piątek, 7 sierpnia 2015

ISET, tom I, rozdział VIII

Rozdział VIII - „Niechciany raj”

Dzień dobiegał końca i czerwona tarcza słońca widniała nisko nad horyzontem. Członkowie załogi Odysei dalej wytrwale szukali wyjścia z trudnej sytuacji. Podobnie jak Gareth Abz nie zamierzał utknąć na obcej planecie na zawsze. Wytrwale szukał rozwiązań, a pierścień Monusa w jego mniemaniu stanowił klucz. Tajemnicze promieniowanie było siłą, której nie rozumiał, a to oznaczało, że musiało odpowiadać za wszelkie anomalie na planecie. Zamierzał wyciągnąć od właściciela przedmiotu jak najwięcej informacji.
- Mógłbym obejrzeć ten pierścień? - spytał bez wahania.
Tak jak się spodziewał, Monus nie był chętny do współpracy i odruchowo złapał się za rękę, na której nosił sygnet.
- To nie jest dobry pomysł. Ten kamień mógłby zmienić wszystkie molekuły w twoim ciele – odparł i ukrył dłoń za plecami.
- I pewnie nie zdradzisz mi, jak on działa?
- Nic byś z tego nie zrozumiał. Poza tym i tak powiedziałem już wam za dużo. Pierwszym się to nie spodoba.
- Rozmawiają z tobą? - zdziwił się Abz i podrapał się po głowie.
- Rzadko. Ale czasem podsłuchują. Jak się wkurzą, to mogą mnie ukarać.
Monus mówił trochę jak osoba cierpiąca na schizofrenię, jednak Abz wziął na poważnie jego słowa. Po tym, co zobaczył, był skłonny uwierzyć we wszystko.
- Nie mógłbyś przekonać Pierwszych, by nas wypuścili? - spytał z nadzieją.
- Oni nie lubią, jak się ich o coś prosi. Odkąd osiągnęli najwyższy stopień rozwoju i zrezygnowali z formy materialnej, stali się wyjątkowo niewrażliwi i obojętni.
Niby Monus był niesamowicie inteligentny, a momentami rozmawiało się z nim jak z upartym dzieckiem. Słowa po prostu się odbijały. Jednak Abz nie zamierzał tak łatwo się poddać. Planował powrócić do tematu później, co nie znaczyło, że skończyły mu się pomysły na pytania.
- Skoro mamy tu zostać na zawsze, to chyba możesz nam zdradzić tajemnice wszechświata, co nie? Chciałbym się dowiedzieć, czemu jest niejednorodny i czym jest ciemna materia. No i jak powstał. Ta wiedza i tak już nie opuści tej planety, więc możesz powiedzieć – podszedł sprytnie swego rozmówcę.
Jednak Monus nie dał się tak łatwo podpuścić, choć przez chwilę wyglądał na zmieszanego.
- To nudne. Nie lepiej zająć się czymś wesołym? Co chciałbyś, żebym dla ciebie zbudował?
Rozmowę przerwał Gareth, który wszedł do komnaty, starając się zignorować irytującego kosmitę.
- Jak postępy? - spytał tak, jakby znał już odpowiedź.
- Tak sobie – westchnął Abz.
- Zaczyna się ściemniać. Lepiej wróćmy na noc do statku. Zmęczeni nic nie wymyślicie – powiedział major z godnym podziwu opanowaniem.
Jego słowa nie spodobały się Monusowi, który od razu zareagował z wyraźnym poruszeniem i niepokojem.
- Ale po co mielibyście wracać? Nie wracajcie... Zbudowałem wam dom... Chodźcie zobaczyć! - wtrącił się, po czym podszedł szybko do wyjścia i zaczął energicznie machać w swoim kierunku, co miało zachęcić podróżników, by poszli za nim.
- Dziękujemy za gościnę, ale wolimy naszą łajbę – odpowiedział major z sarkazmem.
- Proszę, chociaż rzućcie okiem – błagał Monus, składając dłonie niemalże jak do modlitwy.
Nie wyglądało na to, by miał łatwo odpuścić. Ponieważ Gareth wolał uniknąć ciągłego nagabywania, doszedł do wniosku, że lepiej będzie tym razem ustąpić i obejrzeć dzieło. W ten sposób istniała przynajmniej szansa, że Monus da im na jakiś czas spokój.
Kiedy drużyna dotarła na miejsce, zauważyła, że budynek wygląda dość przeciętnie. Jak zwykły dwupiętrowy dom, z białymi ścianami i bez żadnych nietypowych elementów.
- Wiem, że na razie z zewnątrz nie robi wrażenia, ale jeszcze go nie skończyłem. Ale w środku jest wszystko, co potrzeba. Chodźcie! - Kosmita skinął ochoczo na przybyszów. Ci nie podzielali jego entuzjazmu, ale weszli za nim do środka. Dopiero wtedy na ich znudzonych twarzach pojawiło się zafascynowanie. Nie spodziewali się ujrzeć tak przytulnego i swojskiego wnętrza. Duży salon połączony był z kuchnią i wyglądał niesamowicie „ziemsko”. Znajdowały się w nim kominek oraz długi stół, na którym stały srebrne świeczniki i taca z owocami. Na ścianach wisiały zdjęcia przedstawiające różne miejsca świata. Kanapy wyścielone były białym futerkiem, które sprawiało wrażenie ciepłego i miłego w dotyku. Na piętro prowadziły drewniane kręte schody. - Nie martw się, twoją sypialnię urządziłem w stylu anahibiańskim – rzekł Monus do Abza.
Hilda dokładnie przyjrzała się kuchni i otworzyła lodówkę. Nie sądziła, że znajdzie tam tak wiele znajomych produktów. Było nawet piwo. Gareth z podobnym zaciekawieniem przyjrzał się zawartości chłodziarki. Kiedy uniósł jedną z butelek piwa, zauważył etykietkę Guinnessa.
- Nie wiem, czy udało mi się dokładne odwzorować smak, ale jakby co to jest do dopracowania – skomentował Monus.
- To nie jest prawdziwe – odparł major z pochmurną miną i odstawił butelkę na swoje miejsce. - Nie przekupisz nas. Idziemy! - krzyknął na swoich ludzi, ale zauważył, że ci byli tak pochłonięci oglądaniem pomieszczenia, że nie zwrócili na niego uwagi.
- Nie widziałeś jeszcze swojej sypialni. Jest dokładną repliką twojego dawnego pokoju – powiedział Monus. - Wiem, jak bardzo za nim tęsknisz.
Major najpierw się zarumienił, po czym popatrzył podejrzliwie na obcego. Jakoś trudno było mu uwierzyć, że komuś udałoby się stworzyć identyczne pomieszczenie, co jego stara sypialnia. Postanowił to zweryfikować i wejść na górę. Tam doznał szoku. Kiedy tylko przekroczył próg pokoju, poczuł się tak, jakby przeniósł się do innego wymiaru. Wszystko zgadzało się idealnie z tym, co zapamiętał. Nawet tapeta w kwiatki, której nigdy nie lubił, teraz mu się podobała. Na drzwiach znajdował się plakat Queen, a z lampy zwisały modele samolotów, przypominające te, które sam kiedyś sklejał. Gdy usiadł na łóżku, zaskrzypiało dokładnie tak, jak jego stare posłanie. Pochyła ściana, o którą nie raz się w nocy uderzył, również została niezmieniona, choć tym razem pokój nie znajdował się na poddaszu.
- No i jak? - spytał Monus, zadowolony z siebie.
Major nic nie odpowiedział. Przez chwilę siedział zadumany, po czym zerwał się na równe nogi i zszedł na dół. Jego przyjaciele dalej zachwycali się wnętrzem. Chen i Hilda przeglądali zawartość szafek w kuchni, a Joanna i Abz siedzieli na kanapie i badali dłońmi teksturę futrzanego nakrycia. Nie wyglądało na to, by spieszyło im się do statku. Co gorsza Gareth zdał sobie sprawę, że również nie jest już tak zdeterminowany, by wracać na pokład. Z jednej strony czuł się, jakby przegrał walkę, a z drugiej coraz mniej go to obchodziło.
- Jeśli wolno, chciałabym zasugerować, żebyśmy tu zostali na noc, majorze. Do statku jest kawałek. Nim tam dotrzemy, będzie już ciemno – powiedziała Hilda.
- W porządku. Jedna noc nas nie zbawi – mruknął Gareth, odczuwając dziwny dyskomfort.


Podróżnicy wcześnie udali się na spoczynek. Byli zmęczeni i potrzebowali snu. Bez regeneracji sił nie mogli zdziałać zbyt wiele. Ale mimo wyczerpania, niektórzy mieli problemy z zaśnięciem. Gareth nie mógł oprzeć się wrażeniu, że łóżko, w którym leży, jest znacznie bardziej obce, niż wyglądało. Było dokładnie takie, jakim go zapamiętał, ale myśl, że zostało stworzone przez obcą siłę, nie dawała mu spokoju. Poza tym miał na głowie zbyt wiele problemów, by tak po prostu zasnąć.
Wstał i zszedł do kuchni. Postępował trochę wbrew sobie, ale trudne sytuacje wymagały trudnych decyzji. Otworzył lodówkę i wyjął butelkę „Guinnessa”. Jego smak był zbliżony do oryginalnego produktu, choć nie identyczny. Gareth postanowił jednak nie wybrzydzać. Wziął parę głębokich łyków i poczuł się odrobinę lepiej. Trzymając w dłoni butelkę, udał się na tył domu, gdzie znajdował się fantazyjny ogród, wypełniony licznymi gatunkami drzew. Monus postawił tam nawet fontannę. Major postanowił chwilę przy niej posiedzieć i zebrać myśli, ale kiedy wyszedł na zewnątrz, zauważył, że przy fontannie już ktoś się znajduje. W blasku małej latarni dostrzegł, że to Joanna. Wrócił więc do kuchni, wyjął drugą butelkę piwa i ponownie udał się do ogrodu. Kobieta wyglądała na trochę zdziwioną widokiem majora wręczającego jej piwo, ale przyjęła podarunek.
- Też nie możesz spać? - spytała.
- Oj tak – westchnął Gareth i usiadł obok niej.
Napili się jednocześnie, czując delikatną ulgę.
- Kto by pomyślał, że będziemy chcieli uciec z raju – powiedziała Joanna. - To zabawne, że wolimy wrócić do naszych problemów, niż spędzić resztę życia tutaj. Przecież właśnie o tym marzą ludzie, żeby uciec od szarej rzeczywistości, byczyć się w jakimś pięknym miejscu i niczym się nie martwić. A my dostaliśmy taką możliwość i tego nie chcemy.
- Bo jesteśmy badaczami. Jakbyśmy tu zostali, stracilibyśmy cel życia. Bez podróży, bez wyzwań... chyba bym zwariował – odparł spokojnie Gareth.
- To samo sobie pomyślałam. Czasami naprawdę mądrze mówisz. – Joanna uśmiechnęła się, choć wyglądała na trochę zaskoczoną.
- Myślałaś, że mam życie duchowe na poziomie ameby? - zaśmiał się major.
- Nie... Ale rzadko raczysz nas swoimi przemyśleniami.
- Bo rzadko dzieją się takie jaja.
Spotkanie z Monusem każdego zmusiłoby do rozważań nad sensem życia. Bez względu na to, czy podróżnicy mieli się wydostać z planety, czy nie, wiedzieli, że ich życie na pewno nie będzie już takie jak kiedyś.
- Jak oceniasz nasze szanse na powrót do domu? - spytał Gareth niby od niechcenia.
- Cóż... jest szansa, że Pierwsi sami nas wypuszczą, kiedy zorientują się, co się stało. W końcu ich celem było odizolowanie Monusa.
Odpowiedź Joanny wskazywała na to, że uczona sama nie miała żadnego pomysłu, jak rozgryźć obcą technologię, która więziła ich na planecie. Jeśli w ogóle można to było nazwać technologią. Dlatego Gareth postanowił już nie drążyć tematu, bo dyskutowanie o tym nigdzie by ich nie zaprowadziło. Jedynie pogłębiłoby frustrację. Czasem lepiej na chwilę zapomnieć o problemie, porozmawiać o czymś przyziemnym. Istniało wiele rzeczy, o które major chciał spytać koleżankę, ale nie był pewien, czy wypada. Napił się więcej piwa, mając nadzieję, że pomoże mu to odpowiednio dobrać słowa.
- Jak ci się układa z Abzem? - spytał niespodziewanie.
Joanna popatrzyła na Garetha wielkimi oczami.
- Co masz na myśli?
- No wiesz... Spędzasz z nim bardzo dużo czasu. Pomyślałem, że...
- Że z nim kręcę? Tak właśnie pomyślałeś? - Joanna prawie wybuchnęła śmiechem. - Wiesz, zawsze żałowałam, że nie mam brata, który podzielałby moje zainteresowania. Tym właśnie jest dla mnie Abz. Traktuję go jak brata.
- Naprawdę? - Tym razem Gareth się zdziwił.
- Tak.
Dla majora zabrzmiało to nie do końca przekonująco, ale jak na razie taka odpowiedź mu wystarczyła. Wiedział, że nie powinien za bardzo wnikać w życie prywatne swoich podwładnych. Jednak były jeszcze rzeczy, o które chciał zapytać, ale bał się, że mogą okazać się zbyt osobiste. W normalnych warunkach pewnie nawet nie rozważałby poruszania takich tematów, ale przy obecnym zmęczeniu piwo szybko uderzyło mu do głowy i nieco go ośmieliło.
- Wybacz, że pytam, ale nic nie poradzę, że mi to od pewnego czasu chodzi po głowie. Jesteś lesbijką? - wypalił nagle i przygotował się na wybuch gniewu rozmówczyni.
Na szczęście Joanna nie zareagowała tak gwałtownie, jak się spodziewał, ale to nie znaczyło, że pytanie jej nie zaskoczyło. Przez chwilę milczała i pocierała szyję z zakłopotaniem.
- Uważasz, że skoro widzę w mężczyznach przyjaciół, a nie potencjalnych partnerów, to jestem lesbijką? - spytała, ewidentnie niezadowolona.
- Nie, nic z tych rzeczy – bronił się nerwowo Gareth. - Przepraszam, walnąłem gafę.
Pewnie przez to, że major wyraźnie żałował swego pochopnego działania i wręcz było widać jak mu wstyd, Joanna nie okazała gniewu. Nawet popatrzyła na kolegę ze zrozumieniem.
- Nie jestem lesbijką – wyjaśniła już na spokojnie, bawiąc się butelką. - Ale przyznaję, po pewnym nieudanym związku próbowałam z kobietami. I nawet było całkiem w porządku, ale... na razie jest mi dobrze, tak jak jest. Mama chciałaby, żebym sobie kogoś znalazła, a ja nie chcę się w nic takiego pakować. Po co mi to?
Takiej otwartości Gareth się nie spodziewał. Bardziej zdziwiła go szczerość Joanny, niż jej doświadczenia miłosne. Nie wierzył, że uczona odpowie na jego pytanie, a jednak to zrobiła, i to z niezwykłym opanowaniem. Możliwe, że jej alkohol również rozwiązał język, a to zachęciło Garetha do wyrażenia jeszcze śmielszych przemyśleń.
- Wiesz, jesteś ładna. Bez problemu mogłabyś sobie kogoś znaleźć – powiedział.
Sądził, że Joannę ucieszy taki komplement, ale mocno się przeliczył. Kiedy spojrzał w jej zielone oczy, napotkał spojrzenie dalekie od spokoju i radości. Kobieta nie pierwszy raz tego wieczoru wyglądała na zaskoczoną, ale tym razem był to rodzaj zdziwienia spotykany, kiedy usłyszy się niespodziewaną obelgę.
- Zaraz... Sugerujesz, że nie szukam sobie faceta, bo mam kompleksy? - spytała z wyrzutem.
- Nie no, coś ty! - bronił się major.
Ale Joanna nie chciała słuchać jego wykrętów. Jeszcze raz posłała mu rozgniewane spojrzenie, westchnęła zawiedziona i wstała. Nawet nic nie powiedziała, tylko odeszła obrażona.
- Przepraszam! - krzyknął za nią Gareth, ale to nic nie dało. Dokończył piwo w samotności. - Nigdy nie zrozumiem kobiet – mruknął jeszcze do siebie. Noc zdawała się długa i nieubłagana, a gdy wreszcie nastał ranek, Gareth poczuł ulgę. Nie miał żadnej gwarancji, że nowy dzień przyniesie jakieś postępy, ale przynajmniej rozbudziły się jego nadzieje, że wypoczęci Abz i Joanna coś wymyślą. Jeśli w ogóle będą wypoczęci. On nie był. W przeciwieństwie do Hildy, która wstała jako pierwsza i uwijała się w kuchni niczym pszczoła. Parzyła herbatę, przygotowywała śniadanie, a gdy Gareth zszedł na dół, przywitała go uśmiechem. To było do niej zupełnie niepodobne. Nic dziwnego, że major przyglądał się jej podejrzliwie.
- Widzę, że się tu pani podoba, poruczniku? - powiedział, celowo robiąc to w sposób formalny, by przypomnieć Hildzie, że wciąż jest żołnierzem na służbie.
- Proszę się nie martwić, nie zdezerteruję – odparła kobieta, która najwyraźniej domyśliła się obaw majora.
- Nie podejrzewałbym pani o takie myśli. Ale proszę nie dać sobie zamydlić oczu temu kosmicie.
Nawet po stanowczych słowach majora uśmiech nie zniknął z twarzy Hildy. Podała Garethowi filiżankę, a następne rozłożyła pozostałe nakrycia. Mężczyzna domyślał się, jak musi się czuć jego podwładna. Pewnie cieszyła ją myśl o ucieczce od doczesności. Tu łatwiej było jej zapomnieć o problemach niż na Ziemi. Ale miał nadzieję, że nie zbagatelizuje jego słów.
Wkrótce dołączyli do nich pozostali. Śniadanie nie trwało długo. Gareth wyraźnie dał do zrozumienia, że należy szybko wrócić do pracy. Każdy znał swoje obowiązki, więc oficer nie musiał się powtarzać.
- Przepraszam za wczoraj – rzucił jeszcze do Joanny na odchodnym.
- Nie ma sprawy. Właściwie to ja zrobiłam z siebie idiotkę. Zachowałam się jak rozchwiana hormonalnie nastolatka – przyznała kobieta ze wstydem.
- Zawsze możemy zrzucić winę na alkohol – zażartował major. - A teraz proszę brać się do roboty.
- Tak jest! - Joanna zasalutowała.


Jedyne co mógł zrobić Chen, by zabić czas, to podłubać w skałach. Nie miało to większego sensu, bo i tak nic, co znalazł na planecie, nie powstało naturalnie, ale przynajmniej odwracało to jego uwagę od problemu. Dlatego zszedł na powierzchnię, poszukał sobie jakiegoś ładnego okazu i zaczął stukać w niego młotkiem. Przypomniały mu się jego pierwsze praktyki, kiedy wykładowca zaprowadził grupę pod kawał zastygniętego betonu i nie zdradzając co to, kazał im go zbadać.
- Podobają ci się moje skały? - usłyszał znajomy głos.
Chen westchnął i przewrócił oczami. Liczył na chwilę spokoju, ale najwyraźniej Monus miał inne plany.
- Są piękne – mruknął i dalej bezmyślnie dłubał młotkiem.
- Może spróbujesz uspokoić kolegów? Jakoś nie mogą się pogodzić z perspektywą zostania tutaj. Jesteś najinteligentniejszy, więc może ci się uda – poprosił Monus.
Do Chena dotarło czemu Gareth miał tak serdecznie dosyć kosmity.
- Czemu miałbym ich przekonywać? Sam mam dosyć tego miejsca – odparł.
- Ale dlaczego? Przecież podobał wam się dom. Macie tu wszystko, czego dusza zapragnie.
- Nie, nie mamy i ty doskonale o tym wiesz, tylko się zgrywasz i próbujesz nam zamydlić oczy. Ale to ci się nie uda. Jesteśmy odkrywcami i pragniemy poznawać nowe miejsca. Tutaj nie ma czego odkrywać. Po co nam takie życie?
- Jak to nie macie czego odkrywać? Macie całą planetę do dyspozycji.
- To nie to samo - mruknął Chen i zdał sobie sprawę, że dłubanie w skale nie przynosi mu żadnej radości.


W piwnicy Monusa znajdowało się wiele tajemniczych przedmiotów, których zastosowania nie sposób było się domyślić. Dziwne kule, kryształy, lustra i inne artefakty mogły równie dobrze być zwykłymi ozdobami, jak i skomplikowanymi urządzeniami. Nawet przyrządy Abza niewiele pomagały. Naukowcy błądzili po omacku.
- To bez sensu – powiedział kosmita zrezygnowany. - Nic tak nie wskóramy. Ta technologia... czy cokolwiek to jest, przegania nas o tysiąclecia.
- Na pewno istnieje sposób – stwierdziła Joanna, wciąż twardo wierząc w swoje możliwości.
- Przysięgam, że jeśli uda nam się stąd wydostać, to zostaję w drużynie.
- Poważnie?
- Cóż, jeśli uda nam się stąd wydostać, to znaczy, że możemy wszystko.
Nietrudno było zauważyć gorycz w głosie Abza. Najwyraźniej nie wierzył w możliwość powodzenia. Usiadł na podłodze i wziął głęboki oddech, wyraźnie próbując się uspokoić.
Nagle do piwnicy zszedł Chen. Wyglądał na równie niepocieszonego co reszta załogi.
- Jak idzie? - spytał.
- Bez komentarza – mruknął Abz, ukrywając twarz w dłoniach.
- Coś wymyślimy – zapewniła Joanna, będąc ostatnim bastionem pozytywnego myślenia.
- Najgorsze jest to, że nawet nie wiem, co miałoby uniemożliwiać wydostanie się z planety – powiedział Abz. - Nie wykryłem żadnego pola siłowego czy zagięcia czasoprzestrzeni.
- Jakim cudem miasto unosi się w powietrzu, też nie wiemy – zauważyła Joanna. - Słyszałam kiedyś, że bardzo zaawansowana technologia nie różni się niczym od czarów. Czuję się jak osoba ze średniowiecza, która zagubiła się w dwudziestym pierwszym wieku.
- Tylko że to przeczy logice. Mogliśmy tu przylecieć, a nie możemy odlecieć? Jak budujemy celę, to drzwi są zamknięte z obu stron – wyjaśnił Abz.
- Was przynajmniej nie nagabywał. Chciał, żebym was przekonał, że będzie nam tu lepiej niż na Ziemi. Majora podobno też próbował urobić – powiedział Chen z pogardą.
Abz westchnął i zastanowił się, co jeszcze jest w stanie zrobić. Wyglądało na to, że wyczerpał już wszystkie możliwości. Pozostawało liczyć na cud albo na to, że Monus poprosi swoich pobratymców o pomoc. Czyli i tak wychodziło na jedno. Albinos nie był w stanie nawet zrozumieć, jak działała technologia Pierwszych, a co dopiero nią manipulować. Spojrzał na Chena zrezygnowanym wzrokiem i wtedy poczuł, że coś mu nie pasuje. Najpierw, kiedy poprosił Monusa, by zdradził mu tajemnice kosmosu, ten zmienił temat. Do tego za wszelką cenę chciał ich powstrzymać przed powrotem do statku i zachęcić do zostania. Po co miałby to robić, skoro i tak nie mieli wyjścia? Abz jeszcze raz na spokojnie przeanalizował wszystkie zdobyte dane i nagle wstał ożywiony, jakby zaświtał mu pewien pomysł.
- Abz? - Joanna zauważyła dziwną zmianę w jego zachowaniu.
- Chodźcie ze mną – powiedział kosmita i skinął na przyjaciół.
Kiedy opuścili piwnicę, zauważyli, że Gareth czyści karabin, spoglądając na Monusa spode łba. Wyglądało na to, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. Hilda siedziała u boku dowódcy i z nadzieją popatrzyła na przyjaciół. Sam jej wzrok mówił wszystko. Bez wątpienia chciała wiedzieć, na czym stoi, bez względu na to, czy oznaczało to zostanie na planecie, czy jej opuszczenie.
- Błagam, powiedzcie, że coś odkryliście – odezwał się major zdesperowany.
- To był blef – zwrócił się Abz do Monusa. - Możemy odlecieć w każdej chwili, prawda?
Obcy wyglądał na zdenerwowanego, ale starał się to za wszelką cenę ukryć.
- W życiu bym was nie okłamał – zaprotestował.
Abza to nie przekonało.
- Majorze, mam podstawy przypuszczać, że ten osobnik nie mówi nam prawdy. Uważam, że powinniśmy się udać do statku – powiedział z powagą.
Choć do tej pory Gareth był wobec Abza bardzo nieufny, tym razem popatrzył na niego porozumiewawczo i wstał. Skinął na załogę.
- To nie ma sensu! - Monus próbował ich powstrzymać.
Jednak badacze zrozumieli intencje kolegi i podążyli za swym dowódcą. Starali się nie zwracać uwagi na kosmitę, który koniecznie chciał ich zatrzymać przy sobie.
- Czekajcie! - krzyknął obcy.
Gareth się zatrzymał i popatrzył na niego w taki sposób, jakby chciał mu dać ostatnią szansę na wybrnięcie z sytuacji z twarzą.
- Przyznaję... okłamałem was... - wyznał Monus ze zwieszoną głową. - Tylko ja nie mogę opuścić tego świata. Tutejsze promieniowanie trzyma moje molekuły na swoim miejscu, ale... Musicie mnie zrozumieć. Byłem taki samotny... Mogło być tak wspaniale. Tyle rzeczy mogliśmy razem zrobić... Może... może jednak się przekonacie?
- Skoro jesteś taki wszechwiedzący, to znasz już odpowiedź. Rany, daliśmy z siebie zrobić idiotów – rzekł oschle Gareth i udał się do wyjścia.
Joanna okazała Monusowi nieco więcej współczucia. Popatrzyła na niego ze zrozumieniem.
- Nie możesz stworzyć sobie przyjaciół? - spytała.
- Nie mogę ingerować w tak złożoną materię. Pozostaje mi czekać aż wyewoluuje tu coś inteligentnego – wyjaśnił obcy.
Ponieważ Joanna została w komnacie, pozostali zatrzymali się i poczekali, aż do nich dołączy. Ta jednak miała jeszcze coś do powiedzenia. Zrobiło jej się żal Monusa. W końcu jedyne, czego pragnął, to uwolnić się od samotności.
- Czy istnieje możliwość, żebyśmy tu jeszcze kiedyś wrócili? - spytała Garetha w taki sposób, jakby prosiła go o wyrażenie zgody.
Major zrozumiał jej intencje i niezbyt przypadła mu do gustu perspektywa ponownego spotkania z Monusem. Czuł się przez niego upokorzony. Ale kiedy patrzył na błagalny wzrok Joanny, trudno było mu jej odmówić. Miała wrażliwsze serce, niż myślał.
- Zobaczymy... może... - powiedział i choć z pozoru niczego nie gwarantował, Monus szeroko się uśmiechnął.


Nowe doświadczenie bez wątpienia wywarło duży wpływ na załogę. Kiedy wracali do statku, nie byli już zmieszani czy zirytowani, lecz zmotywowani do dalszej eksploracji kosmosu. Hilda miała mieszane uczucia, ale w gruncie rzeczy jej ulżyło. Z początku nęciła ją perspektywa całkowitego odcięcia się od doczesności, ale im więcej o tym myślała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że marzy o eksploracji kosmosu równie mocno co jej przyjaciele. Poza tym w bazie żyło jej się coraz lepiej i codzienność już jej tak nie przerażała.
Wiele pytań wciąż pozostawało bez odpowiedzi, a we wszechświecie czekało na odkrycie jeszcze mnóstwo światów zamieszkanych przez istoty podobne do ludzi. Kto wie, może gdzieś tam, w czeluściach kosmosu, żyło więcej banitów, takich jak Monus?
- To jak, dotrzymasz słowa? - szepnęła Joanna do Abza.
- Hmm?
- Mówiłeś, że jeśli uda nam się wydostać, to zostaniesz w drużynie.
- Zawsze dotrzymuję słowa – powiedział Abz, a jego uśmiech mówił sam za siebie. Po tym, czego dokonał tego dnia, już się tak nie bał.
Joanna chciała wyrazić, jak bardzo się cieszy, i coś powiedzieć, ale Gareth wszedł im w rozmowę.
- Dobra robota, tak na marginesie – pochwalił Abza, jeszcze bardziej podnosząc jego samoocenę.
Nastał czas powrotu i zdania raportu, wobec którego nikt nie mógł przejść obojętnie. Trafiło się kilku niedowiarków oraz paru takich, którzy potrzebowali czasu, bo oswoić się z nowym odkryciem. Jednak życie w bazie i organizacja pracy nie uległa zmianie. Peter Price zdawał się osobą o wyjątkowo otwartym umyśle, a do tego na tyle stanowczą, by utrzymać swych podwładnych w ryzach. Jeśli chodzi o załogę Odysei, naukowców obecnie dręczyła myśl o czymś innym, niż inteligentne życie w kosmosie.
- Jesteście absolutnie pewni, że tego chcecie? - spytał Chen towarzyszy, gdy zmierzali razem do siłowni.
- Jesteśmy – przytaknęła Joanna.
- Absolutnie – przyznał Abz.
- Świetnie – ucieszył się Chen.
Kiedy weszli do środka, Gareth wyciskał sztangę. Nie chcieli być nachalni, więc postanowili poczekać, aż skończy i dopiero wtedy przejść do sedna.
W końcu major przerwał ćwiczenie i odłożył przyrząd.
- O co chodzi? - spytał, wycierając pot ręcznikiem.
- Mów – szepnął Chen do Joanny.
- Dlaczego ja, to był twój pomysł?
Ponieważ wszystkie spojrzenia spoczęły na kobiecie, dała za wygraną i przeszła do konkretów.
- Chcemy, żebyś nas trenował – wypaliła.
- Regularnie – dodał Chen.
Gareth zareagował dość spokojnie. Przyjaciele spodziewali się po nim zdziwienia, niedowierzania, pytań, ale ten tylko napił się napoju izotonicznego i spojrzał na nich ze zrozumieniem. Zupełnie jakby się spodziewał, że prędzej czy później przyjdą do niego z taką prośbą.
- Okej – powiedział jak gdyby nigdy nic i wrócił do ćwiczeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz