co dziś pan obserwuje? - spytał
Zakizibi Zakizib Zak służący Abza, jak co wieczór przynosząc mu
ziołowy napar.<br />- Naszą sąsiednią galaktykę – odparł
uczony. - Chciałbym za swego życia stworzyć napęd, który
pozwoliłby nam tam dotrzeć.<br />- Jestem pewien, że się to panu
uda – rzekł Zak uniżenie.<br /> Chętnie posiedziałby ze swoim
pracodawcą i pogawędził, ale wiedział, że Abz nie lubi, kiedy
ktoś przeszkadza mu w obserwacjach. Opuścił taras i wszedł do
środka białej kopuły, by nieco posprzątać. Właściwie robił to
już tego dnia, ale i tak musiał pozostać na nogach, nim jego pan
położy się spać, więc chciał znaleźć sobie jakieś zajęcie.<br />
W środku przeważały kolory typowe dla całej Anahibi, czyli
błękit, szarość i biel. Wycierając kurze Zak jak zwykle z
namaszczeniem wyczyścił stojące na stoliku zdjęcie. Przedstawiało
jego i Abza na tle pierwszej rakiety, którą uczony zaprojektował.
Zak pamiętał, że przyszedł wtedy przynieść swemu panu drugie
śniadanie, a Abz sam zaproponował, by jego sługa pozował mu do
zdjęcia. Dla służącego była to większa nagroda niż wszystkie
premie razem wzięte. Dla niego Abz był kimś więcej niż tylko
pracodawcą i Zak miał nadzieję, że któregoś dnia jego pan to
dostrzeże.<br /> Zak dokładnie przyjrzał się zdjęciu, co było
dla niego codziennym rytuałem. Jak zwykle zachwycał się tym, jak
doskonale jego pan na nim wyszedł. Mieli podobny typ urody,
określany przez niektórych mianem „grzecznego chłopca”, ale
rozburzone włosy dodawały Abzowi drapieżności, którą udało się
uchwycić na fotografii. Patrząc na podobizny ich obu, Zak zawsze
uważał, że stanowiliby piękną parę. I w takich chwilach
rozumiał, co musiał czuć jego pan spoglądając w kosmos, bo jego
marzenie zdawało się równie nierealne. Abz traktował go dobrze, w
pewnym sensie nawet po przyjacielsku, ale nigdy nie przekraczał
pewnego dystansu, który winien dzielić zwierzchnika i podwładnego.
Czasami Zak próbował dać do zrozumienia, że widzi w Abzie kogoś
więcej niż szefa, ale uczony zdawał się kompletnie pozbawiony
umiejętności odbierania tak subtelnych sygnałów.<br />- Zachmurzyło
się. Chyba dziś wcześnie pójdę spać – oznajmił Abz, wchodząc
do środka. Nie zwrócił nawet uwagi na fakt, że Zak przyglądał
się ich zdjęciu. - Przygotuj mi ubranie na jutro. Może być
popielato-zielony komplet.<br />- Tak jest.<br /> Podczas gdy Abz brał
kąpiel, Zak przeszukiwał jego garderobę. W szafie przeważały
szare i srebrne ubrania, w których Abzowi było bardzo do twarzy, co
służący często podkreślał, choć jego komplementy były zawsze
traktowane jedynie jako wyraz grzeczności. Czasami Zak gapił się w
lustro i zastanawiał, czy w ogóle jest w stanie zainteresować
swego pana w jakikolwiek sposób. Był dość przeciętny, nie za
niski, nie za wysoki, z oczami w kolorze bardzo jasnego błękitu i
krótkimi przylizanymi włosami. Uważał, że jego naiwna twarzyczka
nie jest brzydka, ale też nie przyciągała niczym szczególnym.
Istniała również spora szansa, że Abz w ogóle nie był
zainteresowany mężczyznami. A jednak Zak nie tracił nadziei i się
nie poddawał.<br /> Kiedy wyjął z szafy popielatą tunikę,
powąchał ją i przycisnął do siebie. Nawet po praniu potrafił w
niej rozpoznać zapach Abza. Oddałby wszystko, by móc go dotknąć.
By móc zatopić dłonie w tych gęstych włosach i go pocałować.
By robić z nim rzeczy, o których myśl sprawiała, że serce
zaczynało mu bić szybciej. Zak z trudem trzymał swe prawdziwe
pragnienia na wodzy i zastanawiał się, jak długo jeszcze będzie w
stanie z tym żyć.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /> Jak co dzień Zak przyniósł
Abzowi drugie śniadanie do pracy. Zależało mu na tym, by jego
zwierzchnik zawsze jadł świeże i zdrowe posiłki. Poza tym był to
dla niego pretekst, by spotkać się z obiektem swych westchnień.
Dla osób postronnych jego skrajne oddanie i lojalność mogły wydać
się nieco osobliwe, ale Abz traktował to jako coś całkowicie
oczywistego i naturalnego.<br />- Jesteś skarbem – powiedział
uczony, odbierając od służącego koszyk z jedzeniem.<br /> Zak nie
zarumienił się, bo wiedział, że to zwyczajowe powiedzonko Abza,
nie mające żadnych podtekstów.<br />- Wygląda pan na zadowolonego –
powiedział, mając nadzieję, że zapoczątkuje rozmowę i dzięki
temu będzie mógł dłużej zostać ze swym panem.<br />- Och, jestem
cały podekscytowany. Udało mi się zakończyć budowę prototypu
generatora antymaterii – wyjaśnił Abz, nie kryjąc radości.<br />-
Co to oznacza? - spytał Zak, który nie do końca orientował się w
takich sprawach.<br />- To najwydajniejsze źródło energii. Przy jego
pomocy będę mógł stworzyć napęd, który umożliwi osiągnięcie
dziewięćdziesięciu pięciu procent prędkości światła. Mam już
plany statków, w których dałoby się zainstalować takie silniki.
A to znaczy, że skolonizujemy najbliższe układy jeszcze w tym
stuleciu. Podróż do najbliższej gwiazdy nie zajmie osiem lat, jak
do tej pory, tylko cztery. Czy zdajesz sobie sprawę ze skali tego
odkrycia? Jak wszystko dobrze pójdzie to za jakieś dwadzieścia lat
będę miał szansę stanąć na zupełnie obcym globie.<br />- Pan? -
zdziwił się Zak, bo w końcu jego pracodawca nie był astronautą.<br />-
Będę próbował wejść w skład ewentualnej ekspedycji. W końcu
znam się najlepiej na tym napędzie.<br /> Nie było sensu martwić
się tym, co nastąpi dopiero za dwadzieścia lat, jeśli w ogóle
nastąpi, jednak Zak poczuł się tak, jakby Abz miał go zostawić
już jutro i odejść na zawsze. Nic dziwnego, że nie zauważał
subtelnych gestów i sygnałów Zaka, skoro bardziej interesowały go
gwiazdy, niż życie na Anahibi.<br />- Przygotuję dziś wystawną
kolację, żeby to uczcić – powiedział służący, mając
nadzieję, że tym razem jego starania zostaną dostrzeżone. - Nie
wiem czy to nie jest zbytnie spoufalanie się, ale jeśli nie będzie
miał pan nic przeciwko, chętnie zasiadłbym z panem do stołu i
porozmawiał – wyznał, wiedząc, że wiele ryzykuje.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
- Nie mam nic przeciwko. Będzie mi
miło – uśmiechnął się Abz.<br /> Wtedy Zak poczuł się
znacznie lepiej. Uwierzył w to, że jego marzenie może jeszcze się
spełnić.<br />- W takim razie szybko idę brać się za przygotowania
– powiedział i skłonił się nisko.<br /><br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br /> Już dawno Zak nie czuł się tak
podekscytowany. Zamierzał dopilnować, by wieczór okazał się
wyjątkowy. Na stole postawił bukiet z kwiatów tatabu. Miały duże
okrągłe płatki oraz srebrzystą barwę. Wybrał je, bo uważał,
że najbardziej pasowały do Abza. Z kuchni dochodziły przyjemne
zapachy. Zapadł zmierzch, a gospodarz miał niebawem wrócić do
domu.<br /> Zak wiele myślał o tym, co powie, gdy on i Abz zasiądą
do stołu. Mógł zwyczajowo zapytać jak minął dzień i pozwolić
uczonemu na długi wywód na temat jego osiągnięć. To była ta
bezpieczna wersja. Odważna zakładała, że Zak wreszcie powie,
oczywiście w delikatny sposób, co tak naprawdę czuje. Wiele
ryzykował, ale skłaniał się raczej ku drugiej wersji. Tłamszenie
w sobie prawdziwych emocji doprowadzało go do szału. Skoro przez
tyle czasu Abz nie potrafił się domyślić jak bardzo Zakowi na nim
zależy, musiał to po prostu usłyszeć od niego bezpośrednio. A
skoro Abz miał tak znakomity humor, była to najlepsza okazja, by mu
wszystko powiedzieć.<br /> Kiedy Zak kładł na stole talerze,
odezwał się jego zegarkofon, który nosił na prawej ręce. Włączył
go i usłyszał głos Abza.<br />- Chciałem ci przekazać, że wrócę
dziś późno. Testujemy nowy generator i chcę mieć pewność, że
działa poprawnie.<br />- Jak to... Nie wróci pan na kolację? -
spytał Zak, licząc na to, że jednak zdążą jeszcze wspólnie
zasiąść do stołu.<br />- Nie, zamówimy coś.<br />- Ale ja
specjalnie ugotowałem... Może przyniosę panu kolację? -
zreflektował się służący, przypominając sobie w porę, że nie
przystoi mu się żalić.<br />- Nie ma takiej potrzeby. Właściwie to
mam ochotę na jakąś odmianę. Koledzy już się ze mnie śmiali,
że jestem rozpuszczony i wybredny, bo nigdy z nimi nie jadam. Zrób
sobie wolny wieczór. A to co przyrządziłeś, możesz spakować mi
na drugie śniadanie. Nie będziesz musiał się jutro specjalnie do
mnie fatygować – powiedział Abz beztroskim głosem.<br /> Przez
chwilę Zak nie wiedział, co powiedzieć, jednak nie chciał
wzbudzić podejrzeń i musiał coś wymyślić.<br />- Naturalnie to
nie moja sprawa, ale nie może pan dokończyć testów jutro?
Zmęczenie źle wpłynie na pańskie zdrowie – powiedział z
wyuczonym spokojem.<br />- Boję się właśnie, że jeśli dzisiaj
tego nie zrobię, nie będę mógł spać całą noc. Ale to miło,
że się o mnie troszczysz. Do jutra. Odpocznij sobie.<br /> Abz się
rozłączył, a Zak zastygł tak jak stał, rozgoryczony i wściekły.
Czuł się tak, jakby ktoś podarował mu cenny upominek, a potem
zniszczył na jego oczach. Wszystkie jego próby i podchody zdawały
się tylko stratą czasu. A co gorsza, mimo zawodu, jego miłość do
Abza nie osłabła ani trochę. Za to torturowała Zaka jeszcze
bardziej.<br /><br /><br /> Na Anahibi rzadko zdarzały się bezchmurne
dni, ale gdy było widać choć skrawek nocnego nieba, Abz
wykorzystywał to na obserwacje astronomiczne, zaś Zak jak zwykle
przygotował mu ziołowy napar. Służący tak dobrze nauczył się
skrywać swoje emocje, że ani razu nie dał po sobie znać jak
bardzo poczuł się zraniony, gdy Abz zostawił go na lodzie. Był
jak zwykle usłuchany i pokorny, a incydentu z kolacją nawet nie
wspominał. Zresztą jego pan również do tego nie wracał, za pewne
w ogóle nie zdając sobie sprawy, jak nieumyślnie zranił
służącego. Z drugiej strony, czy gdyby wiedział, jak poczuł się
jego pracownik, przejąłby się tym? Zak często zadawał sobie to
pytanie, czy Abza w ogóle obchodziły jego przeżycia wewnętrzne,
jego problemy i rozterki. W końcu był tylko jego służącym, a
momenty, kiedy Abz traktował go po przyjacielsku mogły się okazać
tylko zwykłą fanaberią bogacza. Jednak to nie zmieniało faktu, że
Zak go dalej kochał i pragnął tak bardzo, że przeradzało się to
w obsesję. Doszedł do tego niebezpiecznego etapu, kiedy nie umiał
dłużej tłamsić w sobie pożądania, ale też nie potrafił zdobyć
się na poważną rozmowę ze swoim panem. Osiągnął punkt, w
którym nie umiał już rozróżnić, co jest etycznie dozwolone, a
co nie. A to oznaczało kłopoty.<br />- Poczułem się bardzo senny.
Chyba się położę – oznajmił Abz, wchodząc do środka.<br />
Zak akurat wycierał szklanki, więc odłożył ściereczkę i ze
spokojem skierował swoje kroki do sypialni.<br />- Pościelę panu –
oznajmił.<br /> Abz ziewał coraz intensywniej i niemalże słaniał
się na nogach. Gdy weszli do sypialni, nawet nie czekał aż służący
przygotuje mu posłanie, tylko od razu legł na łóżko i niemalże
natychmiast zasnął. Zak stał przez chwilę nieruchomo i z
kamiennym wyrazem twarzy przyglądał się sylwetce uczonego, tak
jakby chciał się upewnić, że nie uświadczy żadnej reakcji ze
strony Abza. I rzeczywiście nie uświadczył. Pan domu spał jak
zabity.<br /> Zak uśmiechnął się z satysfakcją. Środek, który
dolał Abzowi do ziół okazał się skuteczny i zadziałał zgodnie
z planem. Teraz służący mógł zrobić dosłownie wszystko, bo nie
było szans, by jego pan w najbliższym czasie się obudził. Zak
musiał go mieć, nawet jeśli oznaczało to uciekanie się do użycia
środka odurzającego. Nie chciał przecież zrobić krzywdy swemu
panu. Chciał tylko wziąć to, co jego zdaniem już od dawna mu się
należało. Poświęcił Abzowi całe życie i skoro ten nie potrafił
mu tego wynagrodzić, sam musiał odebrać swoją zapłatę.<br />
Rzucił się na łóżku i zaczął łapczywie całować usta
uśpionego mężczyzny. Nie zniechęcił go oczywisty brak reakcji.
Wsunął język między lekko rozchylone wargi, starając się nim
sięgnąć jak najgłębiej. Po jego ciele rozlało się przyjemne
ciepło i mimo wzrastającego podniecenia poczuł częściową ulgę.
Właśnie uczynił coś, o czym fantazjował od dawna i do tej pory
mógł sobie jedynie wyobrażać jak smakują usta jego pana. A
smakowały wybornie, tak cudownie, że Zak potrzebował więcej.
Gwałtownie otworzył zapinaną na zatrzaski tunikę Abza i odsłonił
jego tors. Już nie raz widział go w samej bieliźnie, ale dopiero
teraz mógł mu się przyjrzeć dokładnie bez wzbudzania podejrzeń.
Abz miał gładkie i szczupłe ciało, delikatne, wręcz proszące o
pieszczoty. Dlatego Zak zaczął całować i ssać każdy skrawek
odsłoniętej skóry, jaki napotkał. Szybko jednak się zreflektował
i oderwał od torsu Abza. Przypomniał sobie, że nie może ryzykować
pozostawienia jakiegokolwiek śladu na jego ciele. Musiał być tak
delikatny, jak to tylko możliwe, a nie rzucać się na ciało swego
pracodawcy niczym zwierzę w rui, dlatego zaczął je subtelnie
muskać wargami i lizać. Od czasu do czasu odrywał usta od skóry
Abza, by móc go podziwiać i dotykać opuszkami palców. Nie sądził,
że taki kontakt fizyczny wystarczył, by doprowadzić go stanu
euforii. Mógł to robić godzinami, a i tak by mu się nie znudziło.
Mógł cały dzień gapić się na swego pana i eksplorować jego
ciało. Właśnie odkrywał go od zupełnie nowej strony i była to
strona, którą zamierzał zapamiętać do końca życia. Nawet jeśli
miał dotykać go w ten sposób po raz pierwszy i ostatni, wiedział,
że zachowa w umyśle każdy szczegół jego anatomii.<br /> To był
dopiero początek, a Zak już teraz czuł się niesamowicie
pobudzony. Oblizał wargi i trzęsącymi z podniecenia rękami zsunął
z Abza spodnie wraz z bielizną. Teraz miał przed sobą obraz
perfekcji w pełnej okazałości. Pożerał swego pana spojrzeniem od
uroczej śpiącej twarzy, po cudowny płaski brzuch, aż do czubków
palców u nóg. Każdy fragment tego apetycznego ciała zdawał się
idealny, i każdy zapraszał do dalszych pieszczot. W fantazjach Zaka
Abz był uległy i spragniony kontaktu fizycznego. Błagał służącego
by go posiadł, by uczynił go swoim i tylko swoim. Rozbierał się
na jego oczach, kładł na prześcieradle i rozkładał nogi, dając
Zakowi do zrozumienia, że może z nim zrobić co chce. W tych
fantazjach Zak nigdy nie odmawiał. Nakrywał Abza swoim ciałem i
dawał mu rozkosz po wielokroć.<br /> Teraz Abz nie błagał, nie
zachęcał kochanka frywolnym spojrzeniem, a jedynie leżał bez
ruchu, nie świadom tego, co się dzieje. Zakowi z początku to nie
przeszkadzało. Wszedł na łóżko i podparł się rękami,
częściowo przyciskając Abza do pościeli. Przesunął dłonią
wzdłuż uda swego pana i zacisnął na nim palce. Opuścił lekko
swoje spodnie, chcąc poczuć ciało przy ciele i wtedy się zawahał.
Do tej pory wmawiał sobie, że nie robi nic złego. Abz miał się o
niczym nie dowiedzieć, a przecież czego oczy nie widzą, tego sercu
nie żal. Jednak Zak wiedział. Mógł to próbować zatuszować, ale
czy nie tego miał właśnie dosyć? Życia w kłamstwie? Cały czas
ukrywał swoje prawdziwe uczucia, a teraz miały do tego dojść
jeszcze czyny.<br /> Potrzebuję tego – powtarzał sobie, ale nie
było żadnej gwarancji, że po chwilowym zaspokojeniu swych żądzy
zazna ukojenia. Dalej będzie pożądał Abza, dalej będzie skrywał
swoje uczucia, a nieświadomość pana będzie go dalej torturować.
Jednak co najważniejsze, przez resztę życia będzie musiał żyć
ze świadomością, że dopuścił się gwałtu. I choć mógł dalej
próbować zaprzeczać, inaczej tego nazwać się nie dało.<br /> Zak
usiadł na łóżku i zapłakał.<br /><br /><br /> Abz obudził się nad
ranem i próbował pozbierać myśli. Od razu zauważył, że się
nie przebrał, a łóżko nie było rozścielone. Przypomniał sobie,
że poprzedniego dnia poczuł się nagle strasznie senny i ostatnim,
co pamiętał, było jak się położył. Takie rzeczy raczej mu się
nie zdarzały, a wczoraj nawet nie miał specjalnie męczącego
dnia.<br /> Dziwne – pomyślał. Chciał zawołać Zaka, ale nim to
zrobił, zauważył na łóżku kwiat tatabu i kartkę papieru.
Podniósł ją i przeczytał wiadomość.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<i>Zamiast patrzyć w gwiazdy,
spróbuj zauważyć to, co jest na wyciągnięcie ręki.</i><br /><br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Rozpoznał charakter pisma Zaka, ale
gdyby nie to, nie uwierzyłby że służący mógł coś takiego
napisać. Chwycił kwiat, przyjrzał się mu i poczuł się naprawdę
zmieszany. Co też mogło strzelić jego służącemu do głowy?<br />-
Zak?! - zawołał Abz, gdy wyszedł z sypialni.<br /> W domu nie
zastał nikogo, choć przeszukał każdy kąt. A przecież o tej
porze Zak powinien spać. Gdzież mógł się podziewać? To było do
niego niepodobne.<br /> Abz próbował dodzwonić się do służącego,
ale nikt nie odpowiadał. Zrobił to jeszcze kilka razy, ale bez
rezultatu. Zaniepokoił się trochę, po głowie chodziły mu różne
scenariusze, ale gdy usiadł z listem w jednej ręce, a z kwiatem w
drugim, elementy zagadki zaczęły się układać w jedną całość.
Te wszystkie spojrzenia, komplementy i akty oddania nagle stały się
jasne. To, czego Abz do tej pory nie potrafił dostrzec, w jednej
chwili nabrało kształtu i sensu. Czy to możliwe, że Zak przez
tyle lat próbował mu coś powiedzieć, a on nie zdawał sobie z
tego sprawy? Trudno było się z tym pogodzić, ale wszystko na to
wskazywało.<br />- Ale się porobiło – westchnął i położył
kwiat obok zdjęcia, które Zak zwykł pielęgnować. Teraz Abz
przynajmniej wiedział czemu.<br /> Dobrze, że dzisiaj Abz miał
wolne, bo większość dnia przesiedział w zadumie. Nie umiał
znaleźć sposobu na wybrnięcie z tej kłopotliwej sytuacji. Chciał
się spotkać z Zakiem, porozmawiać z nim na spokojnie, nie jak pan
ze sługą lecz jak przyjaciel z przyjacielem. Sęk w tym, że... nie
kochał go. Lubił, owszem, cenił, jak najbardziej. Jednak bez
względu na to jak schlebiały mu uczucia Zaka nie umiał ich
odwzajemnić. Nie mógł się zmusić do miłości.<br /> Zadzwonił
jeszcze raz, ale znowu bez rezultatu. Może tak było lepiej? Może
Zak odszedł, bo wiedział, że to jedyne rozwiązanie? Nawet jeśli
Abz chciał dobrze, nawet jeśli był gotów przyjąć go z powrotem,
ich relacje pozostałyby już na zawsze kłopotliwe. Mimo to miał
nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie dane się im spotkać, bo w
jednym musiał Zakowi przyznać rację: to, co na wyciągnięcie
ręki, jest ważniejsze niż gwiazdy.</div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-30570542541376055282016-03-02T22:23:00.000+01:002016-03-02T22:23:22.275+01:00Czekamy na ciebieTym razem chciałabym zamieść notkę związaną z forum, które prowadzę - Polską Bazą Fanfiction... Nie, zaraz, to nie jest już Polska Baza Fanfiction, teraz to Polska Baza Opowiadań i Fanfiction. Skąd te zmiany? Otóż na forum od dawna mile widziana jest twórczość inna niż fanfiki, ale ze względu na nazwę, niektóre osoby mogły odnieść mylne wrażenie, że forum jest tylko o fanfikach i się zniechęcić. Zapewniam, że doceniamy tak samo pozostałe rodzaje twórczości: opowiadania, wiersze, artykuły, komiksy i wiele innych. A nawet jeśli nic nie tworzysz, zapraszamy na pogaduszki. Dla każdego nowego użytkownika... mentalny uścisk admina gratis<3<br />
<br />
<br />
<a href="http://forum.vampirciowo.pl/" target="_blank"><img alt="Polska Baza Opowiadań i Fanfiction" border="0" src="http://www.vampirciowo.pl/images/pbof400x50.jpg" /></a>Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-27851085187741616542016-02-14T11:57:00.000+01:002016-02-14T11:57:46.428+01:00Walentynkowy specjałJeśli macie ochotę się odmóżdżyć, to dziś dam wam ku temu dobrą okazję. Napisałam coś specjalnego na walentynki. Ostrzeżenia: łagodna erotyka i tona cukru.<br />
<br />
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
To miał być najcudowniejszy wieczór
w życiu Garetha i Joanny. Hotelowy pokój na planecie Fajrant został
zgodnie z poleceniem wypełniony kwiatami i świecami, by para
narzeczonych mogła nasycić się ultra romantyczną, walentynkową
atmosferą.<br />- No muszę przyznać, misiaczku, zaskoczyłeś mnie –
stwierdziła Joanna, klęcząc na łożu i rozbierając się do
seksownej, czerwonej bielizny. - Nie sądziłam, że pod tą twardą,
umięśnioną skorupą kryją się takie pokłady miłosnej
kreatywności.<br />- Dla ciebie wszystko, kochanie. - Gareth zdjął
koszulę i oczom Joanny ukazał się jego wspaniały tors. -
Chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo. To, że nie szlajamy się
już po galaktyce, nie znaczy, że nie możemy czasem zrobić czegoś
szalonego.<br />- Och, pragnę cię... - Kobieta rzuciła się na swego
wybranka i wpiła łapczywie w jego usta.<br /> Ta niesamowita
atmosfera i widok półnagiego Garetha wystarczyły, by rozbudzić w
Joannie dzikie żądze. Całowała i obściskiwała swego partnera,
ocierała się o niego z taką pasją i zapalczywością, że w końcu
razem runęli na łóżko i poczęli zdzierać z siebie resztki
odzienia.<br /><br /><br />- Czy mówiłam ci już, że masz piękne
pośladki? - Hilda gapiła się na nagie ciało męża wygłodniałym
spojrzeniem. Opuściła kokieteryjnie ramiączka swojej halki i
ruchem palca zaprosiła mężczyznę do łóżka. Noc na planecie
Fajrant była jej pomysłem i Hilda czuła, że nie pożałuje.<br />-
Och, nie takie rzeczy już mi mówiłaś. - Ib uśmiechnął się
wymownie i wszedł na łóżko.<br /> Powoli zdjął halkę ze swojej
żony i zaczął całować wysportowane ciało Ziemianki. Hilda
przygryzła wargę, wplotła palce w białe włosy Anahibianina i
oddała się rozkoszy. Jej mąż był tak silny, a jednocześnie tak
delikatny, że nigdy nie przestawało jej to zadziwiać.<br />- Ib,
kocham cię. Jesteś wspaniały... - westchnęła. - Po pierwszej
nocy z tobą wiedziałam, że już nigdy nie będę się chciała
pieprzyć z żadnym Ziemianinem. Masz w sobie niebywały talent. Czy
wszyscy Anahibiane są tacy?<br />- Nie, tylko ja – zaśmiał się
Ib, obrócił swoją żonę na brzuch i zaczął wodzić językiem
wzdłuż jej kręgosłupa. Hilda była w siódmym niebie. Bez
wątpienia opuszczenie Ziemi z seksownym kosmitą okazało się
najlepszą decyzją w jej życiu.<br /><br /><br />- Derksiu, jesteś
najpiękniejszą istotą humanoidalną we wszechświecie... - Chen
przytulił się do partnera, opierając głowę o jego klatkę
piersiową. Leżeli tak przez chwilę na łóżku, a geolog napawał
się wzajemną bliskością.<br /> Komplement najwyraźniej zadziałał,
bo Derks pogłaskał Chena po głowie, a takie spontaniczne czułości
rzadko mu się zdarzały.<br />- To będziemy uprawiać seks, czy jak?
- rzucił mouk po dłuższej chwili bezruchu.<br />- Spokojnie, nie
musimy się spieszyć. - Chen usiadł. - To wyjątkowo dzień, więc
zróbmy tak, żeby było lepiej niż kiedykolwiek.<br />- Nie rozumiem,
co w nim wyjątkowego?<br />- No to taki specjalny dzień, kiedy
Ziemianie chcą być bardziej romantyczni niż normalnie.<br />- Mam
się bać?<br />- Nie – zaśmiał się Chen. - Po prostu zrelaksuj
się i zobaczysz, jak będzie fajnie. W końcu to planeta Fajrant –
miejsce nieograniczonych rozrywek.<br /><br /><br /> Ależ było cudownie.
Pocałunki i pieszczoty, którymi Gareth raczył Joannę, zdawały
się bardziej finezyjne niż kiedykolwiek. Uczona wiedziała, że nie
zapomni tej nocy do końca życia. Kwiaty, świece, szum oceanu za
oknem i blask błękitnego księżyca sprawiały, że czuła się jak
księżniczka z bajki. Niegrzecznej bajki dla dorosłych.<br />- Gdybym
miała zapętlacz czasu, to sprawiłabym, żeby ten dzień powtarzał
się w nieskończoność – wyznała, przyciskając się do
umięśnionego torsu partnera.<br />- Nie musiałabyś, już ja
sprawię, że będzie tak codziennie. - Gareth pieszczotliwie ugryzł
Joannę w ramię. - Ale wiesz co, chciałbym dzisiaj spróbować
czegoś nowego?<br />- To znaczy? - spytała z zaciekawieniem
kobieta.<br />- Zaczniemy normalnie. Zrobimy to najpierw po bożemu, a
potem... a potem zobaczysz. To będzie niespodzianka – szepnął
Gareth w taki sposób, jakby chodziło o wielką tajemnicę.<br />-
Hmm... - Joanna oblizała wargi. - No dobra, nie mogę się
doczekać.<br />- Zobaczysz będzie super – obiecał mężczyzna i
powrócił do pieszczot.<br /><br /><br /> Po długiej i namiętnej grze
wstępnej Hilda doszła do wniosku, że przyszedł czas na największą
rozkosz w jej życiu. Spojrzała na Iba z wymownym uśmieszkiem i
potarła stopą jego tors. Wiedziała, że jej mąż pożąda jej
równie bardzo, co ona jego.<br />- To co, pokażesz mi resztę tych
swoich niesamowitych talentów? - spytała uwodzicielsko.<br />- Oj,
pokażę i to jeszcze jak, ale... tak pomyślałem, że moglibyśmy
dzisiaj spróbować czegoś nowego.<br />- Brzmi kusząco. Co ci
takiego brudnego chodzi po głowie? - zachichotała kobieta.<br />- No
pomyślałem... - Ib nieco się speszył. - Że mogłabyś mnie...
troszkę związać.<br /> Hilda uniosła obie brwi w niemym
zdumieniu.<br />- No i jak już to zrobisz to... mogłabyś powiedzieć
parę rzeczy... Że byłem niegrzeczny i musisz mnie ukarać... czy
coś...<br /> Ib się zarumienił, co było urocze, ale Hilda mimo
wszystko nie mogła wyjść ze zdumienia.<br />- Ale chyba nie mam za
bardzo czym cię związać – zauważyła.<br />- Nie martw się,
wziąłem cały sprzęt.<br /> Lekarka parsknęła śmiechem.<br /><br /><br />
Ubrania na podłodze, splecione ciała, usta przy ustach – Chen
czuł się jak w raju. Gładził delikatną skórę partnera i
napawał się zapachem jego włosów.<br />- Zrobisz mi dobrze ustami?
- spytał Derks w zadziwiająco niewinny sposób.<br />- Pewnie, że
zrobię. Zrobię tak doskonale, że będziesz mnie codziennie błagać
o więcej.<br /> Na szczęście Chen wyleczył się ze swych
seksualnych kompleksów i uwierzył, że, gdy przychodzi co do czego,
potrafi być prawdziwym ogierem. Dlatego postanowił wspiąć się na
wyżyny technicznych umiejętności i pokazać, że warto być z
Ziemianinem. Początkowo sądził, że idzie mu doskonale, ale Derks
mu przerwał.<br />- To nie do końca to, co miałem na myśli... –
wyjaśnił mouk z lekkim zakłopotaniem. - Wolałbym, żebyś zajął
się tą częścią ciała, której zawsze zdajesz się unikać. Nie
jestem kobietą, wiesz?<br />- Och... - Chen poczuł się bardzo
niezręcznie. - No bo wiesz, nie mam w tym wprawy i w ogóle... -
Mógł wymyślać dowolne wymówki, ale nie ulegało wątpliwości,
że jeszcze nie do końca przywykł do bycia z obupłciowym
kosmitą.<br />- Powiedziałeś, że to wyjątkowy dzień dla Ziemian,
więc nie powinniśmy spróbować czegoś nowego?<br /> Ciężko było
się spierać z tym argumentem. Chen przeżył krótką chwilę
grozy, po czym mentalnie kopnął się w tyłek. Przecież zawsze
uważał, że dla Derksa uczyniłby wszystko.<br />- A wiesz, zrobię
to! Zrobię i to perfekcyjnie! - wykrzyknął.<br /><br /><br />- Łaaał!
Obczaj to, obczaj to! Kozak! - Gareth z zachwytem wskazał na ekran
laptopa, a Joanna tylko podciągnęła kolana do siebie i
westchnęła.<br />- To miała być ta wielka niespodzianka? Oglądanie
pokazów lotniczych?<br />- Zawsze chciałem to zrobić z ukochaną. To
jak przedłużenie orgazmu. - Mężczyzna nie odrywał wzroku od
monitora.<br />- Lepiej chodźmy do baru się napić – mruknęła
Joanna i zwlokła się z łóżka.<br /> W końcu udało jej się
odciągnąć Garetha od komputera i sprowadzić na dół. Usiedli w
zacisznym miejscu pomiędzy błękitnymi krzewami.<br />- Ej, czy to
nie Hilda i Ib? - Nagle Joanna wskazała palcem w głąb holu. - O
kurde, a tam dalej to Chen i Derks!<br />- Ta planeta musi być bardzo
mała – stwierdził Gareth.<br /> Cała szóstka zdawała się
zdumiona tym niecodziennym spotkaniem. Było dużo radości. Wszyscy
usiedli przy wspólnym stole, do którego po chwili podjechał
kelnerobot.<br />- Dla wszystkich po drinku Pobudzony Naomita –
zamówił Gareth.<br />- Dla mnie wersję bezalkoholową – dorzucił
Derks<br />- A dla mnie jeszcze płyn do płukania ust – stwierdził
Chen.<br />- To co, przylecieliście, żeby spędzić romantyczną noc?
- spytała Joanna swych przyjaciół.<br />- Szaloną noc. - Chichot
Hildy sprawił, że Ib zrobił się cały czerwony.<br />- Bardzo
dobrze się składa, bo mamy wam coś ważnego do powiedzenia –
rzekł Gareth z uśmiechem.<br />- W sumie to my też chcieliśmy wam
coś ważnego powiedzieć. - Chen podrapał się po głowie.<br />- No
my w zasadzie też – odparła Hilda zaskoczonym głosem.<br />-
Jestem w ciąży – wypalił Derks.<br />- Bierzemy ślub. - padło z
ust Joanny w tym samym momencie.<br />- Kupujemy tu działkę. - Hilda
również zsynchronizowała się z przyjaciółmi.<br /> Nastała
chwila ciszy, w czasie której każdy próbował wyodrębnić i
przefiltrować usłyszane naraz informacje.<br />- Ale się będzie
działo... - wymamrotała Joanna trochę z rozmarzeniem, trochę ze
zdumieniem.<br />- I właśnie tak się kończy eksplorowanie
wszechświata – podsumował Gareth. - A może dopiero zaczyna?</div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-43774126777124192552016-02-07T15:28:00.000+01:002016-02-07T15:28:05.567+01:00FanpejdżDzięki inicjatywie Miryoku powstał na Facebooku fanpejdż ISETverse <a href="https://www.facebook.com/ISETverse" target="_blank">https://www.facebook.com/ISETverse</a> Zapraszam i pozdrawiam wszystkich zainteresowanych. Mam nadzieję też, że wybaczycie mi zastój w "Wyzwaniach". Ostatnio nie miałam do tego głowy, myślę też nad rozpoczęciem nowego projektu. Ale zapewniam, że nie planuję porzucić "Wyzwań" i postaram się ruszyć z nowym rozdziałem, jak już sobie wszystko w głowie poukładam. Rozważam też stworzenie jakiegoś bonusa na walentynki.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-76599292084315693902016-01-30T19:14:00.001+01:002016-11-08T22:47:00.938+01:00ISET na czytnikWłaściwie powinnam była to zrobić już dawno temu, ale co chwilę to odkładałam i co chwilę zapominałam. Chodzi o pierwszy tom ISETu w formie ebooka. Preity, znana między innymi z pięknych okładek, które możecie znaleźć w galerii, sama przerobiła opowiadanie na dwa formaty i mi udostępniła. Dlatego należą się dla niej za to ogromne podziękowania. Poniżej daję linki, z których możecie pobrać ISET w dwóch wersjach.<br />
wersja epub: <a href="http://forum.vampirciowo.pl/download/ISET_epub.zip" target="_blank">Pobierz</a><br />
wersja mobi: <a href="http://forum.vampirciowo.pl/download/ISET_mobi.zip" target="_blank">Pobierz</a><br />
Mam nadzieję, że ułatwi to wam czytanie.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-27619966851016852262016-01-19T11:02:00.001+01:002016-01-19T11:02:53.989+01:00Parę słów o ankiecieJak pewnie zauważyliście na blogu pojawiła się nowa ankieta. Tym razem chciałabym się dowiedzieć, co przede wszystkim przyciąga was na blogu i w jaki sposób mogę sprawić, byście polubili go bardziej. Nie daję ograniczenia na ilość wybranych odpowiedzi. Bądźcie szczerzy i dajcie znać, jakich materiałów oczekujecie najbardziej. To bez wątpienia da mi motywację do działania i sprawi, że blog stanie się dla was jeszcze atrakcyjniejszy.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-3633919765580336422016-01-13T19:19:00.000+01:002016-01-13T19:19:17.127+01:00Bumaga i SzefRysowanie nie jest moją mocną stroną, ale ostatnio poczułam przypływ mocy i postanowiłam jednak stworzyć coś na poważnie. Padło na dwóch członków Białego Oddziału, których możecie kojarzyć zarówno z ISETu jak i z Wyzwań. Bumagę od dawna chciałam narysować, tylko jakoś nie mogłam się przemóc, a Szefa machnęłam już idąc za ciosem. Jestem zadowolona z rezultatu. Właśnie tak sobie ich wyobrażam.<br />
<br />
Bumaga<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.vampirciowo.pl/images/bumagabyvampi.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.vampirciowo.pl/images/bumagabyvampi.jpg" height="320" width="258" /></a></div>
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Szef<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://www.vampirciowo.pl/images/szef.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://www.vampirciowo.pl/images/szef.jpg" height="320" width="196" /></a></div>
<br />
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-72595706962641451592016-01-09T13:57:00.000+01:002016-01-09T13:57:30.896+01:00Wyzwania, Rozdział XI<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-weight: normal;">Rozdział
XI<br /><br /> Gdy Arganok wszedł do komnaty, zauważył, że cesarz
Kaklog jest pochłonięty lekturą jakiegoś zwoju. Doradca poprawił
swoją skórzaną pelerynę, upewniając się, że w jego prezencji
niczego nie brakuje.<br />- Wasza wysokość wzywała? - spytał
grzecznie.<br /> Cesarz podniósł wzrok, ale nie zamknął zwoju.<br />-
Chciałbym, żebyś zdobył dla mnie więcej materiałów na temat
Białego Oddziału – przemówił stanowczo. - Zwłaszcza o tym
komandorze, który niedawno u nas gościł.<br />- Mniemam, że chodzi
przede wszystkim o cele strategiczne?<br /> W głosie Arganoka dało
się wyczuć niepewność, ale cesarz to zignorował i zmienił
temat.<br />- Co z Izizijem Wirem? Dalej siedzi, a miał być nasz. -
Kaklog ze zdenerwowaniem odłożył zwój.<br />- Proszę się nie
martwić, odpowiednie kroki zostały podjęte. Znaleźliśmy osobę,
na której pomoc możemy liczyć. - Arganok wytarł chusteczką pot z
czoła. Najbardziej się denerwował, gdy musiał przekazać złe
wieści. - Niestety nie wszystko układa się po naszej myśli.
Doszły do mnie informacje, że pomieszańcy inwigilowali tego całego
Ista. Mogą coś podejrzewać w związku z nielegalnym napływem
wywronów.<br /> Cesarz wstał i zbliżył się do swego doradcy, na
co ten zadrżał. Co prawda Kaklog nie był specjalnie agresywny, ale
miewał wybuchy złości, a tego Arganok wyjątkowo nie lubił.<br />-
Przecież on nic nie wie – rzucił cesarz, z niespodziewanym
spokojem. - Nie ma szans, żeby połączyli go z nami.<br />- Ale będą
węszyć.<br />- Dlatego tym bardziej potrzebny nam Wir. Musimy go mieć
i to szybko. Zanim coś wywęszą.<br />- Osobiście tego dopilnuję. -
Arganok skłonił się pokornie.<br /><br /><br /> Na początku wiadomość,
że Chen wrócił z delegacji wywołała w Derksie spory stres. Mouk
miał ochotę zaszyć się w jakiejś dziurze daleko stąd, ale
szybko zdał sobie sprawę, jak irracjonalne mogą wydawać się jego
lęki. Nie wiedział, czy to wszystko przez hormony, czy przez coś
innego, ale był wściekły na siebie i na swoje infantylne
zachowanie. W końcu Derks wziął się w garść i zdecydował, że
jedyne sensowne rozwiązanie, to pełna otwartość i zaufanie. Nie
owijał w bawełnę, po prostu powiedział, co miał powiedzieć.<br />
Milczenie po raz pierwszy okazało się dla Derksa krępujące,
niestety trwało dobrych kilka chwil. Mouk spuścił wzrok, czekając
na reakcję, a gdy ta dalej nie nadchodziła, uniósł go z powrotem.
Chen wyglądał na absolutnie zbitego z tropu.<br />- Jesteś...
pewien, że to to? - wydusił Ziemianin i przełknął ślinę.<br />-
Oczywiście, że jestem. Byłem nawet u specjalisty. Powiedział, że
z lekami powinno być wszystko w porządku, ale mimo wszystko
chciałby cię poznać i zbadać twoje DNA, bo... no to jednak
pierwszy taki przypadek w historii. To znaczy istnieją hybrydy...
ale dzięki interwencji laboratoryjnej, a w taki sposób to nigdy...
Widzisz, wy Ziemianie jednak jesteście wyjątkowi.<br />- Będę
tatą... - wymamrotał Chen, po czym niespodziewanie się zaśmiał.
- Ale jaja, będę tatą! - Złapał się za głowę, ale na
szczęście na jego twarzy widniał uśmiech.<br />- Jak się z tym
czujesz? - spytał niepewnie Derks, bawiąc się nerwowo krawędzią
swojej koszuli.<br />- Zaskoczony, podekscytowany, może trochę
przerażony... ale... w sumie to szczęśliwy. - Chen złapał mouka
za dłonie. - A ty? Widzę ten strach w twoich oczach. Co się
dzieje?<br />- Boję się, że te różnice między nami będą
problemem.<br />- Derks, przecież mnie znasz, wiesz, że możesz na
mnie liczyć. Nie zrobię niczego wbrew tobie.<br />- Nie będziesz
mnie traktować protekcjonalnie?<br />- Postaram się.<br />- Nie
będziesz próbował przejąć kontroli nad naszym dzieckiem?<br />-
Kontroli? Wiadomo, że chcę być w jego życiu i nauczyć go różnych
rzeczy, ale żeby od razu nazywać to kontrolą?<br />- Po prostu
chodzi mi o to, że ziemski model rodziny się tutaj nie sprawdzi.
Tutaj ojcowie z reguły nie poświęcają tyle uwagi swoim dzieciom,
no bo sami są też matkami. Z tobą jest inaczej i w sumie nie chcę
cię od nas odepchnąć, ale... trzeba będzie wymyślić jakieś
kompromisy. Nie chcę, żeby traktowali nasze dziecko jak odmieńca.<br />-
Spokojnie, mamy jeszcze czas. Nie musimy wszystkiego ustalać teraz.
- Chen pogłaskał Derksa po policzku.<br /> Poszło lepiej, niż mouk
się spodziewał, ale czym on się właściwie wcześniej przejmował?
Przecież Chen zrobiłby dla niego wszystko. Teraz Derks potrzebował
bliskości, zarówno fizycznej, jak i mentalnej, dlatego cieszył
się, że ten wieczór i noc mógł spędzić ze swym ulubionym
Ziemianinem. Chyba Derks nie miał do końca racji twierdząc, że
moukowie wolą samotność. Owszem, była czasem pożądana, ale
zdarzały się też momenty, kiedy Derks najzwyczajniej w świecie
potrzebował towarzystwa kogoś bliskiego.<br /> Ranek nastał prędko.
Gdy Derks się obudził i poczuł, jak Chen przyciska się do jego
nagiego ciała, mimowolnie się uśmiechnął.<br />- Mam nadzieję, że
udało mi się rozładować to całe napięcie. - Ziemianin cmoknął
Derksa w ramię.<br />- Wiesz... tak sobie myślałem... - szepnął
mouk. - Pamiętasz historię o Borenie i wodzu Piksie, co wam kiedyś
opowiadałem?<br />- Pewnie.<br />- Opowiadałem, jak to za dawnych
czasów moukowie łączyli się w stada. I że każdy w stadzie był
matką i ojcem dla wszystkich dzieci. Pomyślałem... że chyba
właśnie tego chcę. Żebyś był w moim stadzie. Ty, Ormiks,
Bumaga... Wszyscy jesteście dla mnie ważni. Chciałbym, żebyście
wszyscy byli w życiu mojego dziecka. Ty odgrywasz w moim życiu
szczególną rolę, ale... wiesz o co mi chodzi...<br />- Chcę być
częścią stada – zapewnił Chen i przytulił się do Derksa.<br /><br /><br />
Szef z reguły nie sprawiał wrażenia miłego i rzadko się
uśmiechał, ale tym razem potraktował Derksa z wyjątkową
uprzejmością. Co prawda komandor był beznamiętny jak zawsze, ale
za to ugościł podwładnego w swym prywatnym salonie, a nie w
biurze, jak zazwyczaj. Zaproponował nawet coś do picia.<br />- I jak
samopoczucie? - spytał, podając Derksowi miseczkę z napojem.<br />-
Myślę, że dobrze.<br />- Cieszy mnie to. Nie chciałbym cię
całkowicie wykluczyć ze służby. Ty też byś chyba tego nie
chciał, prawda?<br />- To znaczy? - Derks nieco się zmieszał. <br />-
Chciałbym, żebyś z nami został. Oczywiście, jeśli czujesz się
na siłach. I rzecz jasna nie mam na myśli wysyłania cię w
teren.<br />- Więc co miałbym robić?<br />- Zostałbyś
koordynatorem.<br />- Czyli praca w biurze?<br />- Owszem, ale to jej w
niczym nie umniejsza. Opracowywałbyś akcje od strony
strategicznej.<br /> Derks odstawił miskę i westchnął. Nie lubił
tkwić w jednym miejscu, ale z drugiej strony nie pozostało mu zbyt
wiele opcji.<br />- Co się stanie z moją drużyną? - spytał.<br />-
Zostaną przydzieleni do innych zadań. Ale to nie znaczy, że nie
możecie w przyszłości znowu pracować jako zespół.<br /> W
obecnej sytuacji Derksowi trudno było nie przyznać Szefowi racji.
Komandor bez wątpienia chciał jak najlepiej i należało to
docenić.<br />- W porządku, zgadzam się. - Derks uśmiechnął się
lekko.<br />- W takim razie pokażę ci twoje nowe miejsce pracy. -
Szef wstał i poprowadził podwładnego do windy.<br /> Biuro, w
którym znalazł się Derks, nie należało do małych. Wielka, pusta
ściana i panel kontrolny obok wskazywały, że to miejsce do dużych
projekcji holograficznych. Surowy wystrój nie zniechęcał, w końcu
to była część bazy, choć znalazła się tu półka z
doniczkowymi roślinami.<br />- Bubamara będzie twoim asystentem. <br />
Derks odwrócił się i ujrzał mouka niewiele starszego od Ormiksa.
Nie był wysoki, miał zadarty nos, przerwę między zębami, co
zdradzał jego szeroki uśmiech, i względnie krótkie, czarne włosy
spięte w kitkę.<br />- Bardzo mi miło - skłonił się młodzieniec.<br />
Z pewną dozą niepewności Derks spojrzał na Szefa. Ten tym razem
zdradzał jakieś emocje, wyglądał na usatysfakcjonowanego, sądząc
po uśmiechu. Czyżby zaplanował to wszystko, nim jego podwładny
wyraził zgodę? Całkiem możliwe. Z jednej strony Derks miał
Szefowi za złe, że nie może wybrać na asystenta kogoś ze swojej
drużyny, a z drugiej cieszył się, że jego towarzysze mogą dalej
brać udział w misjach.<br />- To kiedy zaczynamy? Od jutra? Miałeś
chyba wystarczająco czasu, żeby poukładać swoje sprawy –
oznajmił komandor.<br />- Może być od jutra – rzucił Derks bez
przekonania.<br /> Zmiany bywały trudne, ale czasem konieczne. Krok
po kroku Derks oswajał się z nową sytuacją i choć miał jeszcze
wiele do zrobienia, to czuł, że pomału jakoś wszystko zaczyna się
układać.<br />- Tom... - cieszył się, że zastał Ziemianina w
bazie. Musiał mu wreszcie powiedzieć, jak sprawy się mają.<br />-
Już słyszałem. Moje gratulacje.<br />- Zakładam, że nie masz na
myśli mojej nowej pracy w biurze.<br />- Nie. - Tom zaśmiał się z
lekkim zawstydzeniem.<br />- Dobra, żarty na bok, akurat to, co mam ci
do powiedzenia, jest bardzo ważne. - Derks wziął głęboki wdech.
- Dziękuję ci za to, że zgodziłeś się ze mną współpracować
i trochę mi głupio, że tak wyszło. Trafiłeś tu z mojej woli i
nie masz już żadnych zobowiązań wobec Enis, więc możesz wrócić
na Ziemię.<br />- A jeśli będę chciał zostać?<br /> Pytanie Toma
całkowicie zbiło Derksa z tropu.<br />- Myślałem, że tęsknisz za
domem – zdumiał się mouk.<br />- Bo tęsknię, ale obiecałem
jednej osobie, że w czymś jej pomogę i nie chcę jej zawieść.
Chciałbym doprowadzić to do końca. Czy mogę zostać dopóki tego
nie zrobię?<br /> Musiało chodzić o coś naprawdę dużego, bo Tom
mówił z niebywałą powagą. Derksowi to wręcz zaimponowało.<br />-
I właśnie to w tobie podziwiam. Tą lojalność i poczucie
obowiązku. Jeśli będziesz potrzebować w czymś pomocy, to przyjdź
do mojego biura.<br />- Dzięki, szefie.<br />- Nie musisz już się do
mnie tak zwracać. Do jutra, Tom. - Derks skłonił się i
oddalił.<br /><br /><br /> Stifa wciąż zachwycała pięknem swych
krajobrazów. Ze szczytów wysokich gór doliny wyglądały jak
pokryte zielonym dywanem, który tak naprawdę był monstrualną
dżunglą, zamieszkaną przez równie gigantyczne stworzenia. Duża
zawartość tlenu w dolnej części atmosfery potrafiła czynić
cuda. Ludzie zawładnęli górami, których klimat i powietrze
bardziej im sprzyjały. Już jako dziecko Aikon zachwycał się
bajecznymi miastami w chmurach i od tamtej pory niewiele się
zmieniło. Szkoda tylko, że nie mógł tu gościć w bardziej
sprzyjających warunkach. Ileż by Aikon dał, by powrócić do
czasów, w których czerpał z życia radość całymi garściami.
Niestety było to niewykonalne, ale istniała jeszcze szansa, na
odzyskanie utraconego szczęścia i znajdowała się właśnie tutaj.
Niestety okupiona hańbą.<br /> Choć na Stifie Aikon nie miał aż
takich uprawnień, jak we własnym kraju, wciąż potrafił zdziałać
wiele. Dziwnie się czuł w przebraniu więziennego strażnika, biel
jakoś tu jego zdaniem nie pasowała, ale to było teraz najmniej
istotne.</span></span></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;">- Mam
pamięć do twarzy – rzucił Izizij, gdy Aikon wszedł do jego
celi. - A tą na pewno gdzieś już widziałem.<br />- Owszem,
widziałeś. - Komandor zdjął z głowy białą chustę. - I lepiej
ciesz się, że widzisz ją znowu, bo to twoja jedyna szansa, żeby
stąd wyjść.<br />- Naomici cię przysłali? Jestem im potrzebny,
zgadza się? - Izizij nie krył dumy.<br />- Przysłali, czy nie... nie
robię tego dla nich, robię to dla siebie. Mieliśmy umowę,
pamiętasz?<br />- Jakby to było wczoraj.<br />- Doskonale, bo jeśli
się z niej nie wywiążesz, to nawet naomici nie powstrzymają mnie
przed tym, by urwać ci łeb. Nie mam zbyt wiele czasu, więc lepiej
współpracuj, bo możesz zyskać wiele, albo stracić wszystko.<br />
Myśl, że wyświadcza naomitom ogromną przysługę doprowadzała
Aikona do wściekłości, ale inna droga już nie istniała. Chciał
po prostu przeżyć.<br /><br /><br /> Tak drastyczna zmiana pracy
sprawiła, że Derks poczuł się nieswojo. Spędzanie ogromnych
ilości czasu w pozycji siedzącej było dla niego wręcz nie do
pomyślenia, dlatego co chwilę przechadzał się po pokoju, co
zdecydowanie pomagało w obmyślaniu strategii, które zlecił mu
Szef. Od czasu do czasu Derks robił przerwę na pompki, przysiady i
inne proste ćwiczenia, dzięki którym czuł, że jest jeszcze
sobą.<br />- Czy to aby dobry pomysł? - usłyszał nieśmiały głos
Bubamary i odepchnął się rękami od podłogi, błyskawicznie
wstając dzięki sile swych mięśni.<br /> Derks zauważył, że
asystent niesie mu miskę pełną jakiejś parującej cieczy.<br />-
Mieszanka ziół, którą sam wymyśliłem – wyjaśnił Bubamara,
kładąc miskę na biurku. - Pomaga na wszystko.<br />- Zapewniam cię,
że czuję się świetnie – zaznaczył stanowczo Derks, rozciągając
się po krótkim treningu. - Wiem co mi wolno, a co nie. Nie
potrzebuję specjalnego traktowania, choć doceniam troskę.<br />
Nawet gdy Derks usiadł i się napił, Bubamara nie spuszczał z
niego wzroku, jakby wyczekując komentarza.<br />- Dobre – odparł
krótko Derks, bez specjalnych emocji.<br /> Na dźwięk tego jednego
słowa asystent cały rozpromieniał, po raz kolejny pokazując w
pełnej okazałości swoją przerwę między zębami. Uśmiech nie
znikał z jego twarzy, a młodzieniec nie przestawał gapić się na
swego przełożonego.<br />- To dla mnie ogromny zaszczyt móc dla was
pracować – rzekł z zachwytem. - Naprawdę, nie sądziłem, że
kiedykolwiek trafi mi się tak wspaniała posada. Przysięgam, że
będę wam dobrze służyć i was nie zawiodę.<br /> Nawet opanowany
i poważny Derks uśmiechnął się, gdy jego ego zostało
połechtane.<br />- Skończyłeś Akademię Rokan? - spytał z
ciekawości.<br />- Nie. Zdawałem tam, ale oblałem testy
sprawnościowe. Skończyłem Przyrokańską Szkołę Przygotowawczą
i wbrew temu, co wszyscy myślą, jestem z tego dumny.<br />- A co
wszyscy myślą?<br />- No... jak wy uczęszczaliście do Akademii to
nie mówiło się na tych z Przygotowawczej „odrzuty” albo
„sługusy”?<br />- Niektórzy tak mówili, ale na pewno nie
wszyscy. - Derks wziął kolejny łyk aromatycznego naparu, ku
wielkiej radości Bubamary. - Czyli nie żałujesz, że nie dostałeś
się do Akademii?<br />- To znaczy czasem troszkę żałuję. Zawsze
ciekawiło mnie, jak to właściwie tam jest.<br />- Ciężko, bardzo
ciężko – wyjaśnił z powagą Derks, opierając się o tył
swojego fotela. - Wielu rezygnuje w trakcie, wielu nie przechodzi
przez egzaminy.<br />- To co się tam takiego robi?<br />- Trenuje od
świtu do zmierzchu. Za każdym razem, gdy wydaje ci się, że już
więcej nie możesz, że jest to fizycznie niemożliwe, oni
wyznaczają ci coraz trudniejsze zadania, a ty albo się poddajesz,
albo przełamujesz bariery, o których kiedyś nawet ci się nie
śniło.<br />- Łał... - Bubamara rozszerzył oczy z zafascynowaniem.
- To co było najtrudniejsze?<br />- Poza egzaminem końcowym, to bez
dwóch zdań próba izolacji.<br />- Próba izolacji?<br />- Po trzech
latach treningu wywożą cię samego do dżungli z bardzo
ograniczonym sprzętem. Masz przetrwać samotnie cały czerwony
miesiąc, radząc sobie z drapieżnikami i innymi rzeczami, które
przyprawiają o dreszcze.<br />- Ale chyba was jakoś monitorowali, no
nie?<br />- Owszem, można zrezygnować w każdej chwili, ale to
oznacza pożegnanie się z Akademią na zawsze. Większość osób
nie wytrzymuje i ja sam byłem gotów się złamać. Pamiętam, że
wiele razy przeklinałem dzień, w którym zdecydowałem się dostać
do Akademii i za każdym razem, gdy byłem już tak totalnie
zdesperowany, by wręcz błagać, by to wszystko się skończyło,
coś mi się w głowie odzywało... Jakiś taki wewnętrzny głos...
że nie po to się tyle męczyłeś, żeby teraz się poddać.<br />-
Kurcze, wy to musicie mieć ducha walki.<br />- Każdy go ma, tylko
czasami coś go tłamsi.<br /> Rozmowę przerwał dźwięk rozsuwanych
drzwi, w których stał Tom McMahon. Ziemianin wszedł niepewnie do
środka i spojrzał na obu mouków.<br />- Przeszkadzam? - spytał
przezornie.<br />- Nie, chodź – zaprosił Derks. - Bubamara,
przynieś mu jakieś krzesło.<br /> Gdy Tom mógł już wygodnie
usiąść, Derks oddał miskę asystentowi, a ten zostawił ich
samych.<br />- Mówiłeś, że gdybym potrzebował pomocy, to mogę
przyjść, więc właśnie to zrobiłem – wyjaśnił Ziemianin. -
Chodzi o tą osobę, której mam pomóc znaleźć inną osobę... Nie
będę owijać w bawełnę, ta pielęgniarka Anu chce znaleźć męża,
który z jakiegoś powodu trafił na Mlok. A ona tu przyleciała za
nim. To znaczy właśnie nie wie, gdzie on dokładnie jest i czemu
odszedł bez słowa. Wie tylko, że przyleciał na Mlok i że
zostawił jej masę kasy. Może to ma jakieś znaczenie. Dała mi to.
- Tom wręczy Derksowi zdjęcie. - I pomyślałem, że można by
sprawdzić monitoring na lotniskach, ale nie mam do tego dostępu.<br />-
Cóż, niby nie ma przestępstwa, więc teoretycznie nie
powinienem.<br />- Ale Anu jest jedną z nas. Pomaga nam.<br />- No szkód
raczej to nie narobi, mogę spróbować, ale dowiedz się, jakim
konkretnie promem leciał, bo to znacznie zawęzi pole poszukiwań.<br />-
Ogromne dzięki. - Tom wstał i ukłonił się enisyjskim
zwyczajem.<br /><br /><br />- Podoba ci się ta nowa praca? - spytał Chen,
pomagając Derksowi wyciągać zamówione produkty z tuby
przesyłowej.<br />- Jeszcze nie wiem – westchnął mouk, wyjął
ostatnią paczkę żywnościową z tuby i zamknął przesłonę.<br />
Weszli do kuchni i zaczęli wypakowywać jedzenie z paczek. Derks nie
gotował zbyt dobrze, ale czasem Chen mu pomagał i razem byli w
stanie stworzyć całkiem niezłe dania. A do tego mogli wspólnie
spędzić czas.<br />- Dostałem przepustkę na Ziemię, aż trzy
tygodnie... Jeden szary miesiąc, znaczy się – oznajmił geolog,
czyszcząc warzywa. - Szkoda, że nie mogę wziąć cię ze sobą.<br />-
Trochę czasu dla siebie dobrze ci zrobi – odparł Derks i zajął
się przygotowaniem swojego ulubionego koktajlu.<br />- Pewnie spotkam
się z Garethem i Joanną. Mogę im powiedzieć o dziecku?<br />- Mów,
komu chcesz, to już nie tajemnica.<br />- Właśnie tak sobie
pomyślałem, że mógłbym kupić dla niego na Ziemi jakąś
zabawkę.<br />- Na Mloku też mamy zabawki, wiesz?<br />- Ale chciałbym,
żeby miało coś ziemskiego.<br /> Pracę nad posiłkiem przerwało
energiczne pukanie do drzwi. Chen spojrzał pytająco na mouka, ale
sądząc po zaskoczonej minie, Derks chyba również nie spodziewał
się gości. Bumaga lubił wpadać bez zapowiedzi, ale on nigdy nie
pukał. Po prostu wchodził, więc na pewno było to ktoś inny.<br />
Zmieszany Derks przepłukał dłonie i ruszył do przedpokoju, Chen
tuż za nim. Gdy drzwi się rozsunęły, Ziemianin zdał sobie
sprawę, że to tylko zwykły, niemłody już mouk. Wysoki, szczupły,
siwiejący, z pociągłą twarzą o zadziwiająco znajomych rysach.
Jego przypominające kalosze buty były nieco zabłocone, ale na
szczęście zdjął je, nim wszedł do środka.<br />- Oto jestem.
Niespodzianka – przemówił nieznajomy z zaskakującą
serdecznością i dopiero teraz Chen zauważył, jak zszokowany jest
Derks.<br /> Wszyscy stali w milczeniu. Ziemian obserwował obu mouków
i czekał, aż któryś z nich cokolwiek wyjaśni, ale najwyraźniej
Derksowi odebrało mowę, bo choć otworzył usta, nic się z nich
nie wydobyło. Za to starszy mouk przeniósł wzrok na Chena i
dokładnie się mu przyjrzał.<br />- To on? Ten Ziemiowianin, czy jak
ich tam nazywacie? - spytał ze spokojem.<br />- Kim jesteś? - Chen
nie wytrzymał, choć starał się brzmieć grzecznie.<br />- Trofoks –
skłonił się mouk.<br />- To moja matka – wypalił wreszcie Derks i
wcale nie brzmiał radośnie.<br />- Och... - Geolog oblizał nerwowo
wargi. Zreflektował się i pokłonił. - Chen Li.<br />- Czemu tak
nagle... Skąd tyle wiesz? - spytał Derks z wyraźnym
zdenerwowaniem.<br />- Ormiks się ze mną skontaktował. Powiedział,
że jesteś w ciąży. To chyba oczywiste, że chciałem się z tobą
zobaczyć – wyjaśnił Trofoks i wszedł w głąb apartamentu. -
Ładnie tu. Zakładam, że dobrze ci się wiedzie.<br />- Oczywiste?
Nie przyjechałeś nawet, gdy Ormiks ukończył szkołę – syknął
Derks. - Przez te wszystkie lata wolałeś siedzieć w dżungli i
katalogować zwierzaki, więc skąd miałem się domyślić? Mogłeś
chociaż uprzedzić!<br />- Te hormony muszą ci nieźle dawać w kość.
Zawsze byłeś taki spokojny. - Trofoks jak gdyby nigdy nic usiadł
przy stole.<br /> Nietrudno było zauważyć, że Derks próbuje
utrzymać swoje rozchwiane emocje na wodzy, bo zacisnął pięści i
zazgrzytał zębami.<br />- Przyniosę coś do picia. - Chen zdecydował
się na chwilową ucieczkę.<br /> Na szczęście Derks zdążył
przygotować koktajl, więc gdy tylko Ziemianin znalazł się w
kuchni, wyjął zestaw miseczek i duży dzbanek. Okazać gościnę i
robić dobrą minę do złej gry – to jedyne, co obecnie
przychodziło Chenowi do głowy. Czuł się niezręcznie, bardzo
niezręcznie. Cała sytuacja zdawała się przedziwna i wręcz
nienaturalna, ale życie na obcej planecie obfitowało w
niespodzianki.<br />- Proszę, koktajl z owoców poni-poni, nasz
ulubiony... - rzekł Chen z zakłopotaniem, położył wszystko na
stole i usiadł.<br /> Jedno dodające otuchy spojrzenie Ziemianina
sprawiło, że i Derks nieco się rozluźnił i zajął swoje miejsce
przy stole.<br />- To on cię zaciążył, prawda? - Trofoks
bezceremonialnie wskazał na Chena.<br />- Owszem – odparł
Ziemianin, tym razem z większą pewnością siebie i podał
starszemu moukowi pełną miskę.<br />- To tak się da?<br />- No
najwyraźniej, skoro tak się stało – mruknął z sarkazmem
Derks.<br />- Mieszkacie razem? - padło kolejne pytanie.<br />- Nie –
rzucił Chen, krzyżując ramiona. - Ale jesteśmy przyjaciółmi.
Bardzo dobrymi przyjaciółmi.<br />- W to nie wątpię – odparł z
przekąsem Trofoks i spojrzał na swojego potomka. Niespodziewanie
położył swoją dłoń na jego dłoni. - Rozumiem twój gniew,
Derks. Nigdy nie byłem wzorem rodzica, wiem o tym. I wcale nie
przyjechałem po to, by prawić ci morały. Będziesz żyć tak, jak
uznasz za słuszne. Ja tak zrobiłem. Czy postąpiłem dobrze? Ciężko
powiedzieć, ale faktem jest, że ty i Ormiks radzicie sobie
świetnie. Jestem z was dumny. Naprawdę. Zawsze byłem. A teraz mam
kolejny powód do dumy.<br /> Chen bacznie obserwował obu mouków.
Widział szczery uśmiech na twarzy Trofoksa i opuszczające Derksa
zdenerwowanie.<br />- Przyjechałem, bo chciałem się z tobą zobaczyć
i dowiedzieć, czy mogę w jakiś sposób ci pomóc – podsumował
Trofoks.<br />- Pomóc w czym? - spytał niepewnie Derks.</span></div>
<div style="font-weight: normal; margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;">- Nie
wiem... może masz jakieś pytania... Może chciałbyś mi się z
czegoś zwierzyć...<br />- Wszystko jest w porządku... - wydusił
niepewnie młodszy mouk i zabrał rękę ze stołu. - Ale
dziękuję...<br /> Chen odetchnął z ulgą. Wszystko wskazywało na
to, że uda się uniknąć wielkiego, rodzinnego dramatu. Decydując
się na pracę na obcej planecie geolog raczej nie oczekiwał, że
jego życie zacznie przypominać telenowelę, więc uczucie
niezręczności całkowicie nie minęło. Chen miał tylko nadzieję,
że przy najbliższym spotkaniu Derks nie zabije Ormiksa.</span></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-24258450489690747652015-12-28T15:50:00.000+01:002015-12-28T15:50:25.663+01:00Zboczone meme"Wyzwania" się piszą, ale na razie powoli, bo muszę sobie zrobić trochę przerwy na regenerację pomysłów. Jednak, żeby umilić wam czas postanowiłam wrzucić coś, co kiedyś pojawiło się na Polskiej Bazie, ale jakoś o tym zapomniałam i nigdy nie umieściłam tego na blogu. A w sumie czemu nie. Uwaga... oto...<br />
<br />
ISET - zboczone meme (możliwe spoilery, jeśli ktoś nie czytał całości) <br />
<br />1. Joanna
<br />2. Gareth
<br />3. Hilda
<br />4. Chen
<br />5. Abz
<br />6. Iku
<br />7. Ib
<br />8. Rinan
<br />9. Derks
<br />10. Kelly
<br />11. Tom
<br />12. Jonathan
<br />
<br />1.Jakie byłyby Twoje odczucia, gdyby 7/8 było w kanonie?
<br />Eno, myślałam, że wyjdzie coś głupiego, a to... To by było nawet
dobre! Hilda wreszcie miałaby dobry pretekst, żeby urządzić sobie bitch
fight z Rinan. Wszyscy lubią bitch fight. A Ib... pewnie by za wszystko
przeprosił i wrócił do Hildy z podkulonym ogonem. Telenowelowate s-f to
coś, co vampircie lubią.
<br />2.Co by się stało, gdyby 12 zrobił dziecko 8 (albo w drugą stronę, jeśli miałoby to więcej sensu)?
<br />Albo wyszedłby ćwierćmeksykaniec albinos, albo ładnie opalony Anahibianin z endermanimi ślepiami.
<br />3.Czy 2 i 6 tworzyliby dobrą parę?
<br />Idealną:3
<br />4.5/9 czy 5/10?
<br />Zdecydowanie to drugie. Przecież Abz nie jest w typie Derksa.
<br />5.Co by się stało, gdyby 7 natknął się na 2 i 12 uprawiających seks?
<br />Chwila, muszę to sobie zwizualizować... Chwila... Wizualizuję...
wizualizuję... Jeszcze... Kurcze, fajnie się wizualizuje... Tak,
zdominuj tego latynoskiego ogiera. Niech se nie myśli, że ciemna
karnacja daje +10 do bycia macho... Wchodzi Ib, gapi się przez chwilę z
tępym wyrazem twarzy i mówi: „Ale dziwni ci Ziemianie.”
<br />6.Napisz streszczenie potencjalnego ff 3/10
<br />Hilda i Kelly zostają porwane przez eneferców (NFR – najwyższa faza
rozwoju, Lem się kłania), którzy okazują się wielkimi fanami przygód
załogi Spacedivera i śledzą jej poczynania od samego początku. Ale
okazują się też shipować pairing HildaxKelly, więc majstrują im w
umysłach, żeby zaspokoić swoje chore zachcianki, ale przychodzi król
eneferców i przykładnie każe niesfornych poddanych, bo majstrowanie w
umysłach istot niższych jest nielegalne. Oddaje Hildę i Kelly na statek,
wymazując im wspomnienia, więc jest tak, jakby się nic nie stało.
<br />7.Zaproponuj tytuł dla fika typu hurt/comfort 7/12.
<br />„Wróć do mnie, śnieżynko”
<br />8.Jakiego narzędzia literackiego/wątku fabularnego użyłabyś, aby 4 rozdziewiczył 1?
<br />Prościzna: alternatywna rzeczywistość. Chen znajduje urządzenie
umożliwiające podróże między wymiarami. Trafia do rzeczywistości, gdzie
on i Joanna są świeżo poślubioną parą Amiszów, która nie skonsumowała
jeszcze związku (tak, w tej rzeczywistości są też Chińczycy Amisze).
Ponieważ Amiszowy odpowiednik Chena tuż po ślubie zostaje śmiertelnie
potrącony przez furmankę, nasz bohater postanawia zająć jego miejsce, by
ulżyć Joannie w cierpieniu... i ją przy okazji przelecieć.
<br />9.Co 7 mógłby krzyczeć szczytując?
<br />„Na święte lodowce!” No bo niby co innego? Wszyscy Anahibianie tak
robią, tak samo jak wszyscy Ziemianie krzyczą „O mój Boże!” Nie
wiedzieliście? Oj, same prawiczki na tym forum.
<br />10.Gdybyś pisała songfika o 3, jaką piosenkę byś wybrała?
<br />„Du Hast”
<br />11.Jeśli napisałabyś fika 1/6/12, jakie byłyby ostrzeżenia?
<br />Uwaga: strap-on, xeno plus technobełkot
<br />12.Dobra strategia podrywu dla 10 do użycia na 2?
<br />„Rudość może poważnie odbić się na twojej psychice. Ale znam dobrą terapię.”
<br />13.Jaki jest najbardziej skrywany fetysz 6?
<br />Zakładanie piżamy na noc.
<br />14.Czy 11 poszedłby do łóżka z 9? Na trzeźwo czy po pijaku?
<br />Na trzeźwo ni cholery. Tylko nieprzytomnego Derksa dałoby się
wyruchać (chyba, że jest się wiadomo kim). Ale gdyby Tom był naprawdę
zdesperowany, to mógłby użyć szantażu. Ze swoim słuchem pewnie znał
najmroczniejsze sekrety wszystkich załogantów.
<br />15.Jeśli 3 i 7 byliby parą, kto (najczęściej) byłby na górze?
<br />Ale... ale oni są parą... No wiadomo, że Hilda.
<br />16."1 i 9 tworzą szczęśliwy związek, dopóki 9 nie odchodzi nagle do
4. 1 ma złamane serce. Ładuje się w jednonocną przygodę z 11 i krótki,
nieszczęśliwy romans z 12. Ostatecznie, dzięki mądrej radzie 5,
odnajduje prawdziwą miłość w osobie 3." Jak zatytułowałabyś tego fika?
<br />„Zostać żeńskim Jackiem Harknessem – historia prawdziwa”
<br />Wymień trzy osoby, które mogłyby to Twoim zdaniem przeczytać.
<br />Mir, Preity i mój dziadek.
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-14109391375361885792015-12-20T16:02:00.000+01:002015-12-20T16:02:37.487+01:00Coś świątecznegoDosłownie nagle przyszedł mi pomysł na patyczkowy komiks o tematyce świątecznej. Ponieważ biedny Abz ostatnimi czasy popadł w zapomnienie, postanowiłam, że tym razem komiks będzie całkowicie o nim. I uwaga, jest... w KOLORZE! Zatem klikajcie w link poniżej i cieszcie się tą krótką historyjką.<br />
<br />
<a href="http://www.vampirciowo.pl/images/sos.jpg" target="_blank">Świąteczny odcinek specjalny</a>Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-28433744080683823072015-12-17T10:33:00.000+01:002015-12-17T20:24:45.986+01:00Wyzwania, Rozdział X<div style="margin-bottom: 0cm;">
<span style="font-size: small;"><span style="font-weight: normal;">Rozdział
X<br /><br /> Spalarnia była ulubionym miejscem wywronów, a praca tu
należała do wysoko cenionych. Ciepło bijące od ognia zapewniało
komfort dniem i nocą, a Ist należał do szczęśliwców, którzy
mogli się nim delektować. Przed rozpoczęciem zmiany jak zwykle
udał się na tyły spalarni, by dodać sobie trochę animuszu. Nie
wiedział, z czego powstawały tutejsze proszki pobudzające, ale
ważne, że działały. Wywron otworzył więc pudełko i powąchał
tajemniczą substancję.<br />- Jesteś Ist, prawda? - usłyszał głos
za plecami i odwrócił się zirytowany faktem, że ktoś mu
przerywa.<br />- Tak, a co? - mruknął w stronę nieznajomego
wywrona.<br /> Odpowiedzią okazał się potężny prawy sierpowy,
który zwalił Ista z nóg.<br /><br /><br /> Światło latarki skierowane
prosto w twarz sprawiło, że Ist zaczął powoli odzyskiwać
świadomość.<br />- Za mocno go walnąłeś, Sys. – Więzień
usłyszał głos kobiety.<br />- Nie, popatrz, już się budzi.<br />
Dookoła panował mrok, nie licząc latarni majaczącej w oddali. Ist
próbował się poruszyć, ale nie mógł, więzy skutecznie mu to
uniemożliwiały. Spanikował.<br />- Współpracowałeś z naomitami?
Chcemy wiedzieć wszystko – przemówił groźnie Sys.<br />- Kim
jesteście? - jęknął Ist.<br />- Odpowiadaj! - Młodszy wywron znowu
zdzielił go w twarz.<br />- Uważaj, Sys, nie chcemy, żeby znowu
stracił przytomność. - Głos trzeciej postaci był słaby i
łamiący się, jak u osoby toczonej przez plagę.<br />- Wszystko w
porządku, dowódco? - zaniepokoiła się kobieta.<br />- Wiemy, kim
jesteś, Ist, więc gadaj, co wiesz o naomitach, to pozwolimy ci
odejść w jednym kawałku – syknął wywron. - Gdzie wywoziłeś
tych wszystkich imigrantów? Z kim miałeś konszachty? Nazwiska,
nazwiska, nazwiska! Konkrety! Kto i po co z tobą współpracował?!
Jakie kłamstwa tłukłeś naszym rodakom do głów i czemu?!<br />- To
nie takie proste... - wydukał Ist. - Jak się dowiedzą, że to
wyszło na jaw... bękną za to moi wspólnicy.<br />- Teneri, zajrzyj
mu do umysłu... Nie mamy czasu na zabawy... - wydusił z siebie
dowódca.<br />- W porządku, ale to może trochę potrwać. Im większa
różnica genetyczna, tym trudniej.<br />- Dasz radę.<br /><br /><br />
Pełnienie warty w nocy okazało się trudniejsze, niż początkowo
Tom przypuszczał, bo na moment mu się przysnęło. Ziewnął,
przetarł oczy i serce prawie wyskoczyło mu z piersi, gdy spojrzał
na holograficzny obraz z satelity noktowizyjnego.<br />- Broko,
wstawaj! - potrząsnął towarzyszem. - Szefie! - krzyknął do
mikrokomunikatora. - W waszą stronę zmierzają właśnie trzy wozy
pełne uzbrojonych ludzi!<br />- Ile mamy czasu? - stęknął Derks.<br />-
Ja wiem, dwie minuty, może trzy. Mamy was zgarnąć?<br />-
Poczekajcie... Teneri sonduje Istowi umysł... Dajmy jej szansę.<br />-
A jeśli nie zdąży?<br />- Weźmiemy Ista ze sobą.<br />- Zabronili
nam!<br />- Nie opuścimy z nim planety... Weźmiemy go do waszej
kryjówki.<br /> Tom raz jeszcze spojrzał na obraz z satelity,
nerwowo oblizał wargi i otarł pot z czoła. Że też nie zareagował
wcześniej. Był wściekły i zestresowany.<br />- Szefie... -
przełknął ślinę. - Energii starcza na trzy skoki na dobę. Skok
po was, do kryjówki, z powrotem do koloni odesłać Ista i na
statek... to już cztery. Teoretycznie moglibyśmy odczekać dobę w
kryjówce, ale... twój głos, przyspieszony oddech... Słyszę nawet
jak serce ci łomocze. Jesteś w złym stanie, nie możemy zwlekać.<br />-
Stać! Jesteście otoczeni! - Uszu Toma doszedł głos Elo Ibry i ryk
silnika. - Od samego początku wydaliście się mi podejrzani. Kto
was przysłał? Policja? Wywiad? Albo zabierzecie mnie i moich ludzi
z tego piekła albo to my zgotujemy wam piekło! Wybierajcie!<br />
Nie było już czasu na rozmowy. Tom postanowił wziąć sprawy w
swoje ręce. Nie sądził, by Derks był jeszcze w stanie podejmować
jakiekolwiek trzeźwe decyzje. Działo się coś bardzo złego.<br />-
Broko, bierz broń, okulary noktowizyjne i ustawiaj współrzędne.
Ja teleportuję się za ten barak, a ty za ten. - Tom wskazał na
mapę. - Weźmiemy ich z zaskoczenia. Teraz liczy się tylko to, żeby
zabrać naszych z tego szamba.<br /> Broko nie protestował, liczyła
się każda sekunda. Dokonali skoku praktycznie od razu. Światło
reflektorów pojazdów, padające prosto na przyłapanych agentów
rozświetlało czerń nocy i nawet nieco raziło przez okulary
noktowizyjne, ale Tom skupił się na uzbrojonych celach. Zaczął
zdejmować ich jeden po drugim, patrząc, jak padają od pocisków
jego i Broko. Odpowiedzieli ogniem, ale Tom miał jeszcze asa w
rękawie. Rzucił granat dymny i krzyknął przez komunikator:<br />-
Najbliższy barak po lewej i najbliższy po prawej. Szybko!<br />
Derks wyczołgał się z dymu. Tom natychmiast rzucił się w jego
stronę. Ujrzał jeszcze Sysa i Teneri dopadających Broko. Wcisnął
teleporter.<br /><br /><br />- Przepraszam, ale musiałem podjąć szybką
decyzję – tłumaczył się Tom, zbierając sprzęt ze skrytki.<br />
Dopiero, gdy znaleźli się na pokładzie statku zauważył, że
Teneri ma przestrzeloną łydkę.<br />- To nic takiego – uspokoiła
kobieta, widząc zmartwioną minę Toma.<br />- Szefie... - Ziemian
spojrzał niepewnie na Derksa, który był blady, jak
prześcieradło.<br />- Nie zbliżajcie się do mnie. To może być
zaraźliwe – wydyszał mouk i chwiejnym krokiem poczłapał do
kajuty.<br />- Trzeba powiadomić jednostkę. Muszą zorganizować
kwarantannę – zauważyła Teneri.<br />- Ja się tym zajmę –
zaoferował Broko i pobiegł na mostek.<br />- Dowiedziałaś się
czegoś istotnego? - spytał Sys kobiety.<br />- Pogadamy jak już się
skończy to całe zamieszanie.<br /> Na szczęście dzięki
technologii przywiezionej przez Ziemian podróż trwała bardzo
krótko. Łydka Teneri została pobieżnie opatrzona, a Derks zamknął
się w kajucie i nie chciał wyjść.<br />- Szefie, już jesteśmy na
miejscu. Musimy się zbierać. - Tom zapukał w metalowe drzwi, ale
nie uzyskał odpowiedzi.<br /> W tej sytuacji czekanie na przyzwolenie
nie miało już najmniejszego sensu. Tom otworzył drzwi i wszedł do
środka. Szybko zdał sobie sprawę, że jest gorzej, niż myślał.
Derks leżał zgięty w pół i dyszał, blady i cały spocony. Bez
zbędnego zastanawiania się Ziemianin podbiegł do niego i dotknął
jego czoła. Dowódca był rozpalony.<br />- Złap się mnie, pomogę
ci wyjść – szepnął Tom.<br /> W tej chwili nie obchodziło go,
czy może się czymś zarazić. Interesowało go tylko dobro
przyjaciela, który ewidentnie potrzebował pomocy. Z wielkim
niepokojem i bólem serca Tom wyprowadził go ze statku. Czuł się
tak, jakby wracali z bitwy zakończonej klęską. Teneri kulała,
wspierając się na ramieniu Sysa, Derks powłóczył nogami
prowadzony przez kolegą, a wszyscy, którzy ich powitali mieli na
sobie skafandry ochronne. Sanitariusze przybiegli w samą porę, bo
Tom czuł jak oparty o jego ramię Derks robi się coraz cięższy. W
pewnym momencie mouk osunął się całkowicie i gdyby Ziemianin nie
chwycił go pod ramiona, upadłby na podłogę.<br /><br /><br /> Obrazy z
planety Piekło wciąż tańczyły przed oczami, jak świeże, gdy
świadomość powracała powoli do umysłu Derksa. Każdy zmysł
jednak podpowiadał moukowi, że coś się zmieniło. Łóżko było
wygodne, pościel miękka, a powietrze wilgotne, pachnące
lekarstwami. Derks otworzył oczy i ujrzał znane mu ambulatorium,
zadowolony, że może wreszcie oddychać mlokańską atmosferą.<br />-
Jak się czujesz, Derksiu? - Bumaga siedział obok na stołku.
Uśmiechał się.<br /> Derks również się uśmiechnął. Skoro jego
przyjaciel nie nosił skafandra ani maski, to oznaczało, że
niebezpieczeństwo minęło.<br />- Czuję się naprawdę dużo lepiej
– zauważył zaskoczony Derks i podniósł się nieco. Jakże lubił
te nowoczesne łóżka, które dopasowywały się do położenia
ciała.<br />- Merike, chodź tu. Ocknął się – rzucił Bumaga
przez komunikator.<br />- A moi ludzie?<br />- Wszystko w porządku.
Teneri opatrzyli ranę, nie ma czym się stresować.<br /> Skoro
pozostali mieli się dobrze, to Derksowi naprawdę ulżyło.
Ciekawiło go, co udało się wydobyć Teneri z umysłu Ista, ale to
na razie mogło poczekać. Czuł się jeszcze nieco osłabiony, więc
przede wszystkim musiał odzyskać formę. Liczył na to, że Merike
da mu coś na wzmocnienie i jak najszybciej wypuści, ucieszył się
więc, gdy lekarz wszedł do środka.<br />- No i jak się czujesz? -
spytał mężczyzna z dziwnym zaciekawieniem.<br />- Bardzo dobrze.
Tylko muszę trochę odpocząć.<br />- Czyli lekarstwo zadziałało. -
Merike zatarł ręce. - Ha, mówiłem, że zadziała! A nie jestem w
tym nawet specjalistą.<br /> Specyficzne zachowania Merike nie były
dla Derksa niczym nowym, ale tym razem mouk poczuł się trochę
zbity z tropu.<br />- To co mi w końcu było? - spytał niepewnie.<br />
Lekarz spojrzał na Bumagę z mieszanką zaskoczenia i
rozczarowania.<br />- Nie powiedziałeś mu? - wypalił.<br />- Przecież
to ty jesteś lekarzem. Kiepskim, bo kiepskim, ale jednak.<br />
Początkowa radość ustąpiła miejsce irytacji. Derks zmarszczył
brwi. Miał złe przeczucie, że wcale nie został wyleczony.<br />- Co
mi dolega? - wycedził.<br />- Nic ci nie dolega. Będziesz miał
derksiątko – palnął Merike z podejrzaną beztroską.<br />
Pokrętna forma przekazu jakoś w ogóle do Derksa nie dotarła i
mouk zrobił jeszcze bardziej zmieszaną minę.<br />- Jesteś w ciąży
hybrydowej, przez co ziemskie geny dały ci w kość i dlatego źle
się poczułeś – wyjaśnił Bumaga jednym tchem.<br /> Derks
najpierw popatrzył na niego, potem na Merike, aż w końcu utkwił
wzrok w pościeli zamyślając się na moment. Zacisnął dłonie na
prześcieradle i spiorunował lekarza spojrzeniem.<br />- Powiedziałeś
mi kiedyś, że moukowie nie mogę krzyżować się z ludźmi –
wymamrotał.<br />- No tak, ale wtedy nie wiedziałem o istnieniu
Ziemian, których jest dużo rodzajów i niektóre najwyraźniej są
z wami genetycznie kompatybilne. W sumie to fascynujące – odparł
beztrosko Merike, drapiąc się po brodzie.<br />- Wyjdźcie –
mruknął Derks. Nastała kompletna cisza i brak jakiejkolwiek
reakcji. - Wyjdźcie! - Mouk podniósł głos.<br /> Bumaga chwycił
Merike pod ramię i wyprowadził z sali.<br /><br /><br /> Gdy tylko
znaleźli się na osobności, Bumaga zdzielił lekarza w tył
głowy.<br />- Auć! Za co? - jęknął Merike.<br />- Choć raz mogłeś
zachować się profesjonalnie! - huknął mouk. - Jak mogłeś
pierdolić takie głupoty w takiej chwili?<br />- Przecież
powiedziałem prawdę.<br />- Nie chodzi o to co powiedziałeś, tylko
jak to powiedziałeś.<br />- Myślałem, że się ucieszy.<br />- I
właśnie dlatego mnie wkurzasz. W ogóle nie rozumiesz jak się
czują pacjenci. Jesteśmy dla ciebie jak zwierzątka
laboratoryjne!<br />- Przepraszam. - Merike zwiesił głowę. - Ja
naprawdę nie chciałem źle. Lubię Derksa, jego dobro jest dla mnie
ważne.<br />- To daj mu na razie spokój. Idź się czymś zająć.<br />-
A jak zrobi coś głupiego?<br />- Nie zrobi, znam go.</span></span></div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Bumaga odetchnął z ulgą, gdy
wreszcie pozbył się niesfornego lekarza. Teraz musiał wziąć
sprawy w swoje ręce. Może i Derks czuł się już lepiej, ale jego
stan emocjonalny pozostawiał wiele do życzenia. Potrzebował
przyjaciela, kogoś, na kim można polegać, a Bumaga nigdy nie
zostawiłby go w potrzebie. Na początek chciał Derksowi poprawić
czymś humor, więc ruszył do kantyny.<br />
- Hej, komandorze! - Głos
Toma nie zwiastował niczego dobrego. Jedynie niepotrzebne pytania,
na które Bumaga nie miał ochoty odpowiadać. - Komandorze, co z
Derksem? - Ziemianin praktycznie zastąpił mu drogę.<br />
- Nic mu
nie jest. Nie masz się czym martwić – mruknął beznamiętnie
mouk.<br />
- Czyli to nie było nic poważnego?<br />
- Idź do domu. Jak
odpocznie, to sam z tobą pogada.<br />
- Ale...<br />
- Idź do domu. To
rozkaz. - Bumaga wyminął skonsternowanego Ziemianina i przyspieszył
kroku.<br />
Na szczęście nikt już go nie zaczepiał. Wszedł do
kantyny, chwycił dwa koktajle poni-poni i wrócił do
ambulatorium.<br />
- Mogę wejść? Jestem sam. - Zapukał.<br />
Usłyszał tylko niepewny pomruk, ale mimo to wsunął się do
środka.<br />
- Twój ulubiony. - Bumaga postawił koktajle na stoliku,
ale Derks nie zwrócił na to uwagi.<br />
Siedział z brodą opartą
o kolana i wyglądał na pogrążonego w myślach. Do tego bardzo
zatroskanego. Bumaga westchnął i usiadł przy nim na łóżku.<br />
-
Jesteś wściekły? - spytał, kładąc czule dłoń na głowie
przyjaciela.<br />
- To nie wina Merike. Niczyja wina – wydukał
Derks.<br />
- Masz mętlik w głowie, rozumiem to. Ale nie martw się,
wszystko się poukłada – zapewnił Bumaga, głaszcząc Derksa po
głowie.<br />
- Nie tak miało być. Miałem poświęcić życie
służbie królowi.<br />
- Poświęcić życie? Jak dziwnie to brzmi. A
co z twoim własnym?<br />
- Sam mnie do tego namawiałeś.<br />
-
Namawiałem cię do wykorzystania twojego talentu, a nie
zrezygnowania z całego prywatnego życia na rzecz jakichś
górnolotnych idei. Nawet agenci mają rodziny, Derks. Nawet
niektórzy komandorzy.<br />
- Nie wiem... Nie wiem już czego chcę...
- Derks położył się na boku i zwinął w kłębek.<br />
- Ale wiem,
czego ja chcę. Chcę, żebyś był szczęśliwy. I daję ci słowo,
że będziesz. - Bumaga nachylił się nad przyjacielem. - Daj sobie
trochę czasu. Pewnych spraw nie da się ogarnąć w jeden dzień. Na
razie poza mną, Merike i szefem nikt nic nie wie, więc możesz się
na spokojnie zastanowić, jak chcesz to rozegrać. Po prostu nie
działaj pochopnie. A jeśli uważasz, że coś cię przerasta, to
pamiętaj, że masz jeszcze mnie, Ormiksa i Chena.<br />
Na dźwięk
ostatniego imienia Derks wyraźnie się spiął. <br />
- I to mnie
właśnie przeraża. To jak może zachować się Chen. Znając jego
pochodzenie, pewnie będzie chciał przejąć kontrolę –
wymamrotał.<br />
- Co nie zmienia faktu, że ma prawo wiedzieć.<br />
-
A jeśli stwierdzę, że jednak nie chcę tego wszystkiego?<br />
Bumaga napił się koktajlu i wziął głęboki wdech. Nawet dla
niego rozmowa nie należała do łatwych. Spojrzał na skulonego
Derksa, utwierdzając się w przekonaniu, że dla niego zrobiłby
wszystko. Nawet wyjawił swoje najskrytsze tajemnice.<br />
- Opowiem ci
historię. Niewielu ją zna. - Podparł się rękami o łóżko i na
moment spojrzał w sufit, zbierając myśli. - W Akademii nie mieli
ze mną lekko, byłem zdeprawowanym gówniarzem. Robiłem rzeczy,
które może uszłyby w stolicy, ale na pewno nie tam. A już na
pewno nie zachowywałem się jak na młodzieńca z Północnych
Rubieży przystało. Niewiele wtedy myślałem, chciałem jedynie
zaspokajać swoje najprymitywniejsze potrzeby. Miałem szesnaście
lat, kiedy wpadłem i nawet nie wiedziałem z kim.<br />
Derks
momentalnie się wyprostował i spojrzał na Bumagę z
niedowierzaniem.<br />
- Wpadłeś? Chcesz powiedzieć, że byłeś w
ciąży? - wypalił.<br />
- Owszem. To był wielki skandal i chcieli
mnie wydalić z Akademii.<br />
Ciekawość wzięła górę i Derks
usiadł.<br />
- I co się stało?<br />
- Komandor <span style="font-size: small;"><span style="font-weight: normal;">Hap-Di-Dap
wstawił się za mną. Widział we mnie potencjał i nie chciał, bym
go zmarnował przez jeden błąd. Wysłał mnie do lekarza, a ten
zakończył wszystko farmakologicznie. W gruncie rzeczy dobrze się
sprawy potoczył. Wtedy to była właściwa decyzja, a ja dostałem
nauczkę i zmądrzałem. Sęk w tym, że już nigdy nie dostanę
drugiej szansy i czasem zastanawiam się, jakby to było, gdybym
wtedy jednak podjął inną decyzję. Czy sprawy potoczyłyby się
lepiej? Tego wiedzieć nie mogę. Ja wtedy byłem tylko głupim
gówniarzem, ale ty jesteś dorosły i odpowiedzialny, a do tego masz
osoby, na które możesz liczyć. Potraktuj to jako szansę, a nie
jak problem. Pomyśl sobie, jakie niesamowite będzie to dziecko,
mając takich wyjątkowych rodziców.<br /> Derks legł na łóżko i
westchnął przeciągle.<br />- Potrzebuję urlopu – rzucił.<br />-
Załatwię ci go tyle, ile będzie trzeba.<br /><br /><br /> Na
konferencji zebrało się wielu ważnych członków wywiadu, ale cała
uwaga skupiała się na Teneri, do której należało w jak
najbardziej szczegółowy sposób przedstawienie zdobytych
informacji.<br />- Bez wątpienia Ist współpracował z naomitami.
Płacili mu za podsycanie niezadowolenia u swoich i namawianie do
opuszczenia planety – mówiła. - Nie znał ich nazwisk. Celowo nie
mówili mu wszystkiego, za pewne mając na uwadze możliwość
inwigilacji. Nie udało mi się też uzyskać wyraźnego obrazu ich
twarzy. Ale znam imiona jego wspólników, którzy wciąż są na
wolności. Oni mogą wiedzieć coś więcej.<br /> Rozpoczęły się
burzliwe dyskusje na temat roli naomitów w tym całym spisku i
kroków, które powinny zostać podjęte. Jednak Toma nie specjalnie
to obchodziło. Bardziej interesował go fakt, czemu Derks nie
pojawił się na tak ważnym zebraniu, skoro był już zdrowy.
Ziemian próbował się skontaktować z nim w czasie przerwy, ale ten
najwyraźniej wyłączył komunikator.<br />- Komandorze... - Tom
ponownie zaczepił Bumagę. - Proszę wybaczyć mi wścibstwo, ale
naprawdę chciałbym wiedzieć, co dzieje się z Derksem. Nikt nic
nie mówi, nie widzieliśmy się z nim od momentu, w którym zabrali
go sanitariusze. Nawet nie wydał nam dalszych rozkazów.<br />- Jest
na urlopie – odparł ze spokojem Bumaga. - Ta misja bardzo go
zmęczyła. Myślę, że wy również powinniście dostać kilka dni
wolnego.<br />- Proszę mi powiedzieć prawdę, co z jego zdrowiem?<br />-
Już mówiłem, wszystko w porządku.<br />- Ale co konkretnie się
s...<br />- Ziemianinie! - Bumaga wyraźnie się zdenerwował. - Nie
wiem jakie u was panują zwyczaje, ale tutaj nie omawiamy czyiś
spraw zdrowotnych na forum publicznym. Derks wróci, to wtedy
będziesz mu zadawać pytania.<br /> Speszony Tom spuścił wzrok i
oddalił się.<br /><br /><br /> Morze przywodziło Tomowi na myśl dobre
wspomnienia: wakacje, relaks, zabawę. Nic dziwnego, że gdy znalazł
się w restauracji, do której zaprowadziła go Anu, poczuł
niebywały spokój ducha. Przeważały tu błękity i zielenie, a
drewniane meble kojarzyły się ze statkiem i miały wręcz
rustykalny charakter. Jedyne, co Ziemianin wiedział o Lazurii, to
fakt, że panowała tam bieda, ale, o dziwo, piosenki płynące z
głośników brzmiały wesoło i pogodnie, choć Tom nie rozumiał
słów.<br />- Wybierz dla mnie to, co uważasz za najlepsze. Ja
zapłacę – zapewnił Ziemianin.<br />- Nie trzeba, odwdzięczysz się
pomocą – zapewniła Anu. - Przy czym nie chcę, żebyś myślał,
że jestem dla ciebie miła tylko dlatego, bo zgodziłeś się mi
pomóc. Naprawdę się cieszę, że mogę ci choć trochę przybliżyć
moją kulturę.<br />- Lepiej powiedz mi coś więcej o tym swoim
mężu.<br /> Anu wyjęła z torby zdjęcie i położyła przed
Tomem.<br />- Jego pełne imię to Nono Szarinatis. Zawsze był dobrym
człowiekiem. Trochę porywczym, ale dobrym. Nie mogę uwierzyć, że
zrobił coś takiego.<br /> Ziemianin przyjrzał się fotografii.
Mężczyzna na nim wyglądał dość metroseksualnie ze starannie
przyciętą brodą, która układała się w kształt wąskiego
paska.<br />- Mówisz, że ostatni raz widziano go jak wsiadał na
pokład promu. A co na Mloku? Przecież musi być jakiś monitoring
na lotnisku.<br />- Władze nie chciały mi go udostępnić, bo nie
popełniono żadnego przestępstwa. Próbowałam wypytywać ludzi,
ale Enis to ogromne miasto – wyjaśniła z bólem kobieta.<br />-
Może uda mi się dobrać do tego monitoringu.<br /> Na dania nie
trzeba było długo czekać. Ryby, które wylądowały na stole,
wyglądały przepysznie, choć ich nazwy Tom jeszcze nie
zapamiętał.<br />- Chwyć mnie za ręce i zamknij oczy. - Anu oparła
łokcie o drewniany blat i wyciągnęła dłonie ku zaskoczonemu
Ziemianinowi.<br /> Z pewnym wahaniem Tom uczynił to, o co kobieta go
prosiła.<br />- A teraz podziękujmy oceanowi – dodała Anu.<br />-
Jak?<br />- Po prostu pomyśl to, co uznasz za słuszne.<br /> Zwyczaj
nie zniechęcił Toma, wprost przeciwnie, spodobał się mu. Gdy Anu
puściła jego dłonie, Ziemianin otworzył oczy i ujrzał jej
szczery uśmiech.<br />- Jedzmy – oznajmiła ochoczo kobieta.<br />
Podobnie jak na Anahibi jadło się tu samymi palcami. Nie miało to
dla Toma już żadnego znaczenia, gdyż ryba była absolutnie
przepyszna.<br />- Och, brakowało mi czegoś takiego – westchnął
Ziemianin w zachwycie. - Sam wychowałem się na wyspie, więc lubię
takie potrawy. Co prawda nie mieszkałem przy samym morzu, ale jednak
to gdzieś w człowieku siedzi.<br />- Lazuriańska kuchnia jest jedną
z lepszych w tym kwadrancie, a do tego jest naprawdę zdrowa.
Zdecydowanie smaczniejsza niż te enisyjskie mamałygi.<br />- Frytki
byłby do tego perfekcyjne.<br />- Co to takiego?<br />- Kiedyś ci
zrobię, to zobaczysz. Tylko muszę znaleźć coś podobnego do
ziemniaków.<br />- Wiesz, Tom, myślę, że będziesz pasować do
naszej społeczności – uśmiechnęła się Anu.<br /> Jedli,
rozmawiali, zarówno na poważne, jak i błahe tematy, przez co Tom
wreszcie poczuł się jak w domu.<br /><br /><br /> Po prysznicu we
własnym mieszkaniu Derks nieco się odprężył. Otworzył na oścież
okna i spojrzał na przepiękny widok przeplatających się mostów i
tunelów niczym pajęczyna. Rzadko miał czas po prostu przystanąć
i podziwiać własne miasto. Wyglądało monumentalnie w porównaniu
z miejscowością, w której dorastał, ale Derks nie miał okazji go
dobrze poznać. Zawsze pochłaniały go wszelkiego rodzaju misje, a
życie prywatne schodziło na drugi plan. Czyżby to miało się
zmienić? Właściwie mouk powinien się cieszyć, ale coś go w tej
całej wizji przerażało i nawet sam do końca nie wiedział co.<br />
Rozmowa z Bumagą pomogła, ale najbardziej Derks liczył na
Ormiksa, dlatego go zaprosił. Starszy z rodzeństwa układał akurat
kwiaty na stole, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, więc dokończył
na szybko i poszedł wpuścić swego młodszego siostra. Serce
Derksowi waliło jak przed jakimś ważnym egzaminem, zaś Ormiks
zdawał się tego nie zauważać, usmiechając się jak zwykle.<br />-
O, jakie ładne kwiaty. Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak
dopieszczałeś stół – zauważył młodzieniec.<br />- Musiałem
sobie znaleźć jakieś zajęcie. Chodź... - Derks zaprowadził
siostra do krzesła. - Koktajlu?<br />- Poproszę.<br /> Usiedli, napili
się i przez moment Derks zachodził w głowę jak w ogóle zabrać
się za całą sprawę. Skąd ta trema? Jego niepokój został
wreszcie zauważony przez siostra.<br />- Coś się stało? - odezwał
się niepewnie Ormiks. - Dlatego mnie tak nagle zaprosiłeś?<br />-
Nic złego się nie stało... Chyba... Nie jestem pewien... - Derks
zaczął nerwowo bawić się palcami i przygryzł wargę.<br />- To
znaczy? - zaniepokoił się młodzieniec. - Coś z misją?<br /> Teraz
albo nigdy.<br />- Jestem w ciąży.<br />- Co? - Ormiks zrobił wielkie
oczy.<br />- Jestem w ciąży hybrydowej z Chenem. Myślałem, że tak
się nie da, dlatego nie stosowaliśmy żadnych środków, ale jednak
się da, no i wyszło jak wyszło – wydusił niemalże jednym tchem
Derks.<br /> Przez moment wpatrywał się w blat stołu, próbując
trochę ochłonąć. Jakże wielkie było jego zaskoczenie, gdy
poczuł oplatające się wokół niego ramiona. Ściskały go mocno i
czule, a dłoń siostra powędrowała na czubek jego głowy.<br />- To
wspaniale! Super! - wykrzyknął niespodziewanie Ormiks. Puścił
Derksa i spojrzał mu prosto w oczy. Zagubione oczy. - Naprawdę
świetnie! - Uściskał Derksa raz jeszcze.<br />- Czemu tak sądzisz?<br />-
No bo będzie fajnie! Pomyśl tylko! - Ormiks położył Derksowi
dłonie na ramionach. - Masz super opiekę medyczną więc pewnie
wszystko pójdzie dobrze. Do tego pewnie wyślą cię na jakiś
urlop, więc odpoczniesz od tych wszystkich łachudrów i będziesz
miał czas się ze mną spotykać. No a dzieciak pewnie będzie mega
mądry, silny i śliczny, bo będzie jakby z obu ras, no i pomyśl
jak będzie super, jak będziemy się z nim razem bawić i uczyć go
różnych rzeczy i patrzyć jak dorasta. Mnie się podoba taka
perspektywa.<br />- Skąd wiesz, że będę dobrym rodzicem? –
mruknął Derks.<br />- No bo opiekowałeś się mną po tym, jak mama
nas zostawiła.<br />- Ja ci tylko zapewniałem wikt i opierunek. Nie
nazwałbym tego opiekowaniem się.<br />- Wyrosłem na kogoś
normalnego, więc chyba jednak nie było tak źle. - Ormiks poklepał
siostra po plecach. - Derksiu, Derksiu, co z ciebie taki pesymista?
Przecież to normalne, że na początku się nie wie różnych
rzeczy. Ale masz jeszcze czas, żeby się dowiedzieć, no nie? A ja
cię przecież na lodzie nie zostawię. I Chen pewnie też nie.<br />-
Taa... jego reakcji obawiam się najbardziej... - mruknął Derks. -
W takich rzeczach różnice kulturowe nigdy nie pomagają.<br />- To on
o niczym nie wie?<br />- Jest na konferencji w innym systemie
gwiezdnym.<br />- No to jak wróci, powinieneś mu od razu powiedzieć.<br />
Najgorsze w tym wszystkim było to, że Ormiks miał rację.</span></span></div>
Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1212813565360692749.post-6537838471772357662015-12-15T12:03:00.001+01:002015-12-15T12:03:30.026+01:00WymianaChętnie wymienię się linkami lub buttonami z innymi blogami/stronami. Myślę, że warto współpracować i wzajemnie się wspierać, zwłaszcza jeśli łączą nas podobne zainteresowania. Jak macie ciekawą stronkę lub bloga, dajcie znać.Vampirciahttp://www.blogger.com/profile/07243876478658601122noreply@blogger.com0