Rozdział VIII - „Niechciany raj”
Dzień dobiegał końca i czerwona tarcza słońca
widniała nisko nad horyzontem. Członkowie załogi Odysei dalej
wytrwale szukali wyjścia z trudnej sytuacji. Podobnie jak Gareth Abz
nie zamierzał utknąć na obcej planecie na zawsze. Wytrwale szukał
rozwiązań, a pierścień Monusa w jego mniemaniu stanowił klucz.
Tajemnicze promieniowanie było siłą, której nie rozumiał, a to
oznaczało, że musiało odpowiadać za wszelkie anomalie na
planecie. Zamierzał wyciągnąć od właściciela przedmiotu jak
najwięcej informacji.
- Mógłbym obejrzeć ten pierścień? -
spytał bez wahania.
Tak jak się spodziewał, Monus nie był
chętny do współpracy i odruchowo złapał się za rękę, na
której nosił sygnet.
- To nie jest dobry pomysł. Ten kamień
mógłby zmienić wszystkie molekuły w twoim ciele – odparł i
ukrył dłoń za plecami.
- I pewnie nie zdradzisz mi, jak on
działa?
- Nic byś z tego nie zrozumiał. Poza tym i tak
powiedziałem już wam za dużo. Pierwszym się to nie spodoba.
-
Rozmawiają z tobą? - zdziwił się Abz i podrapał się po
głowie.
- Rzadko. Ale czasem podsłuchują. Jak się wkurzą, to
mogą mnie ukarać.
Monus mówił trochę jak osoba cierpiąca
na schizofrenię, jednak Abz wziął na poważnie jego słowa. Po
tym, co zobaczył, był skłonny uwierzyć we wszystko.
- Nie
mógłbyś przekonać Pierwszych, by nas wypuścili? - spytał z
nadzieją.
- Oni nie lubią, jak się ich o coś prosi. Odkąd
osiągnęli najwyższy stopień rozwoju i zrezygnowali z formy
materialnej, stali się wyjątkowo niewrażliwi i obojętni.
Niby Monus był niesamowicie inteligentny, a momentami rozmawiało
się z nim jak z upartym dzieckiem. Słowa po prostu się odbijały.
Jednak Abz nie zamierzał tak łatwo się poddać. Planował powrócić
do tematu później, co nie znaczyło, że skończyły mu się
pomysły na pytania.
- Skoro mamy tu zostać na zawsze, to chyba
możesz nam zdradzić tajemnice wszechświata, co nie? Chciałbym się
dowiedzieć, czemu jest niejednorodny i czym jest ciemna materia. No
i jak powstał. Ta wiedza i tak już nie opuści tej planety, więc
możesz powiedzieć – podszedł sprytnie swego rozmówcę.
Jednak Monus nie dał się tak łatwo podpuścić, choć przez chwilę
wyglądał na zmieszanego.
- To nudne. Nie lepiej zająć się
czymś wesołym? Co chciałbyś, żebym dla ciebie zbudował?
Rozmowę przerwał Gareth, który wszedł do komnaty, starając się
zignorować irytującego kosmitę.
- Jak postępy? - spytał tak,
jakby znał już odpowiedź.
- Tak sobie – westchnął Abz.
-
Zaczyna się ściemniać. Lepiej wróćmy na noc do statku. Zmęczeni
nic nie wymyślicie – powiedział major z godnym podziwu
opanowaniem.
Jego słowa nie spodobały się Monusowi, który od
razu zareagował z wyraźnym poruszeniem i niepokojem.
- Ale po co
mielibyście wracać? Nie wracajcie... Zbudowałem wam dom...
Chodźcie zobaczyć! - wtrącił się, po czym podszedł szybko do
wyjścia i zaczął energicznie machać w swoim kierunku, co miało
zachęcić podróżników, by poszli za nim.
- Dziękujemy za
gościnę, ale wolimy naszą łajbę – odpowiedział major z
sarkazmem.
- Proszę, chociaż rzućcie okiem – błagał Monus,
składając dłonie niemalże jak do modlitwy.
Nie wyglądało
na to, by miał łatwo odpuścić. Ponieważ Gareth wolał uniknąć
ciągłego nagabywania, doszedł do wniosku, że lepiej będzie tym
razem ustąpić i obejrzeć dzieło. W ten sposób istniała
przynajmniej szansa, że Monus da im na jakiś czas spokój.
Kiedy drużyna dotarła na miejsce, zauważyła, że budynek wygląda
dość przeciętnie. Jak zwykły dwupiętrowy dom, z białymi
ścianami i bez żadnych nietypowych elementów.
- Wiem, że na
razie z zewnątrz nie robi wrażenia, ale jeszcze go nie skończyłem.
Ale w środku jest wszystko, co potrzeba. Chodźcie! - Kosmita skinął
ochoczo na przybyszów.
Ci nie podzielali jego entuzjazmu, ale weszli za nim
do środka. Dopiero wtedy na ich znudzonych twarzach pojawiło się
zafascynowanie. Nie spodziewali się ujrzeć tak przytulnego i
swojskiego wnętrza. Duży salon połączony był z kuchnią i
wyglądał niesamowicie „ziemsko”. Znajdowały się w nim kominek
oraz długi stół, na którym stały srebrne świeczniki i taca z
owocami. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające różne
miejsca świata. Kanapy wyścielone były białym futerkiem, które
sprawiało wrażenie ciepłego i miłego w dotyku. Na piętro
prowadziły drewniane kręte schody.
- Nie martw się, twoją sypialnię urządziłem w stylu
anahibiańskim – rzekł Monus do Abza.
Hilda dokładnie
przyjrzała się kuchni i otworzyła lodówkę. Nie sądziła, że
znajdzie tam tak wiele znajomych produktów. Było nawet piwo. Gareth
z podobnym zaciekawieniem przyjrzał się zawartości chłodziarki.
Kiedy uniósł jedną z butelek piwa, zauważył etykietkę
Guinnessa.
- Nie wiem, czy udało mi się dokładne odwzorować
smak, ale jakby co to jest do dopracowania – skomentował Monus.
-
To nie jest prawdziwe – odparł major z pochmurną miną i odstawił
butelkę na swoje miejsce. - Nie przekupisz nas. Idziemy! - krzyknął
na swoich ludzi, ale zauważył, że ci byli tak pochłonięci
oglądaniem pomieszczenia, że nie zwrócili na niego uwagi.
- Nie
widziałeś jeszcze swojej sypialni. Jest dokładną repliką twojego
dawnego pokoju – powiedział Monus. - Wiem, jak bardzo za nim
tęsknisz.
Major najpierw się zarumienił, po czym popatrzył
podejrzliwie na obcego. Jakoś trudno było mu uwierzyć, że komuś
udałoby się stworzyć identyczne pomieszczenie, co jego stara
sypialnia. Postanowił to zweryfikować i wejść na górę. Tam
doznał szoku. Kiedy tylko przekroczył próg pokoju, poczuł się
tak, jakby przeniósł się do innego wymiaru. Wszystko zgadzało się
idealnie z tym, co zapamiętał. Nawet tapeta w kwiatki, której
nigdy nie lubił, teraz mu się podobała. Na drzwiach znajdował się
plakat Queen, a z lampy zwisały modele samolotów, przypominające
te, które sam kiedyś sklejał. Gdy usiadł na łóżku,
zaskrzypiało dokładnie tak, jak jego stare posłanie. Pochyła
ściana, o którą nie raz się w nocy uderzył, również została
niezmieniona, choć tym razem pokój nie znajdował się na
poddaszu.
- No i jak? - spytał Monus, zadowolony z siebie.
Major nic nie odpowiedział. Przez chwilę siedział zadumany, po
czym zerwał się na równe nogi i zszedł na dół. Jego przyjaciele
dalej zachwycali się wnętrzem. Chen i Hilda przeglądali zawartość
szafek w kuchni, a Joanna i Abz siedzieli na kanapie i badali dłońmi
teksturę futrzanego nakrycia. Nie wyglądało na to, by spieszyło
im się do statku. Co gorsza Gareth zdał sobie sprawę, że również
nie jest już tak zdeterminowany, by wracać na pokład. Z jednej
strony czuł się, jakby przegrał walkę, a z drugiej coraz mniej go
to obchodziło.
- Jeśli wolno, chciałabym zasugerować, żebyśmy
tu zostali na noc, majorze. Do statku jest kawałek. Nim tam
dotrzemy, będzie już ciemno – powiedziała Hilda.
- W
porządku. Jedna noc nas nie zbawi – mruknął Gareth, odczuwając
dziwny dyskomfort.
Podróżnicy wcześnie udali się na
spoczynek. Byli zmęczeni i potrzebowali snu. Bez regeneracji sił
nie mogli zdziałać zbyt wiele. Ale mimo wyczerpania, niektórzy
mieli problemy z zaśnięciem. Gareth nie mógł oprzeć się
wrażeniu, że łóżko, w którym leży, jest znacznie bardziej
obce, niż wyglądało. Było dokładnie takie, jakim go zapamiętał,
ale myśl, że zostało stworzone przez obcą siłę, nie dawała mu
spokoju. Poza tym miał na głowie zbyt wiele problemów, by tak po
prostu zasnąć.
Wstał i zszedł do kuchni. Postępował trochę
wbrew sobie, ale trudne sytuacje wymagały trudnych decyzji. Otworzył
lodówkę i wyjął butelkę „Guinnessa”. Jego smak był zbliżony
do oryginalnego produktu, choć nie identyczny. Gareth postanowił
jednak nie wybrzydzać. Wziął parę głębokich łyków i poczuł
się odrobinę lepiej. Trzymając w dłoni butelkę, udał się na
tył domu, gdzie znajdował się fantazyjny ogród, wypełniony
licznymi gatunkami drzew. Monus postawił tam nawet fontannę. Major
postanowił chwilę przy niej posiedzieć i zebrać myśli, ale kiedy
wyszedł na zewnątrz, zauważył, że przy fontannie już ktoś się
znajduje. W blasku małej latarni dostrzegł, że to Joanna. Wrócił
więc do kuchni, wyjął drugą butelkę piwa i ponownie udał się
do ogrodu. Kobieta wyglądała na trochę zdziwioną widokiem majora
wręczającego jej piwo, ale przyjęła podarunek.
- Też nie
możesz spać? - spytała.
- Oj tak – westchnął Gareth i
usiadł obok niej.
Napili się jednocześnie, czując delikatną
ulgę.
- Kto by pomyślał, że będziemy chcieli uciec z raju –
powiedziała Joanna. - To zabawne, że wolimy wrócić do naszych
problemów, niż spędzić resztę życia tutaj. Przecież właśnie
o tym marzą ludzie, żeby uciec od szarej rzeczywistości, byczyć
się w jakimś pięknym miejscu i niczym się nie martwić. A my
dostaliśmy taką możliwość i tego nie chcemy.
- Bo jesteśmy
badaczami. Jakbyśmy tu zostali, stracilibyśmy cel życia. Bez
podróży, bez wyzwań... chyba bym zwariował – odparł spokojnie
Gareth.
- To samo sobie pomyślałam. Czasami naprawdę mądrze
mówisz. – Joanna uśmiechnęła się, choć wyglądała na trochę
zaskoczoną.
- Myślałaś, że mam życie duchowe na poziomie
ameby? - zaśmiał się major.
- Nie... Ale rzadko raczysz nas
swoimi przemyśleniami.
- Bo rzadko dzieją się takie jaja.
Spotkanie z Monusem każdego zmusiłoby do rozważań nad sensem
życia. Bez względu na to, czy podróżnicy mieli się wydostać z
planety, czy nie, wiedzieli, że ich życie na pewno nie będzie już
takie jak kiedyś.
- Jak oceniasz nasze szanse na powrót do domu?
- spytał Gareth niby od niechcenia.
- Cóż... jest szansa, że
Pierwsi sami nas wypuszczą, kiedy zorientują się, co się stało.
W końcu ich celem było odizolowanie Monusa.
Odpowiedź Joanny
wskazywała na to, że uczona sama nie miała żadnego pomysłu, jak
rozgryźć obcą technologię, która więziła ich na planecie.
Jeśli w ogóle można to było nazwać technologią. Dlatego Gareth
postanowił już nie drążyć tematu, bo dyskutowanie o tym nigdzie
by ich nie zaprowadziło. Jedynie pogłębiłoby frustrację. Czasem
lepiej na chwilę zapomnieć o problemie, porozmawiać o czymś
przyziemnym. Istniało wiele rzeczy, o które major chciał spytać
koleżankę, ale nie był pewien, czy wypada. Napił się więcej
piwa, mając nadzieję, że pomoże mu to odpowiednio dobrać
słowa.
- Jak ci się układa z Abzem? - spytał niespodziewanie.
Joanna popatrzyła na Garetha wielkimi oczami.
- Co masz na
myśli?
- No wiesz... Spędzasz z nim bardzo dużo czasu.
Pomyślałem, że...
- Że z nim kręcę? Tak właśnie
pomyślałeś? - Joanna prawie wybuchnęła śmiechem. - Wiesz,
zawsze żałowałam, że nie mam brata, który podzielałby moje
zainteresowania. Tym właśnie jest dla mnie Abz. Traktuję go jak
brata.
- Naprawdę? - Tym razem Gareth się zdziwił.
- Tak.
Dla majora zabrzmiało to nie do końca przekonująco, ale jak na
razie taka odpowiedź mu wystarczyła. Wiedział, że nie powinien za
bardzo wnikać w życie prywatne swoich podwładnych. Jednak były
jeszcze rzeczy, o które chciał zapytać, ale bał się, że mogą
okazać się zbyt osobiste. W normalnych warunkach pewnie nawet nie
rozważałby poruszania takich tematów, ale przy obecnym zmęczeniu
piwo szybko uderzyło mu do głowy i nieco go ośmieliło.
-
Wybacz, że pytam, ale nic nie poradzę, że mi to od pewnego czasu
chodzi po głowie. Jesteś lesbijką? - wypalił nagle i przygotował
się na wybuch gniewu rozmówczyni.
Na szczęście Joanna nie
zareagowała tak gwałtownie, jak się spodziewał, ale to nie
znaczyło, że pytanie jej nie zaskoczyło. Przez chwilę milczała i
pocierała szyję z zakłopotaniem.
- Uważasz, że skoro widzę w
mężczyznach przyjaciół, a nie potencjalnych partnerów, to jestem
lesbijką? - spytała, ewidentnie niezadowolona.
- Nie, nic z tych
rzeczy – bronił się nerwowo Gareth. - Przepraszam, walnąłem
gafę.
Pewnie przez to, że major wyraźnie żałował swego
pochopnego działania i wręcz było widać jak mu wstyd, Joanna nie
okazała gniewu. Nawet popatrzyła na kolegę ze zrozumieniem.
-
Nie jestem lesbijką – wyjaśniła już na spokojnie, bawiąc się
butelką. - Ale przyznaję, po pewnym nieudanym związku próbowałam
z kobietami. I nawet było całkiem w porządku, ale... na razie jest
mi dobrze, tak jak jest. Mama chciałaby, żebym sobie kogoś
znalazła, a ja nie chcę się w nic takiego pakować. Po co mi to?
Takiej otwartości Gareth się nie spodziewał. Bardziej zdziwiła
go szczerość Joanny, niż jej doświadczenia miłosne. Nie wierzył,
że uczona odpowie na jego pytanie, a jednak to zrobiła, i to z
niezwykłym opanowaniem. Możliwe, że jej alkohol również
rozwiązał język, a to zachęciło Garetha do wyrażenia jeszcze
śmielszych przemyśleń.
- Wiesz, jesteś ładna. Bez problemu
mogłabyś sobie kogoś znaleźć – powiedział.
Sądził, że
Joannę ucieszy taki komplement, ale mocno się przeliczył. Kiedy
spojrzał w jej zielone oczy, napotkał spojrzenie dalekie od spokoju
i radości. Kobieta nie pierwszy raz tego wieczoru wyglądała na
zaskoczoną, ale tym razem był to rodzaj zdziwienia spotykany, kiedy
usłyszy się niespodziewaną obelgę.
- Zaraz... Sugerujesz, że
nie szukam sobie faceta, bo mam kompleksy? - spytała z wyrzutem.
-
Nie no, coś ty! - bronił się major.
Ale Joanna nie chciała
słuchać jego wykrętów. Jeszcze raz posłała mu rozgniewane
spojrzenie, westchnęła zawiedziona i wstała. Nawet nic nie
powiedziała, tylko odeszła obrażona.
- Przepraszam! - krzyknął
za nią Gareth, ale to nic nie dało. Dokończył piwo w samotności.
- Nigdy nie zrozumiem kobiet – mruknął jeszcze do siebie.
Noc zdawała się długa i nieubłagana, a gdy
wreszcie nastał ranek, Gareth poczuł ulgę. Nie miał żadnej
gwarancji, że nowy dzień przyniesie jakieś postępy, ale
przynajmniej rozbudziły się jego nadzieje, że wypoczęci Abz i
Joanna coś wymyślą. Jeśli w ogóle będą wypoczęci. On nie był.
W przeciwieństwie do Hildy, która wstała jako pierwsza i uwijała
się w kuchni niczym pszczoła. Parzyła herbatę, przygotowywała
śniadanie, a gdy Gareth zszedł na dół, przywitała go uśmiechem.
To było do niej zupełnie niepodobne. Nic dziwnego, że major
przyglądał się jej podejrzliwie.
- Widzę, że się tu pani
podoba, poruczniku? - powiedział, celowo robiąc to w sposób
formalny, by przypomnieć Hildzie, że wciąż jest żołnierzem na
służbie.
- Proszę się nie martwić, nie zdezerteruję –
odparła kobieta, która najwyraźniej domyśliła się obaw
majora.
- Nie podejrzewałbym pani o takie myśli. Ale proszę nie
dać sobie zamydlić oczu temu kosmicie.
Nawet po stanowczych
słowach majora uśmiech nie zniknął z twarzy Hildy. Podała
Garethowi filiżankę, a następne rozłożyła pozostałe nakrycia.
Mężczyzna domyślał się, jak musi się czuć jego podwładna.
Pewnie cieszyła ją myśl o ucieczce od doczesności. Tu łatwiej
było jej zapomnieć o problemach niż na Ziemi. Ale miał nadzieję,
że nie zbagatelizuje jego słów.
Wkrótce dołączyli do nich
pozostali. Śniadanie nie trwało długo. Gareth wyraźnie dał do
zrozumienia, że należy szybko wrócić do pracy. Każdy znał swoje
obowiązki, więc oficer nie musiał się powtarzać.
-
Przepraszam za wczoraj – rzucił jeszcze do Joanny na odchodnym.
-
Nie ma sprawy. Właściwie to ja zrobiłam z siebie idiotkę.
Zachowałam się jak rozchwiana hormonalnie nastolatka – przyznała
kobieta ze wstydem.
- Zawsze możemy zrzucić winę na alkohol –
zażartował major. - A teraz proszę brać się do roboty.
- Tak
jest! - Joanna zasalutowała.
Jedyne co mógł zrobić
Chen, by zabić czas, to podłubać w skałach. Nie miało to
większego sensu, bo i tak nic, co znalazł na planecie, nie powstało
naturalnie, ale przynajmniej odwracało to jego uwagę od problemu.
Dlatego zszedł na powierzchnię, poszukał sobie jakiegoś ładnego
okazu i zaczął stukać w niego młotkiem. Przypomniały mu się
jego pierwsze praktyki, kiedy wykładowca zaprowadził grupę pod
kawał zastygniętego betonu i nie zdradzając co to, kazał im go
zbadać.
- Podobają ci się moje skały? - usłyszał znajomy
głos.
Chen westchnął i przewrócił oczami. Liczył na chwilę
spokoju, ale najwyraźniej Monus miał inne plany.
- Są piękne –
mruknął i dalej bezmyślnie dłubał młotkiem.
- Może
spróbujesz uspokoić kolegów? Jakoś nie mogą się pogodzić z
perspektywą zostania tutaj. Jesteś najinteligentniejszy, więc może
ci się uda – poprosił Monus.
Do Chena dotarło czemu Gareth
miał tak serdecznie dosyć kosmity.
- Czemu miałbym ich
przekonywać? Sam mam dosyć tego miejsca – odparł.
- Ale
dlaczego? Przecież podobał wam się dom. Macie tu wszystko, czego
dusza zapragnie.
- Nie, nie mamy i ty doskonale o tym wiesz, tylko
się zgrywasz i próbujesz nam zamydlić oczy. Ale to ci się nie
uda. Jesteśmy odkrywcami i pragniemy poznawać nowe miejsca. Tutaj
nie ma czego odkrywać. Po co nam takie życie?
- Jak to nie macie
czego odkrywać? Macie całą planetę do dyspozycji.
- To nie to
samo - mruknął Chen i zdał sobie sprawę, że dłubanie w skale
nie przynosi mu żadnej radości.
W piwnicy Monusa
znajdowało się wiele tajemniczych przedmiotów, których
zastosowania nie sposób było się domyślić. Dziwne kule,
kryształy, lustra i inne artefakty mogły równie dobrze być
zwykłymi ozdobami, jak i skomplikowanymi urządzeniami. Nawet
przyrządy Abza niewiele pomagały. Naukowcy błądzili po omacku.
-
To bez sensu – powiedział kosmita zrezygnowany. - Nic tak nie
wskóramy. Ta technologia... czy cokolwiek to jest, przegania nas o
tysiąclecia.
- Na pewno istnieje sposób – stwierdziła Joanna,
wciąż twardo wierząc w swoje możliwości.
- Przysięgam, że
jeśli uda nam się stąd wydostać, to zostaję w drużynie.
-
Poważnie?
- Cóż, jeśli uda nam się stąd wydostać, to
znaczy, że możemy wszystko.
Nietrudno było zauważyć gorycz
w głosie Abza. Najwyraźniej nie wierzył w możliwość powodzenia.
Usiadł na podłodze i wziął głęboki oddech, wyraźnie próbując
się uspokoić.
Nagle do piwnicy zszedł Chen. Wyglądał na
równie niepocieszonego co reszta załogi.
- Jak idzie? -
spytał.
- Bez komentarza – mruknął Abz, ukrywając twarz w
dłoniach.
- Coś wymyślimy – zapewniła Joanna, będąc
ostatnim bastionem pozytywnego myślenia.
- Najgorsze jest to, że
nawet nie wiem, co miałoby uniemożliwiać wydostanie się z planety
– powiedział Abz. - Nie wykryłem żadnego pola siłowego czy
zagięcia czasoprzestrzeni.
- Jakim cudem miasto unosi się w
powietrzu, też nie wiemy – zauważyła Joanna. - Słyszałam
kiedyś, że bardzo zaawansowana technologia nie różni się niczym
od czarów. Czuję się jak osoba ze średniowiecza, która zagubiła
się w dwudziestym pierwszym wieku.
- Tylko że to przeczy logice.
Mogliśmy tu przylecieć, a nie możemy odlecieć? Jak budujemy celę,
to drzwi są zamknięte z obu stron – wyjaśnił Abz.
- Was
przynajmniej nie nagabywał. Chciał, żebym was przekonał, że
będzie nam tu lepiej niż na Ziemi. Majora podobno też próbował
urobić – powiedział Chen z pogardą.
Abz westchnął i
zastanowił się, co jeszcze jest w stanie zrobić. Wyglądało na
to, że wyczerpał już wszystkie możliwości. Pozostawało liczyć
na cud albo na to, że Monus poprosi swoich pobratymców o pomoc.
Czyli i tak wychodziło na jedno. Albinos nie był w stanie nawet
zrozumieć, jak działała technologia Pierwszych, a co dopiero nią
manipulować. Spojrzał na Chena zrezygnowanym wzrokiem i wtedy
poczuł, że coś mu nie pasuje. Najpierw, kiedy poprosił Monusa, by
zdradził mu tajemnice kosmosu, ten zmienił temat. Do tego za
wszelką cenę chciał ich powstrzymać przed powrotem do statku i
zachęcić do zostania. Po co miałby to robić, skoro i tak nie
mieli wyjścia? Abz jeszcze raz na spokojnie przeanalizował
wszystkie zdobyte dane i nagle wstał ożywiony, jakby zaświtał mu
pewien pomysł.
- Abz? - Joanna zauważyła dziwną zmianę w jego
zachowaniu.
- Chodźcie ze mną – powiedział kosmita i skinął
na przyjaciół.
Kiedy opuścili piwnicę, zauważyli, że
Gareth czyści karabin, spoglądając na Monusa spode łba. Wyglądało
na to, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. Hilda siedziała u
boku dowódcy i z nadzieją popatrzyła na przyjaciół. Sam jej
wzrok mówił wszystko. Bez wątpienia chciała wiedzieć, na czym
stoi, bez względu na to, czy oznaczało to zostanie na planecie, czy
jej opuszczenie.
- Błagam, powiedzcie, że coś odkryliście –
odezwał się major zdesperowany.
- To był blef – zwrócił się
Abz do Monusa. - Możemy odlecieć w każdej chwili, prawda?
Obcy wyglądał na zdenerwowanego, ale starał się to za wszelką
cenę ukryć.
- W życiu bym was nie okłamał – zaprotestował.
Abza to nie przekonało.
- Majorze, mam podstawy
przypuszczać, że ten osobnik nie mówi nam prawdy. Uważam, że
powinniśmy się udać do statku – powiedział z powagą.
Choć
do tej pory Gareth był wobec Abza bardzo nieufny, tym razem
popatrzył na niego porozumiewawczo i wstał. Skinął na załogę.
-
To nie ma sensu! - Monus próbował ich powstrzymać.
Jednak
badacze zrozumieli intencje kolegi i podążyli za swym dowódcą.
Starali się nie zwracać uwagi na kosmitę, który koniecznie chciał
ich zatrzymać przy sobie.
- Czekajcie! - krzyknął obcy.
Gareth się zatrzymał i popatrzył na niego w taki sposób, jakby
chciał mu dać ostatnią szansę na wybrnięcie z sytuacji z
twarzą.
- Przyznaję... okłamałem was... - wyznał Monus ze
zwieszoną głową. - Tylko ja nie mogę opuścić tego świata.
Tutejsze promieniowanie trzyma moje molekuły na swoim miejscu,
ale... Musicie mnie zrozumieć. Byłem taki samotny... Mogło być
tak wspaniale. Tyle rzeczy mogliśmy razem zrobić... Może... może
jednak się przekonacie?
- Skoro jesteś taki wszechwiedzący, to
znasz już odpowiedź. Rany, daliśmy z siebie zrobić idiotów –
rzekł oschle Gareth i udał się do wyjścia.
Joanna okazała
Monusowi nieco więcej współczucia. Popatrzyła na niego ze
zrozumieniem.
- Nie możesz stworzyć sobie przyjaciół? -
spytała.
- Nie mogę ingerować w tak złożoną materię.
Pozostaje mi czekać aż wyewoluuje tu coś inteligentnego –
wyjaśnił obcy.
Ponieważ Joanna została w komnacie, pozostali
zatrzymali się i poczekali, aż do nich dołączy. Ta jednak miała
jeszcze coś do powiedzenia. Zrobiło jej się żal Monusa. W końcu
jedyne, czego pragnął, to uwolnić się od samotności.
- Czy
istnieje możliwość, żebyśmy tu jeszcze kiedyś wrócili? -
spytała Garetha w taki sposób, jakby prosiła go o wyrażenie
zgody.
Major zrozumiał jej intencje i niezbyt przypadła mu do
gustu perspektywa ponownego spotkania z Monusem. Czuł się przez
niego upokorzony. Ale kiedy patrzył na błagalny wzrok Joanny,
trudno było mu jej odmówić. Miała wrażliwsze serce, niż
myślał.
- Zobaczymy... może... - powiedział i choć z pozoru
niczego nie gwarantował, Monus szeroko się uśmiechnął.
Nowe doświadczenie bez wątpienia wywarło duży wpływ na załogę.
Kiedy wracali do statku, nie byli już zmieszani czy zirytowani, lecz
zmotywowani do dalszej eksploracji kosmosu. Hilda miała mieszane
uczucia, ale w gruncie rzeczy jej ulżyło. Z początku nęciła ją
perspektywa całkowitego odcięcia się od doczesności, ale im
więcej o tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że
marzy o eksploracji kosmosu równie mocno co jej przyjaciele. Poza
tym w bazie żyło jej się coraz lepiej i codzienność już jej tak
nie przerażała.
Wiele pytań wciąż pozostawało bez
odpowiedzi, a we wszechświecie czekało na odkrycie jeszcze mnóstwo
światów zamieszkanych przez istoty podobne do ludzi. Kto wie, może
gdzieś tam, w czeluściach kosmosu, żyło więcej banitów, takich
jak Monus?
- To jak, dotrzymasz słowa? - szepnęła Joanna do
Abza.
- Hmm?
- Mówiłeś, że jeśli uda nam się wydostać,
to zostaniesz w drużynie.
- Zawsze dotrzymuję słowa –
powiedział Abz, a jego uśmiech mówił sam za siebie. Po tym, czego
dokonał tego dnia, już się tak nie bał.
Joanna chciała
wyrazić, jak bardzo się cieszy, i coś powiedzieć, ale Gareth
wszedł im w rozmowę.
- Dobra robota, tak na marginesie –
pochwalił Abza, jeszcze bardziej podnosząc jego samoocenę.
Nastał czas powrotu i zdania raportu, wobec którego nikt nie mógł
przejść obojętnie. Trafiło się kilku niedowiarków oraz paru
takich, którzy potrzebowali czasu, bo oswoić się z nowym
odkryciem. Jednak życie w bazie i organizacja pracy nie uległa
zmianie. Peter Price zdawał się osobą o wyjątkowo otwartym
umyśle, a do tego na tyle stanowczą, by utrzymać swych podwładnych
w ryzach. Jeśli chodzi o załogę Odysei, naukowców obecnie
dręczyła myśl o czymś innym, niż inteligentne życie w
kosmosie.
- Jesteście absolutnie pewni, że tego chcecie? -
spytał Chen towarzyszy, gdy zmierzali razem do siłowni.
-
Jesteśmy – przytaknęła Joanna.
- Absolutnie – przyznał
Abz.
- Świetnie – ucieszył się Chen.
Kiedy weszli do
środka, Gareth wyciskał sztangę. Nie chcieli być nachalni, więc
postanowili poczekać, aż skończy i dopiero wtedy przejść do
sedna.
W końcu major przerwał ćwiczenie i odłożył
przyrząd.
- O co chodzi? - spytał, wycierając pot ręcznikiem.
-
Mów – szepnął Chen do Joanny.
- Dlaczego ja, to był twój
pomysł?
Ponieważ wszystkie spojrzenia spoczęły na kobiecie,
dała za wygraną i przeszła do konkretów.
- Chcemy, żebyś nas
trenował – wypaliła.
- Regularnie – dodał Chen.
Gareth
zareagował dość spokojnie. Przyjaciele spodziewali się po nim
zdziwienia, niedowierzania, pytań, ale ten tylko napił się napoju
izotonicznego i spojrzał na nich ze zrozumieniem. Zupełnie jakby
się spodziewał, że prędzej czy później przyjdą do niego z taką
prośbą.
- Okej – powiedział jak gdyby nigdy nic i wrócił do
ćwiczeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz